poniedziałek, 31 marca 2014

Zużycia marca

Kolejny miesiąc upłynął w ekspresowym tempie. Znaczna jego część spędziłam na pisaniu pracy magisterskiej, ale znalazło się w nim też sporo przyjemnych rzeczy. Przede wszystkim wyjazd do Pragi, o reszcie napiszę przy okazji ulubieńców. Póki jeszcze mamy marzec, pożegnam się ze zdenkowanymi kosmetykami. W związku z redukcją ilości kosmetyków denko też jest zdecydowanie mniejsze ;)

  • woda toaletowa Currara Touch & Die- nigdy nie byłam wielką fanką perfum, zawsze mam jakiś jeden czy dwa flakoniki i to w zupełności zaspokaja moje potrzeby. Jednak Touch & Die od Currary wyjątkowo przypadło mi go gustu. Niestety od dawna nie widziałam go w sklepach, więc dawkowałam sobie każdą kropelkę, ale i na tę ostatnią przyszła pora. 
  • żel pod prysznic Radox Cherry Blast- nigdy nie miałam niczego tej firmy, ale teraz już wiem, że ch żele oprócz posiadania pięknych zapachów okrutnie wysuszają skórę :(
  • antybakteryjny żel do mycia twarzy Ziaja- mój absolutny ulubieniec!
  • peeling enzymatyczny Balea- bardzo dobry peeling! Chciałam kupić kolejne opakowanie, ale nie znalazłam w DM. Mam nadzieję, że nie został wycofany :(
  • odżywka do włosów Isana połysk jedwabiu- kupiłam z tęsknoty za isaną babasu, jednak to nie to samo :( Nawet bardzo wiele jej brakuje do mojej wycofanej ulubienicy! Zdecydowanie nie polecam, efekt bardzo marny.
  • nawilżające mleczko regenerujące Tołpa- bardzo przyzwoite mleczko do ciała. Narobiło mi ochoty na inne produkty Tołpy :)

sobota, 29 marca 2014

Lakier Wibo Celebrity Nails Nr 2 My Charming

Tak jak wczoraj wspominałam, dziś pokażę Wam lakier do paznokci Wibo z serii Celebrity Nails w odcieniu nr 2 My Charming. Powiem szczerze, że o ile kolor w buteleczce mnie zachwycił, tak na paznokciach już takiego szału nie zrobił. Nie powiem, że mi się nie podoba, ale wyobrażałam go sobie inaczej ;)


Kolor to taka brzoskwinka ze złotym pyłkiem. Choć nie jestem zwolenniczką dzielenia kolorów na jesienne czy wiosenne, to w tym przypadku aż ciśnie się na klawiaturę, żeby określić go mianem wiosennego :)


Przy dwóch warstwach wciąż prześwitują końcówki. Nie nakładałam trzeciej, bo lakier jest dość gęsty i obawiałam się niepotrzebnego mazania. O czasie wysychania się nie wypowiem, bo używam zawsze top coata przyspieszającego wysuszanie. Póki co, nie mam żadnego odprysku, a paznokcie przeżyły sobotnie sprzątanie oraz kilka myć naczyń. Przewiduję, że będzie pod tym względem okej, jak nie to dam znać :)

I jak Wam się podoba? 

piątek, 28 marca 2014

Wizyta w Rossmannie

Na początku miesiąca wspominałam Wam o kuponach promocyjnych, które rozdawane były w Rossmannach. Niestety okazało się, że akcja ta obowiązuje tylko w wybranych sklepach. Dziś wracając z zajęć postanowiłam wykorzystać jeden kupon. Mała przyjemność na początek weekendu :)

  • tusz do rzęs Lovely Curling Pump Up- od dawna chodził mi po głowie. Przeczytałam o nim wiele pozytywnych recenzji, przed zakupem wstrzymywał mnie jedynie brak gwarancji, że nikt go wcześniej w sklepie nie otwierał. Dziś stwierdziłam, że raz kozie śmierć i chyba trafiłam na niemacany egzemplarz ;)
  • lakier do paznokci Wibo Celebrity Nails nr 2 My Charming- śliczna brzoskwinka z nowej kolekcji Wibo. Mam ochotę na więcej odcieni z tej serii :)
  • lakier o piaskowym wykończeniu Wibo Glamour Sand nr 2- nie widziałam go wcześniej, ale od razu wpadł mi w oko. Uwielbiam takie odcienie!
  • krem do twarzy do skóry bardzo wrażliwej Alterra- podobnie jak w przypadku tuszu do rzęs, na krem miałam ochotę od dawna. Akurat nadziałam się ostatnio na kremowego 'bubla' i potrzebowałam czegoś ja już. Oby się sprawdził ;)
Dzięki wspomnianemu na początku kuponowi całe zakupy kosztowały mnie 23zł :)

środa, 26 marca 2014

Kosmetyki za mniej niż 10 złotych warte polecenia!

Wiadomo, częste zakupy kosmetyczne mogą człowieka zrujnować. Sama staram się pilnować i bez potrzeby nie przepłacać. Zgodzimy się pewnie co do tego, że jakość jest najważniejsza, jednak znalazłam 10 produktów w przypadku których niska cena nie idzie w parze z ich kiepskim działaniem. Zapraszam do lektury i zachęcam do stworzenia takiego zestawienia na swoich blogach :)

twojaapteka.co.uk 
1. Szampon normalizujący do włosów przetłuszczających się z drożdżami piwnymi Joanna- odkryłam go po tym, jak moje włosy zmasakrował szampon Garniera Ultra Doux z awokado. Włosy były tak obciążone i oblepione jakąś wstrętną mazią, że aż się przykro robiło. W tym momencie pojawił się szampon Joanny, włosy dobrze oczyścił, sprawił, że były lekkie, sypkie, lśniące. Były dokładnie takie jak lubię najbardziej, w dodatku faktycznie zaczęły się mniej przetłuszczać. Moje włosy go uwielbiają i co jakiś czas będę do niego wracać :) Jego cena to 8zł/300ml


2. Zmywacz do paznokci Blanchette z Kauflandu- na zdjęcie załapał się też mój ukochany wysuszacz lakieru z Essence, niestety już wycofany :( Wróćmy jednak do zmywacza. Niby zmywacz to nic specjalnego, jednak ten kolega radzi sobie z lakierem w ekspresowym tempie, nie śmierdzi tak bardzo, jest go dużo i do tego jest tani. Czego więcej chcieć? :) Cena to 5,5zł/200ml.

wizaz.pl
3. Krem do rąk Isana z mocznikiem- jeden z lepszych kremów do rąk jakie miałam. Bardzo często jest wykupiony w Rossmannach, to też o czymś świadczy ;) Świetnie radzi sobie z mocno wysuszonymi dłońmi, lubię też jego specyficzny zapach. Jakby tego było mało to jest to produkt uniwersalny- wielokrotnie używałam go do stóp i za każdym razem byłam bardzo zadowolona :) Cena to 5zł/100ml.
wizaz.pl
4. Kredka do brwi Catrice- posiadam odcień średni i jestem nim zachwycona. Twarz od razu nabiera innego wyrazu. Grzebyczek na drugiej stronie kredki sprawia, że jest wyjątkowo poręczna. Myślę, że dzięki niej znalazłam już swój ideał w kategorii brwi i nie będę już szukać dalej ;) Cena to 9zł/kredka. 

ladymakeup.pl

5. Tusz do rzęs MIYO 3 w 1 - rewelacyjny tusz za śmieszne pieniądze. Niestety jednym problemem jest słaba dostępność. Można go kupić w drogerii Jasmin, a we Wrocławiu jest mi do niej nie po drodze. Tusz ten bardzo ładnie wydłuża i pogrubia rzęsy. Ma silikonową szczoteczkę, która należy do moich ulubionych :) Cena to 8zł.


6. Odżywka do włosów Joanna Argan Oil- fantastyczna odżywka, która wzbudza u wielu dość mieszane uczucia. Zużyłam już chyba 3 albo 4 opakowania i z pewnością będzie ich więcej. Bardzo ładnie wygładza końce włosów, które dzięki temu mniej się puszą. Dodatkowo znacząco ułatwia rozczesywanie. Cena to 7zł/200ml. 

www.essence.eu
7. Baza pod cienie I <3 Stage- ta baza jest cichym bohaterem moich makijaży. Dzięki niej cienie są na swoim miejscu przez cały dzień. Może jakoś wybitnie nie podobija ich intensywności, ale nie przeszkadza mi to. Za jej sprawą mam ochotę częściej robić coś więcej niż kredkę eyelinerem na oku :) Cena to 9zł.

pinger.pl
8. Maska intensywnie wygładzająca Ziaja- wychwalałam ją już wielokrotnie, więc nie mogło jej zabraknąć w tym zestawieniu. Nic tak dobrze nie wygładza włosów jak ona. Poleciłam ją już wielu osobom i każda była równie zachwycona jak ja :) Mój absolutny KWC :) Cena to 6zł/200ml.


9. Płyn micelarny BeBeauty- pewnie nie jest to żadne zaskoczenie ;) Z każdą kolejną zużytą butelką dochodzę do wniosku jak bardzo go lubię. Martwi mnie jedynie to, że została mi już tylko jedna butelka w zapasie, a w Biedronce jest on ciągle wykupiony. No nic, póki co, cieszę się świetnym płynem, który rewelacyjnie radzi sobie z moim makijażem. Cena to 5zł/200ml.

apteka-melissa.pl

10. Żel do mycia twarzy antytrądzikowy Ziaja- mój ulubiony żel do mycia twarzy. Jest delikatny, ale jednocześnie skuteczny. Nie podrażnia skóry, nie wysusza jej też nadmiernie. Widzę, że powoli robi się coraz popularniejszy w blogosferze, i bardzo dobrze :) Zdecydowanie jest warty uwagi. Cena to 10zł/200ml.

To już wszystko, podzielcie się swoimi typami w kategorii mniej niż 10zł ;)

poniedziałek, 24 marca 2014

Praga 2014

Osoby, które obserwują mnie na instagramie zostały ostatnio zaatakowane przeze mnie spamem prosto z Pragi. Weekendowy wyjazd był tak udany i tak bardzo poprawił mi humor, że postanowiłam się podzielić z Wami moimi wrażeniami z ostatnich dni. 


Między Wrocławiem a Pragą istnieje kilka połączeń, ale zdecydowanie najwygodniejszym jest to za pomocą Polskiego Busa czyli najmodniejszego środku lokomocji wśród blogerek ;) Podróż trwa prawie 5h, więc nie jest to chwila moment, ale też nie ma tragedii. Od dawna chodzi mi po głowie pomysł jednodniowego wypadu pt.: o 8 rano wyjeżdżamy, w Pradze jesteśmy o 13, autobus powrotny o 23, we Wrocławiu jesteśmy ponownie o 4 rano. Z jego realizacją poczekam jednak do wakacji i bardziej pewnej pogody ;) 


Praga przywitała nas pięknym słońcem i bezchmurnym niebem. Ze względu na krótki pobyt zarezerwowałam hotel w samym centrum, żeby nie tracić czasu na dojazdy przez pół miasta. Choć metro działa w Pradze bez zarzutu to i tak uważam, że nie ma to jak spacer :) Niestety chyba pół Pragi wpadło na ten sam pomysł, bo tłumy na głównych ulicach były niemiłosierne. Momentami ciężko było przejść. Wolę nie wiedzieć, co będzie się tam działo na weekend majowy...


Jednak na szczęście, jak to bywa chyba w większości miast, wystarczy zejść z trasy wyznaczonej w przewodniku i przejść się bocznymi uliczkami, żeby zaznać trochę spokoju. Dodatkowo można wyhaczyć takie kwiatki:


Pozostając w temacie substancji psychoaktywnych to nie można przejść obojętnie obok Absyntherii. Pamiętam, że pierwszy raz o absyncie słyszałam oglądając jakoś w czasach początków liceum film Eurotrip. Choć teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo jest żenujący, to i tak wciąż bawią mnie niektóre jego sceny ;)


Będąc w Czechach nigdy nie mogę sobie odmówić, żeby przynajmniej raz nie zamówić smażonego sera. Choć na dobrą sprawę wcale nie jest on jakimś przysmakiem, przegryzany frytkami stanowi samo zło, to tradycji musi stać się zadość. Poniżej wybitnie niemodne zdjęcie przedstawiające jeszcze mniej modne jedzenie :D


Gdybym miała wskazać rzecz, która w Pradze mnie wkurza to (oprócz przepełnionych koszy na śmieci) są to wybitnie krótkie cykle dla pieszych na światłach. 5 sekund dla mnie kontra 90 dla samochodów? 


Jeżeli chodzi o pamiątki, które sobie przywiozłam to jedną już pokazałam :) Bez magnesu nie wracam do domu z żadnej wycieczki! Oprócz tego kupuję zazwyczaj pocztówki, ale tutaj nie jestem już tak samolubna i dzielę się z innymi. Najlepiej gdzieś przy kawie ;)


Z serii WTF muszę również zrobić zdjęcie studzience kanalizacyjnej z herbem miasta. Zawsze myślałam, że idiotycznie wyglądam robiąc jej zdjęcie, ale będąc na zamku przekonałam się, że jest więcej takich jak ja :D


Inną ważną pamiątką jest zawartość reklamówki z drogerii DM, adresata milionów westchnień i pytań: czemuż to nie ma Cię w Polsce, najlepiej u mnie w bloku na parterze?


W niedzielę, czyli dzień powrotu, pogoda zmusiła mnie do porzucenia pomysłu na pożegnalny spacer na rzecz spędzenia kilku godzin w kawiarni. Żeby zbytnio się nie nudzić kupiłam sobie w kiosku gazetę z fajnym dodatkiem, a mianowicie kremem Yves Rocher. Zawsze kątem oka widzę gdzieś zdjęcia magazynów z dodatkami z UK, ale co tam! Czechy też potrafią!


Niby tylko weekend, a ile radości :)


:)

środa, 19 marca 2014

Catrice Re-Touch Light-Reflecting Concealer czyli jeden wielki bubel

Chyba nadeszła najwyższa pora, żebym sobie w końcu uświadomiła, że z produktami Catrice jest mi nie po drodze. W pełni odpowiadają mi jedynie kamuflaż i kredka do brwi, z całą resztą coś jest w mniejszym lub większym nieporządku. Miałam ich kosmetyków już całkiem sporo, jednak zazwyczaj oddawałam je w dobre ręce zanim doczekały się publikacji na blogu. Tym razem jest podobnie, jednak zapobiegawczo zrobiłam zdjęcia tuż po zakupie ;)


Rozświetlający korektor pod oczy Re-Touch Light kupiłam przy okazji promocji w Hebe, gdzie wszystkie produkty Catrice były przecenione o 40%. Zapłaciłam za niego około 11zł. Niby interes życia, jednak co z tego, skoro produkt okazał się być do niczego :(


Eleganckie opakowanie, poręczny pędzelek i ładny, jasny kolor dobrze się zapowiadały. Zgrzyt nastąpił już przy pierwszym użyciu. Otóż, żeby wydobyć korektor trzeba kręcić jego dolną częścią. Banalnie proste, ale po zrobieniu chyba 100 obrotów nie wydostało się z korektora nic. Przy 101 wyleciało pół opakowania... Mogłabym tą ilością obdzielić pół osiedla, serio.


Zawsze miałam problem z nabraniem odpowiedniej ilości. Albo nie było niczego, albo było zbyt wiele. Co więcej, trzeba było wszystko zebrać z pędzelka i tak, bo w przeciwnym razie niewykorzystany krem zasychał, ciemniał i wiadomo było, że będzie przeszkadzał przy kolejnej aplikacji. 


Gdyby to były moje jedyne problemy z tym korektorem to mogłabym założyć, że po prostu nie umiem się nim posługiwać. Niestety na tym nie koniec... 


Na powyższym zdjęciu widzicie różnice między lewym okiem potraktowanym korektorem oraz prawym bez niczego. Powiedzieć, że szału w kryciu nie ma to mało, ale okej- przecież to korektor rozświetlający, więc się nie czepiam. Rozświetlenie faktycznie jakieś jest, niestety tylko przez pierwszą godzinę. Po tym czasie następuje istna katastrofa, produkt się warzy, wchodzi w załamania powieki, a całe rozświetlenie znika. Wygląda to tak, jakbyśmy po żaden korektor nie sięgały wręcz dopiero teraz by się coś przydało, żeby zakryć powstałe pobojowisko...


Swojego egzemplarza już się pozbyłam, oddałam koleżance, z którą mamy zawsze odmiennie zdanie na temat korektorów pod oczy ;) Tymczasem sama zostałam bez żadnego :D Teraz nie wiem czy wracać po sprawdzony (choć mam wrażenie, że ktoś pomieszał coś w jego formule i już jest taki super) korektor Bell czy polecicie mi coś innego?

poniedziałek, 17 marca 2014

Lakier Rimmel 60 Seconds 619 Pulsating

Ostatnio przeglądając moje lakierowe zbiory zdałam sobie sprawę, że mam zaledwie 4 lakiery, które nie są w odcieniach różu, czerwieni lub fioletu. Istne landrynkowe nudy ;) Nawet jak jestem w drogerii to tylko takie kolory dla mnie istnieją. Z resztą pozostała czwórka to dwa nudziaki, mięta i jeden turkus, mam małą tolerancję na szalone kolory :P Idealnie w moją estetykę wpasowuje się róż Rimmela z serii 60 secodns w odcieniu 619 pulsating. To mój pierwszy odcień ten firmy (choć nie, miałam kiedyś jakiś szalony morski w liceum :D) i na chwilę obecną raczej ostatni.


Lakier kryje bardzo dobrze, jedna grubsza warstwa wystarczy do pełnego krycia. Ja jednak wolę sięgnąć po dwie cienkie. Co do obiecywanego przez producenta szybkiego wysychania to muszę się zgodzić. Nie  jest to może 60 sekund, ale z pewnością przebiega ono sprawniej niż przy innych lakierach, które posiadam. Niestety mam z nim inny problem. Jest nim fatalna trwałość. Niezależnie od tego czy używałam top coata czy nie to lakier i tak odpryskiwał mi już w kilka godzin po aplikacji. W tym momencie nawet ładny kolor nie pomaga :( Nie wiem czy trafiłam na trafny kolor czy po prostu cała seria jest taka, ale lakier z pewnością puszczę dalej, u mnie się nie sprawdził.

niedziela, 16 marca 2014

Peeling enzymatyczny Balea

Peelingi enzymatyczne praktycznie nigdy mnie zbytnio nie interesowały z prostego powodu: w większości przypadków miałam wrażenie, że w ogóle nie działają. Od lat byłam wierna mocnym zdzierakom i wychodziłam z założenia, że im większe tarcie tym lepiej. Dopiero niedawno trafiłam na peelingi enzymatyczne, które faktycznie potrafiły sprostać zadaniom postawionym im przez producentów. Jednym z nich jest peeling enzymatyczny Balea.

Kupiłam go we wrześniu zeszłego roku w Bratysławie i kosztował jakieś śmieszne 60 centów... Żal było nie wziąć ;) Tubka mieści 50ml produktu, który jak się okazało już przy pierwszym użyciu, nieźle sobie radzi z usuwaniem martwego naskórka ;) Według zaleceń producenta powinniśmy go trzymać 3-5 minut i zmyć. Przy poprzednich peelingach zazwyczaj trzymałam je na twarzy o wiele dłużej, a i tak nie działo się nic. Tutaj dość szybko czuć na skórze twarzy ciepło, wiadomo, że coś się dzieje. Czasem, gdy się zagapiłam i zapominałam umyć twarzy w zalecanym czasie, to peeling sam mi o sobie przypominał lekkim pieczeniem. Nie biorę mu tego za wadę, bo to ja się nie dostosowałam do zaleceń na opakowaniu ;) Najważniejsze jest jednak to, że peeling bardzo dobrze sobie radził z wygładzaniem naskórka. Po jego użyciu było czuć, że skóra jest gładka i miła w dotyku, tak jak po zwykłym peelingu mechanicznym, tylko tutaj udało się uniknąć zbędnego tarcia :)


Podejrzewam, że w polskich drogeriach natkniemy się na podobne mu odpowiedniki. Słyszałam, że peeling enzymatyczny Ziai jest bardzo fajny. Nie namawiam więc do ściągania tego malucha Balea zza granicy, bo koszt wysyłki wielokrotnie przekroczy jego wartość ;) Jednak jeśli będziecie już w DM to warto wrzucić przy okazji do koszyka. Sama będę miała taką okazję za tydzień i pewnie znowu wyjdę z całą torbą kosmetyków :D

piątek, 14 marca 2014

Inglot Face Blush 72

Bardzo lubię kosmetyki firmy Inglot. Nie zawiodłam się jeszcze na żadnym z nich. Wiadomo, ich cienie do powiek są wręcz kultowe i nawet nie mam co o nich wspominać, ale przykładowo inglotowy rozświetlacz oraz miętowy lakier do paznokci należą do moich ulubionych kosmetyków ever ;) Do tej gromadki zdecydowanie należy również róż do policzków w odcieniu 72.


Często przy okazji postów, gdzie prezentowane są róże przewija się temat: gdybyś miała wybrać tylko jeden róż, to który by to był? Choć mnie się nikt o to nie pytał, to uprzedzę fakty i powiem: TEN! Odcień 72 jest chyba najpopularniejszym pośród inglotowych różów, pewnie dlatego, że pasuje do słowiańskiego typu urody. Ja się w niego jak najbardziej wpisuję dzięki temu mam dobrze dobrany kosmetyk.


Opakowanie mieści 2,5g produktu i jest to stosunkowo mało gdy porównamy je przykładowo z różami Catrice, które mają nawet po 8g. Muszę jednak przyznać, że choć róż mam już prawie 2 lata, sięgam po niego bardzo często, to i tak nie dobiłam dna. Najbardziej odpowiada mi w nim możliwość stopniowania efektu. Początkowo daje lekko zauważalny rumieniec, z każdym kolejnym muśnięciem efekt jest spotęgowany (można z siebie zrobić nawet matrioszkę jak ktoś lubi ;))



Obok widzicie mnie z właśnie taką wersją light ;) Dodam tylko, że róż kosztuje 20zł, co w przełożeniu na jego wydajność i znakomitą jakość daje świetną cenę. Choć jestem z niego bardzo zadowolona to nie mam ochoty eksplorować innych kolorów, mam wrażenie, że lepiej dobranego niż ten i tak nie znajdę ;) 


Miłego weekendu!
:*

czwartek, 13 marca 2014

Tołpa Hydro Dermo Body nawilżające mleczko regenerujące

Wielokrotnie napotkałam się w blogosferze i na kosmetycznych kanałach YT ze stwierdzeniem, że ktoś nie lubi sięgać po masło czy balsam do ciała i ogólnie nie przepada za całą procedurą smarowania się czymkolwiek po kąpieli. Dla mnie jest to zupełnie niezrozumiałe, od zawsze uwielbiałam sięgać po wszelkiego rodzaju mleczka i balsamy do ciała. Wiadomo, w lecie po lżejsze, w zimie po bardziej treściwe. Od kilku tygodni moja skóra przypomina istne pobojowisko. Niestety zaczęłam empirycznie poznawać choroby skóry, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Przez ten czas byłam zmuszona odstawić wszelakie smarowidła i niezwykle ze nimi tęskniłam ;) Jak tylko dermatolog pozwoliła mi wrócić do starych zwyczajów to z radości w kilka dni wykończyłam resztkę nawilżającego mleczka regenerującego Tołpy z serii Hydo Body Care. 


Mleczko to dostałam na wrocławskim spotkaniu blogerek blisko rok temu. Musiało swoje odczekać w kolejce zanim trafiło do mojej łazienki ;) Lubię kosmetyki Tołpy i tym razem też się nie zawiodłam. Mleczko okazało się być niezwykle lekkim, ale dobrze nawilżającym produktem. Po nałożeniu na skórę bardzo szybko się wchłaniało i nie pozostawiało tłustej warstwy. U siebie zauważyłam, że faktycznie koi mniejsze podrażnienia. Jego nakładanie kojarzyło mi się z chłodnym opatrunkiem nakładanym na spieczoną słońcem skórę, nie wiem skąd mi się to wzięło, bo mleczko właściwości chłodzących nie posiada, ale nic na to nie poradzę ;)


Opakowanie z pompką spisało się bez zarzutu. Ogólnie szata graficzna produktów Tołpy jest miła dla mojego oka. Cieszy mnie tym bardziej fakt, że powstają one w Kątach Wrocławskich, czyli niedaleko mojego rodzinnego Wrocławia. Z pewnością sprawię sobie inne mleczka tej firmy jak tylko zrobią mi się luzy w zapasach ;)

sobota, 8 marca 2014

Kupony promocyjne w Rossmannie

Dziś mam do przekazania krótką informację na temat bardzo fajnej akcji, która właśnie zaczęła się w Rossmannach. Rozdawane są w nich zestawy kuponów promocyjnych w formie listów. Oferują one zniżki na każdy miesiąc. 


Pierwszy taki list dostałam robiąc zakupy, kolejny znalazłam w skrzynce na listy, następny wręczyli mi ulotkarze na moim osiedlu. Choć w oczy aż razi -40% to taka zniżka pojawia się tylko raz przez pół roku ;)


Zniżki z kuponów łączą się z promocjami w sklepie. Jest jednak jeden mały haczyk. Żeby skorzystać z każdego kuponu trzeba wykorzystać ten obowiązujący w miesiącu poprzednim. Dla mnie to żaden problem, bo i tak zawsze po coś do Rossmanna chodzę ;) Dodam, że kupony obowiązują na produkty z następujących kategorii: pielęgnacja twarzy, perfumy i makijaż. 


Swój pierwszy kupon już wykorzystałam i sprawiłam sobie puder prasowany Lovely Princess Face. Jego regularna cena to około 16zł, ale akurat zaczęła się jego wyprzedaż i kosztuje 7zł, po promocji zapłaciłam za niego 5zł. Zniżka niewielka, ale kuponów mam dużo ;) Bałam się, że ktoś mi sprzątnie puder sprzed nosa w związku z wyprzedażą i nie miałam czasu na większe, przemyślane zakupy :D Czytałam o nim kilka pochlebnych opinii, może u mnie też się sprawdzi :)

EDIT (09.03.2014):
Dziewczyny, znalazłam w internecie listę Rossmannów, które biorą udział w akcji. Zobaczycie ją klikając TU, pewnie stąd wynika brak kuponów u Was :(

poniedziałek, 3 marca 2014

Zużyte w lutym

Miesiąc był krótki, ale kosmetyków wykończyłam cały worek. Wiem, że to dziwne, ale każda pusta butelka mnie cieszy ;)


  • intensywnie wygładzająca maska do włosów Ziaja- uwielbiam! Chyba najlepsza maska do włosów jaką w ogóle miałam, każdemu ją gorąco polecam :)
  • krem do rąk Balea owoce leśne- co tu dużo pisać, poleciałam na owoce na opakowaniu. Pachniał bardzo ładnie, niestety działanie było fatalne :( Zużyłam go koniec końców jako krem do stóp.
  • tusz do rzęs Kiko Ultra Tech- no niestety, nie polubiliśmy się. Pierwsze wrażenie było świetne, ale potem z każdym użyciem tylko gorzej. 
  • lakier holograficzny Eveline- malowałam paznokcie tym lakierem na egzamin licencjacki, magisterski już się zbliża, omg...
  • Dermogal A+E- bardzo popularne kapsułki. Mam o nich świetne zdanie, co więcej byłam pozytywnie zaskoczona, że coś zmieniono w ich formule i już tak nie śmierdzą ;)
  • zmywacz do paznokci w płatkach- świetnie się sprawdza w przypadku podróży, na co dzień jednak odpada.
  • płyn micelarny BeBeauty- już sama nie wiem która butelka ;)
  • żel peelingujący do mycia twarzy Balea o zapachu malinowym- bardzo przyjemny produkt, cieszę się, że przywiozłam go ze sobą z podróży :)
  • balsam do ciała Ziaja masło kakaowe- zdecydowanie za ciężki ten balsam. Pod koniec już miałam go nieco dość. Pewnie to przez obecność parafiny, ale strasznie się mazał i długo wchłaniał.
  • pianka do higieny intymnej Facelle- uwielbiam wszystko co jest w formie pianki, nie mogłam przejść obojętnie obok tego płynu :) Spisał się dobrze, fajne urozmaicenie. 
  • odżywka do włosów z olejkiem arganowym Joanna- świetna odżywka, zużyłam już 3 butelki i z pewnością będzie więcej.
  • szampon Timotej z różowym grejpfrutem- zwykły szampon po który sięgam jak nie wiem co kupić ;)

niedziela, 2 marca 2014

Pudełko na kapelusze od Olay

Choć od momentu wyprowadzenia się z domu rodzinnego minęło już sporo czasu to wciąż większość mojej korespondencji trafia właśnie tam. Zaufane sąsiadki i dobrze znany listonosz jednak robią swoje ;) W piątek mama zdziwiła mnie telefonem, że przyszedł do mnie kapelusz. Nic takiego nie zamawiałam, więc ciekawość pognała mnie do rodziców ;)


Okazało się, że owym kapeluszem była przesyłka niespodzianka od Olay. Muszę przyznać, że jej opakowanie zrobiło na mnie wrażanie :)


Jest nawet pendrajw ;)


Smacznego, om nom nom 


Krem CC Olay Regeneris


Jestem ciekawa jak się sprawdzi. To mój pierwszy krem CC.


Ale i tak największe wrażenie robi na mnie krem w kształcie świderka ;)