czwartek, 5 stycznia 2012

Kremowe cudowności

Kremy do rąk, które w ostatnim czasie używałam, mówiąc delikatnie okazały się być nietrafione. Stwierdziłam więc, że pójdę za głosem ludu i wybiorę krem do rąk, który ma najlepszą opinię na wizażu. Średnia 4,7 przy 27 oddanych głosach to wynik lepszy niż bardzo dobry. Dlatego niewiele myśląc kupiłam krem Neutrogeny, najzwyklejszą wersję o prostej nazwie krem do rąk i paznokci. Za 75ml zapłaciłam około 12zł jednak trafiłam na promocję, jego regularna cena to około 15zł.

Już od pierwszego użycia czułam, że się polubimy. Krem jest mocno skoncentrowany, jego niewielka ilość wystarczy na dokładne wysmarowanie dłoni. Ma przyjemny, delikatny zapach, który choć nie wyróżnia się niczym specjalnym przypadł mi do gustu.

Opakowanie jest typowe dla produktów Neutrogeny, utrzymane w norweskich kolorach ;) Podoba mi się, że nakrętka jest otwierana a nie odkręcana, co jest dużym plusem w przypadku kremów do rąk. 

Jednak nie o zapach czy o opakowanie tu chodzi. Krem choć jest dość gęsty szybko się wchłania, jednak nie do uczucia ponownego wysuszenia dłoni. Przed długi czas po jego aplikacji czuć, że dłonie są miękkie i nawilżone, a jednak nie ma na nich tej okropnej tłustej powłoki, która często uniemożliwia jakiekolwiek działanie bez lepienia się do wszystkiego naokoło. Przy regularnym stosowaniu widoczna jest poprawa kondycji dłoni! Dla mnie produkt ten jest wielkim odkryciem i z pewnością będę go kupować co zimę :) Dawno nie miałam tak miękkich i gładkich łapek ;)

Jeśli chodzi o jego wydajność to też nie mogę się do niczego przyczepić. Kilka lat temu zraziłam się do Neutrogeny kupując ich balsam do ust, który wybitnie mi nie leżał i tak oto omijałam produkty tej firmy łukiem. Teraz wiem, że pora to nadrobić ;) Znacie jakieś norweskie produkty godne polecenia? :)

wtorek, 3 stycznia 2012

Ziaja w kulce

Wiem, że jestem nudna z ciągłym pisaniem o Ziaji. Dlatego tym razem postanowiłam upchnąć dwa produkty w jednym wpisie. Stosuję je już od dawna, długo zwlekałam z tym wpisem lecz najwyższa pora podzielić się moją opinią na temat blokera oraz antyperspirantu w kremie. Oba produkty mają pojemność 60ml, kosztują w granicach 5-6zł i są ogólnodostępne, jeszcze jakiś czas temu był z nimi problem, jednak teraz możecie je znaleźć w każdym Rossmannie.

Zacznę od blokera. Jak powszechnie wiadomo ma on za zadanie redukować nadmierne pocenie oraz w ogóle ograniczać wydzielanie potu. Kupiłam go na początku lata, zachęcona pozytywnymi opiniami na blogach i wizażu. Po kilku pierwszych aplikacjach miałam ochotę wyrzucić go przez okno, niesamowicie piekła mnie po nim skóra pod pachami. Jednak przetrwałam najgorszy okres i później było już tylko lepiej. Obecnie sięgam po niego raz na tydzień i w ogóle mnie nic nie piecze. Oczywiście nie stosuję go na świeżo wydepilowane pachy ;) Jeśli chodzi o samo jego działanie, to muszę przyznać, że jestem zadowolona. Daje mi on uczucie komfortu i wiem, że tylko w bardzo ekstremalnych sytuacjach mogę się spodziewać przykrych niespodzianek w tym temacie. Mówiąc krótko jestem jak najbardziej na tak. Z jego wydajnością też jest świetnie, bo do tej pory zużyłam może 1/4 opakowania.

Niestety już nie tak różowo zapatruję się na antyperspirant, choć jego minusy nie wypływają z działania samego produktu. Wybrałam wersję sensitiv, choć przyznam szczerze, że przy wyborze kierowałam się raczej kolorem nakrętki niż napisem na opakowaniu ;) Do wyboru mamy wersję activ, soft i właśnie sensitiv. Jeśli chodzi o samo działanie to jestem jak najbardziej na tak. Dezodorant bardzo przyjemnie pachnie, dobrze chroni mnie przez tym co niepożądane (należy jednak pamiętać, że raz w tygodniu sięgam po bloker) i co dla mnie bardzo ważne- pielęgnuje i odżywia skórę pod pachami. Jest ona gładka, miękka i przyjemna w dotyku! Z pewnością ma na to wpływ o wiele przyjaźniejszy skład niż w większości dostępnych dezodorantów, choć niestety nie jest on pozbawiony aluminium. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że dezodorant ten niesamowicie długo zasycha pod pachami. Rano nie mam czasu czekać aż łaskawie raczy się wchłonąć :( Drugim minusem, który zauważyłam jest to, że opakowanie jest nieszczelne i spod kulki ciągle wylewa się produkt. Praktycznie codziennie czyszczę opakowanie, a ono wciąż brudzi się na nowo.... Z racji tego, że często wyjeżdżam na kilka dni, chodzę na basen i biorę wtedy dezodorant ze sobą nie jest to nic fajnego...



Reasumując, blokera mogę polecić, choć początki z nim są okropne :( Dezodorant mimo bardzo przyzwoitego działania nie sprawdza się u mnie ze względów technicznych, a szkoda. Gdyby nie to, z pewnością ten duet gościłby u mnie na długo, a tak będę zmuszona szukać drugiej kulki do pary dalej ;)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Małe zakupy oraz bling bling na paznokciach

Witam w Nowym Roku :) Mam nadzieję, że wszyscy zaczynacie go w tak dobrym humorze jak ja, oby stan ten nie zmienił się przez następnych 366 dni ;)

Dzień przed Sylwestrem, czekając na znajomą, zrobiłam sobie małą rundkę po drogeriach w okolicach wrocławskiego rynku. Zakupy, które zrobiłam są mikroskopijne, jednak i tak sprawiły mi dużo radochy, szczególnie lakiery do paznokci ;)

  • brokatowy lakier Miss Sporty Sparkle Touch- nachodziłam się za nim wiele, aż w końcu dorwałam w Superpharmie za niecałe 4zł! Reszta postu będzie właśnie o nim ;)
  • lakier Coral Prosilk 144- cudny kolor, który na zdjęciu wyszedł szarobury. W rzeczywistości to ciemny fiolet z mieniącymi się na milion kolorów drobinkami :) Zakupiony również w Superpharmie za 6zł.
  • maseczka Ziaja anty-stres- tej jeszcze nie miałam w mojej kolekcji ;)
  • drewniana szczotka do masażu- wygląda strasznie i mam lekkie opory, żeby zabrać się za jej używanie, ale czego się nie robi dla pięknej gładkiej skóry ;) Zapłaciłam za nią około 9zł w Rossmannie.
Z racji tego, że na brokatowy lakier długo polowałam do testów przystąpiłam niezwłocznie ;) Nałożyłam  dwie warstwy na pazurki wcześniej pomalowane lakierem Colour Alike, który pokazywałam Wam tutaj. Efekt niesamowicie mi się spodobał, niestety nie jestem w stanie uchwycić na zdjęciach tego jak brokat pięknie się mieni. Najlepiej prezentuje się wieczorem :)




Wybaczcie stan lakieru, jednak zdjęcia zrobiłam po kilku całkiem intensywnych dniach. Wszystko przed chwilą poszło do mycia, jednak musiałam się podzielić efektem ;)