piątek, 31 sierpnia 2012

Sierpniowe zużycia

Mijający miesiąc obfitował w 6 produktów zdenkowanych oraz 2 wyrzutki. W moich zapasach robi się coraz luźniej, jedynie balsamów do ciała wciąż więcej przybywa niż ubywa ;)

  • podkład Rimmel Match Perfection- trafiła mi się ta udana wersja i bardzo się z nią polubiłam. Jednak po zużyciu całego opakowania dochodzę do wniosku, że na mojej buzi lepiej wygląda Lirene City Matt
  • odżywka diamentowa Eveline- wszystko co mam do powiedzenia na temat odżywek Eveline możecie przeczytać w ich recenzji. Zdecydowanie nie kupię ponownie. 
  • lakier Sensique Fantasy Glitter- piękny lakier w odcieniu Frozen Berries. Zaschnął na śmierć. Wyrzutek. 
  • Carmex- wkurzyłam się na niego ostatnio. Dalej męczę się ze zmasakrowanymi ustami. Patrzeć na niego nie mogę, więc ląduje w koszu. 
  • balsam antycellulitowy Lirene- zwykły balsam pięknie pachnący pomarańczami. Szczerze przyznam, że nie zrobił na mnie większego wrażenia, raczej nie sprawię go sobie sama. 
  • tonik Lirene- Lirene robi najlepsze toniki i koniec kropka!
  • mleczko Pharmaceris- świetnie radziło sobie z demakijażem. Czytałam wiele dobrego o mleczkach ze stajni dr Ireny Eris, cieszy mnie to, bo jedno z nich jeszcze czeka w zapasach ;)
  • nektarowy krem dr Ireny Eris- przyjemny krem, który kosztuje zdecydowanie za dużo. Miło mi się go używało, ale bez żalu wrócę do kremów isany ;)

środa, 29 sierpnia 2012

Zmieniam zdanie o tym panie! Carmex na nie

W ulubieńcach lipca pisałam o tym jaki to fajny balsam do ust odkryłam, jak to podoba mi się opakowanie, zapach i działanie wiśniowego Carmexu. Wiele z Was pisało mi, że produkt ten wysuszył Wam usta i wyrządził więcej złego niż dobrego. Dzięki tym informacjom udało mi się względnie szybko dojść do tego, co tak okropnie przesuszyło mi usta w ciągu ostatniego miesiąca...


Nie wiem dlaczego początkowo produkt ten spisywał się na medal, a później zamiast nawilżać zaczął moje usta po prostu przesuszać. Obecnie walczę z całym zastępem suchych skórek, pozbyłam się już małych ranek... Zainwestowałam w pomadkę Yes To Carrots, która świetnie spisuje się na co dzień, na noc nakładam grubą warstwę masełka z TBS, ale wciąż czuję, że jeszcze długa droga, zanim doprowadzę moje usta do stanu sprzed używania Carmexu. 

Podajcie proszę swoje pielęgnacyjne hity jeśli idzie o ratunek ust. Jutro idę do apteki po balsam Tisane i koniec z eksperymentami w tej dziedzinie ;)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Essence Nude Glam Cotton Candy

Tyle razy mówiłam jak bardzo uwielbiam ten lakier, ale ani razu go nie pokazałam. Cotton Candy z serii Nude Glam od Essence to mój lakierowy ulubieniec ostatnich miesięcy. Wygląda cudownie, choć 4 warstwy do pełnego krycia potrafią człowieka nieźle zirytować...


Jednak biorąc pod uwagę cenę (5,5zł/5ml) oraz efekt końcowy jestem mu w stanie wszystko wybaczyć :) Mleczny nudziak idealny znaleziony, choć nie powiem, mam jeszcze wielką ochotę na Bubble Bath od OPI...

sobota, 25 sierpnia 2012

Lirene balsam antycellulitowy oraz brązujący

Dziś chciałabym przedstawić Wam dwa balsamy do ciała marki Lirene, które używałam w ciągu ostatnich miesięcy. Z jednego jestem bardzo zadowolona, drugi mnie nieco zawiódł. Jeden kupiłam dobie sama, drugi dostałam od Laboratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris, oba kosztują w granicach 12-15zł za 250ml. Zestawiam je w jednym poście ponieważ oba są balsamami do zadań specjalnych i mam w stosunku do nich totalnie różne uczucia. 

Na pierwszy ogień pójdzie ten produkt, który początkowo mocno mnie zirytował, po czasie stał się jednak wielkim ulubieńcem. Mowa o brązującym balsamie body arabica do jasnej karnacji. Przy jego używaniu potrzebne są całe zastępy cierpliwości, ponieważ opalenizna pojawia się dopiero po 1,5-2 tygodniach regularnego stosowania. Jest ona jednak na tyle piękna i naturalna, że wybaczam mu ten efekt opóźnionego zapłonu ;) Co najważniejsze balsam ten w ogóle nie śmierdzi! Nic a nic, żadnego zapachu pieczonego kurczaka! Jedną rzeczą, do której mogłabym się przyczepić jest słabe nawilżenie- z tego powodu zawsze stosuję go na noc, a na dzień traktuję skórę jakimś lekkim mleczkiem. Nie spodziewałam się, że będę z niego aż tak zadowolona, Ziaja brązująca idzie w odstawkę :)


Skład: Aqua, Paraffinum Liquidum, Ceteareth-20, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dihydroxyacetone, Glyceryl Stearate SE, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Panthenol, Citric Acid, Allantoin, Tocopheryl Acetate, Glycin Soya (Soybean) Oil, Ilex Paraguariensis Leaf Extract, Butylene Glycol, Coffea Arabica Seed Extract, PEG-60 Almond Glycerides, Cetyl Hydroxyethylcellulose, Beta-Carotene, Daucus Carota Saliva (Carrot) Extract, Tocopherol, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Parfum. 

Nad drugim balsamem nie będę się już tak rozpływać. Dostałam go wraz z innymi produktami z serii antycellulitowej i muszę Wam powiedzieć, że się na nim zawiodłam. Nie zauważyłam żadnego efektu ujędrnienia czy napięcia skóry. Balsam ekspresowo się wchłaniał i miał piękny zapach pomarańczy, który utrzymywał się na skórze jeszcze długie godziny po aplikacji. Nawilżał raczej średnio, w sam raz na lato. Spodziewałam się po nim czegoś więcej. Poszukiwania idealnego balsamu ujędrniającego dalej w toku. idealny balsam brązujący odnaleziony! :)


Miałyście do czynienia z tymi produktami? Jakie jest Wasze zdanie na ich temat?

sobota, 18 sierpnia 2012

Dlaczego wolę eyeliner z Sephory od tego z Wibo?

Odpowiedź na tytułowe pytanie znajdziecie na końcu wpisu ;) Eyelinery z Wibo używałam od zawsze, byłam z nich zadowolona, jednak ostatnio ktoś coś pomieszał z ich formułą, bo to już nie to samo. Choć cena kusi, to jednak świadomość miliarda poprawek, aby uzyskać równą kreskę mocno mnie zniechęca. Dlatego, gdy zobaczyłam w Sephorze na promocji ich eyelinery za 8zł, długo się nie wahałam ;) 


Niezmacany ostał się tylko jeden i tym też się zaopiekowałam. Kolor czarny, cena regularna 40zł. Okazja nie do zdarcia ;) Kreska namalowana raz trzyma się cały dzień, kolor jest tak intensywny jak tylko mogłabym sobie życzyć. Na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od eyelinera Wibo. 


Na drugi, jest już nieco gorzej ;)

Z lewej strony Sephora, z prawej Wibo.
W tym przypadku cena zdecydowanie przekłada się na jakość. Nie wiem, czy kupię go ponownie, ponieważ jest tyle eyelinerów do wypróbowania, jednak z pewnością będę go polecać każdemu :) Przy okazji jakiejś promocji sprawię sobie kolor Fancy Violet, bo wygląda doprawdy pięknie :)

czwartek, 16 sierpnia 2012

Pielęgnacja dłoni

Dokładnie tak jak wczoraj zapowiedziałam dziś przybywam do Was z krótkim opisem mojej obecnej pielęgnacji dłoni. Już kiedyś na moim blogu był taki post, praktycznie wszystkie kosmetyki jednak zmieniłam, więc postanowiłam napisać go od nowa :) Dziś uraczę Was nie tylko opisem całości, ale i recenzją jednego z kremów. Na koniec pokażę Wam mój najnowszy nabytek, ale wszystko po kolei ;)


Oto mój żelazny zestaw do pielęgnacji. Nie używam oczywiście wszystkiego na raz, olejki stosuję wymiennie   zarówno jako baza do peelingu jak i po prostu do wcierania w skórki. Kremy do rąk goszczą u mnie zazwyczaj dwa: lżejszy na dzień i treściwy na noc. 



Peeling cukrowy na bazie olejków to mój absolutny hit. Łyżeczka cukru, zalana olejkiem a następnie dobrze wmasowana w dłonie działa jak najlepszy zdzierak i nawilżacz w jednym. Moim faworytem pod tym względem jest olejek Babydream, jednak w zależności od humoru sięgam też po olejek migdałowy lub alterrę wersję granat z awokado. Olejek z OPI niestety już mi się kończył, genialnie nawilżał skórki.


O migdałowym kremie do rąk Isany pisałam niedawno, byłam z niego bardzo zadowolona i zdania nie zmieniłam :) Co więcej, dokupiłam kolejną limitowaną wersję, tym razem kwiat pomarańczy i jestem z niego równie zadowolona ;) Są to świetne kremy na dzień, które możemy dostać za śmieszne pieniądze w Rossmannie. Stanowią bardzo mocny cenowy kontrast dla nektarowego kremu do rąk Dr Ireny Eris, którego cena waha się w granicach 70zł. Dostałam go w paczce od Laboratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris i przyznam szczerze, że sama bym go sobie nigdy nie kupiła. 


Wiele osób niesamowicie zachwycało się tym kremem. Chciałam dopatrzyć się w nim czegoś szczególnego, niestety niczego poza przepięknym zapachem i bardzo długim czasem wchłaniania się. Krem działa bardzo przyzwoicie, dobrze nawilża jednak z pewnością nie poradzi sobie z mocniej przesuszonymi dłońmi. Pozostawia po sobie tłustą warstwę i nie nadaje się do stosowanie inaczej jak przed snem. Cieszę się, że miałam okazję go przetestować, bo to zawsze taki powiew luksusu wśród kremów do rąk za pięć złotych, mimo wszystko spodziewałam się lepszego nawilżania i szybszego wchłaniania.


Nie mogłabym też nie wspomnieć o moim odkryciu jakim jest szklany pilniczek, teraz już wiem na czym polega jego fenomen :) Swój kupiłam w superpharmie za 10zł i od kiedy go mam nie skracam paznokci przy pomocy czegokolwiek innego. Koniec z rozdwajającymi się końcówkami i poszarpanymi paznokciami :)

To tyle, nie jest tego dużo, bo też i nie mam wymagających dłoni. Cieszę się jednak z ich kondycji, ponieważ często dostaję komplementy na temat tego jakie mam gładkie łapki :)

Na sam koniec chciałabym się pochwalić moim dzisiejszym zakupem, rolkami! :) Od dawna ich zakup chodził mi po głowie, dziś wreszcie wybrałam się do GoSportu i czekała na mnie ostatnia para w moim rozmiarze. Już nie mogę się doczekać jak je jutro przetestuję, kupiłam od razu zestaw ochraniaczy i całość wyniosła mnie nieco więcej niż 300zł, kolejny interes życia :)


Teraz cellulitowi na udach nie pozostało nic innego jak spierdzielać z moich nóżek ;)

środa, 15 sierpnia 2012

O odżywkach do paznokci Eveline słów kilka...

W ciągu ostatnich kilku dni na blogosferze był istny wysyp postów na temat odżywek Eveline. Ogólnie są to jedne z bardziej popularnych produktów, na widok których większość z nas myśli chyba "no nie, znowu to samo". Jakiś czas temu po konsultacji z Wami kupiłam sobie odżywkę diamentową (która notabene na identyczny skład jak ta 8w1). Zużyłam już całe opakowanie i zdążyłam się zaopatrzyć w kolejną buteleczkę, tym razem padło na 8w1 (bo akurat była w promocji ;)).


Z odżywki diamentowej byłam zadowolona jednak nie z powodu jej zbawiennego wpływu na moje paznokcie. Po prostu moje dłonie bardzo ładnie się prezentowały z mlecznym lakierem na paznokciach. Dodatkowym plusem było to, że tak pomalowane spokojnie wytrzymywały nawet kilka dni w mojej pracy. Dawała mi ona komfort, że paznokcie zawsze prezentują się nienagannie :) Stosowałam ją czasem samodzielnie, czasem jako baza pod lakier. Wysuszenie skórek owszem nastąpiło, ale nie w tak wielkim stopniu jak się spodziewałam. Po prostu omijałam skórki przy malowaniu ;) Poniżej widzicie zdjęcia jak wyglądały paznokcie przed kuracją i po. 


Oto moja pięknie przebarwiona płytka paznokcia pokryta jedną warstwą odżywki :)


Oto moje jaśniutkie i połamane paznokcie dzisiaj. Zdjęcia zrobiłam tuż po zmyciu lakieru i umyciu łapek. Pewnie pomyślicie sobie "wtf, dlaczego środkowy palec prawej ręki i kciuk lewej są tak pęknięte?"


Otóż sprawa jest prosta. Przerzuciłam się na odżywkę 8w1 i w czwartym dniu, gdy miałam na sobie 4 warstwy lakieru pękły mi dwa paznokcie. Ten przy środkowym palcu jakoś spiłowałam, kciuka nie mam jak, muszę poczekać aż nieco podrośnie. Nie wiem czy to kwestia formaldehydu czy odległości księżyca od Ziemi, wiem jedno- gdy paznokcie, które nigdy się nie łamały zaczynają się łamać to coś się dzieje ;]

Z jednej strony fajnie, że płytka paznokcia już nie jest przebarwiona, z drugiej mam wrażenie, że to kwestia tego, że przez blisko trzy miesiące nie użyłam kolorowego lakieru bez bazy jak to często zdarzało mi się wcześniej. Cóż, jednej i drugiej odżywce podziękuję, nie chcę ich więcej na oczy oglądać. Popękane paznokcie nie wyglądają dobrze, o wszystko haczą i co tu dużo mówić szlag mnie z nimi trafia. 

Jutro postaram się zamieścić post o pielęgnacji moich paznokci i tym, co robię obecnie, aby wyglądały jak najbardziej wyjściowo ;)

piątek, 10 sierpnia 2012

Essence It's purplicious

Lubię brokaty do paznokci. Wiem, że ich zmywanie przyprawia niektórych o ból głowy, ale folia aluminiowa rozwiązuje w tym przypadku wszystkie problemy. Brokat to najlepszy sposób, aby podreparować manicure gdy nie mamy czasu robić go od początku lub po prostu najwygodniejsza metoda na dodanie paznokciom nieco tandetnego blasku ;)


Essence It's purplicious jest jednym z 2 brokatów, które posiadam. Uwielbiam go, polecam każdemu, szczególnie, że kosztuje mniej niż 10zł, o ile dobrze pamiętam to 8zł. 


Dopiero na zdjęciu zauważyłam, że mocno zmienia kolor lakieru, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Jako bazy użyłam wrzosowisko z Colour Alike

środa, 8 sierpnia 2012

Tonik Lirene oraz tonik po mojemu

Cześć Dziewczyny! :) Dziś miałam Wam pokazać lakier do paznokci, ale w sumie może on poczekać ;) Rano skończyłam co do ostatniej kropli tonik z Lirene, który dostałam w ostatniej paczce z Laboratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris, co zmotywowało mnie do stworzenia pewnej mikstury, którą z powodzeniem stosuję jako odświeżającą mgiełkę/tonik. 

Dodaj napis
Być może pamiętacie, jak jakiś czas temu rozpływałam się nad nawilżającym tonikiem Lirene do cery normalnej i mieszanej. Tym razem mogłabym na dobrą sprawę skopiować tekst z tamtego wpisu i wkleić go pod hasłem tonik nawilżająco- oczyszczający z wyciągiem z lipy i aloesu. Co tu dużo pisać, tonik genialnie odświeża, koi oraz wygładza skórę twarzy. Pomaga łagodzić przebarwienia, rozjaśnia skórę twarzy. Jestem w nim zakochana równie mocno jak w jego niebieskim bracie. Niestety, do tej pory nigdzie nie widziałam go w sklepie! Nie wiem, czy to mój rossmann jest taki wybrakowany, czy o co chodzi... W każdym razie to już postanowione, pozostaję wierna tonikom Lirene (kilka dni temu kupiłam kolejny) i nie zamierzam się z nimi rozstać ;)

Przy okazji pisania o toniku chciałabym wspomnieć o małej miksturze, którą podpatrzyłam na YT. Chodzi mianowicie o mgiełkę z zielonej herbaty.


Wystarczy zaparzyć herbatę i dodać do niej kilka kropli ulubionego olejku gdy herbata już przestygnie (oczywiście najpierw musimy przelać ją przez sitko ;)). To, co nam wyjdzie wlewamy do buteleczki z atomizerem i dajemy do lodówki. Nie ma co szaleć z ilością tego preparatu, ponieważ ze względu na brak konserwantów nie wytrzyma on dłużej niż kilka dni. 

Rewelacyjnie sprawdza się do odświeżania twarzy, ciała czy spryskiwania włosów. Uwielbiam zapach olejku alterry z granatem, co tylko umila mi aplikację preparatu na ciało. Gdy za oknem panują upały nie ma nic lepszego niż taka domowej roboty mgiełka prosto z lodówki :)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Demakijażowe hity ostatnich tygodni

Cześć Dziewczyny! Ostatnio ponarzekałam za wszystkie czasy na płyn dwufazowy Delii to tym razem wypadałoby napisać coś bardziej pozytywnego ;) Pozostając w temacie demakijażu chciałabym przedstawić Wam dwa produkty, które spisały się u mnie na medal. 


O kim będzie mowa? O śmietance oczyszczającej z Pharmaceris oraz chusteczkach do demakijażu Alterry. 

Zacznijmy od śmietanki, którą dalej będę nazywać mleczkiem, gdyż właściwie nim jest ;) Większość mleczek Lirene i Pharmaceris zgarnia bardzo pochlebne recenzje i tak będzie też tym razem. Powód jest banalnie prosty- ono zmywa wszystko. Od tuszu do rzęs przez szminki po korektor i podkład włącznie. Zawsze najpierw zmywam nim oczy, aby nie mazać tuszem po całej twarzy, nigdy mnie nie szczypały, nie zaszły mgłą itp, a następnie zmywam resztę. Wystarczą dwa waciki i buzia jest pozbawiona całego makijażu :) Później wystarczy żel i twarz jest idealnie oczyszczona :) Cena tego mleczka to około 25zł za 200ml, biorąc pod uwagę jego wydajność to cenę zaliczam na plus ;) Żałuję tylko niezmiernie, że na drugim miejscu w składzie wepchnięto parafinę, której staram się unikać w kosmetykach do twarzy :( Ogólnie za sprawą tego produktu załatwiam demakijaż stacjonarny ;)


Produktem wyjazdowym są u mnie chusteczki z aloesem Alterry. Robią one dokładnie to samo, co śmietanka Pharmaceris, tylko są wygodniejsze w podróży :) Niekwestionowaną ich zaletą jest cena, poniżej 3zł za opakowanie, tajniej niż te biedronkowe :D Należy jednak uważać, ponieważ aloes zawarty w tych chusteczkach lubi podrażniać i czytałam już o nie jednym przypadku poparzenia po ich zastosowaniu! 

Jak widzicie dalej bawię się z mleczkami, płyny micelarne jeszcze przede mną, ale postanowiłam sobie, że dopóki nie zużyję tego co mam, nie kupuję nic nowego do demakijażu. Tym, bardziej, że to co mam sprawdza się świetnie :)

sobota, 4 sierpnia 2012

Uwaga bubel!

Cześć Dziewczyny! Już dawno żaden produkt nie napsuł mi tyle krwi i przez żaden nie wściekałam się tak bardzo... Mowa o dwufazowym płynie do demakijażu z Delii. Kosztował mnie około 8zł za butlę 200ml i sądziłam, że robię interes życia płacąc tak mało za tak dużą pojemność. Cóż, skończyło się tak, że więcej płynu wylądowało w koszu...

Cóż, tego po prostu nie da się używać. Okropnie piecze i podrażnia oko, nie radzi sobie nawet ze zmyciem cieni, trzeba by trzeć pół dnia, żeby ruszyć tusz do rzęs. Ani razu nie udało mi się nim w pełni zmyć makijażu oka! 

Przez jakiś czas używałam go do rozmiękczania zaschniętego eyelinera w żelu na pędzelku, ale przeciekająca i zostawiająca tłustą powłokę na wszystkim butelka doprowadzała mnie do szału i powiedziałam dość! Płynu już nie mam, butelki też nie, jedynie zakrętka poszła na zbiórkę zakrętek u mojego małego sąsiada w przedszkolu. 

Szczerze Wam odradzam ten produkt. Jakby tego było mało dodam, że szukając o nim informacji przejrzałam jego skład na wizażu i tam nie był wymieniony olej mineralny. Jakie było moje zdziwienie, gdy po szybkich zakupach dopiero w domu zwróciłam uwagę, że na opakowaniu znajduje się on w składzie i to na drugim miejscu...

piątek, 3 sierpnia 2012

Podkłady Lirene City Matt oraz Shiny Touch

Cześć Dziewczyny! Chciałabym dziś opowiedzieć Wam nieco więcej o dwóch podkładach, które jakiś czas temu zagościły w mojej kosmetycznej szufladzie. Być może pamiętacie, że od Laboratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris otrzymałam aż pięć podkładów, trzy Shiny Touch oraz dwa City Matt. Zostawiłam sobie po najjaśniejszym z każdej grupy, resztę oddałam Wam. 

Fluid matująco-wygładzający City Matt w odcieniu 203 jasny, okazał się być moim wielkim odkryciem. Idealnie pasuje mi jego kolor (czego nie mogę powiedzieć o drugim podkładzie, ale o tym niżej), konsystencja, zapach i przede wszystkim opakowanie z pompką. Jedno naciśnięcie generuje taką ilość produktu, który spokojnie starcza do pokrycia twarzy oraz szyi. Jak już kiedyś wspominałam czasem nakładam dodatkową cieniutką warstwę podkładu w okolicach brody, tam mam najwięcej do ukrycia ;)

Podkład spisuje się u mnie fenomenalnie. Ładnie wyrównuje koloryt skóry, choć nie ukryje większych pryszczy, ale i tak zawsze nakładam na nie korektor. Wytrzymuje na mojej buzi długie godziny, nie ściera się ani nie roluje, nie zostawia śladów, nie ciemnieje, nie podkreśla porów. Faktycznie dobrze matuje skórę, ale jak już wielokrotnie podkreślałam, używam pudru bambusowego z BU i żadne świecenie się nie jest mi straszne :) W skrócie jestem nim zachwycona i obecnie trzymam go na większe wyjścia, a na co dzień używam podkładu w żelu od Rimmela, dzieje się tak, tylko dlatego, że tamten chcę szybciej wykończyć, ponieważ ma mniej higieniczną formę ;)


Wszyscy kochamy opakowanie z pompką w podkładach :)


Tak wygląda na mojej dłoni. Dla prawdziwych bladziochów jest jeszcze jeden kolor o ton jaśniejszy.

Drugim podkładem, o którym nie mogę za wiele powiedzieć jest fluid rozświetlający Shiny Touch w odcieniu 104 naturalny. Choć był to najjaśniejszy spośród trzech podkładów, które dostałam w paczce, wciąż jest dla mnie sporo za ciemny. Próbowałam go mieszać z innymi, ale wtedy po pierwsze nie mogłam wyrobić sobie zdania stricte o jego właściwościach, a po drugie za ciemny podkład wyglądał tak okropnie, że nie wytrzymywałam z nim dłużej niż kilka minut na twarzy :( Wielka szkoda, bo nie mam żadnego podkładu rozświetlającego i ucieszyłam się na widok tego pana w paczce. Nie ma on w sobie okropnych drobinek co już zapowiadało się całkiem nieźle. W ofercie są dostępne jeszcze dwa jaśniejsze odcienie i pewnie za jakiś czas się nimi zainteresuje. Ten podkład trafi w ręce mojej przyjaciółki, ponieważ ja nie mam warunków, aby w pełni go przetestować :(


Z lewej strony widzicie Shiny Touch, z prwej City Matt. Oba podkłady mają pojemność 30ml i kosztują w granicach 25-30zł. 

czwartek, 2 sierpnia 2012

Ulubieńcy Lipca

Cześć Dziewczyny! :) Ostatnio pisałam o produktach, które wyzerowałam w tym miesiącu, więc tym razem przyszła pora na moich ulubieńców. 


  • diamentowa odżywka Eveline- pokochałam ją w tym miesiącu za to, że jest nie do zdarcia. W pracy lakier odpryskuje mi po kilku godzinach, dzięki tej odżywce mam na paznokciach eleganckie mleczne wykończenie, które spokojnie wytrzymuje przez kilka dni. Z wyrażeniem opinii na temat jej właściwości pielęgnacyjnych wstrzymam się do postu na jej temat. 
  • Camrex wiśniowy- skończył mi się klasyczny carmex w sztyfcie i zapragnęłam jakiejś odmiany. Ten wiśniowy działa dokładnie tak samo jak jego brat, a do tego ma zapach, który przypadł mi do gustu. Świetnie nadaje się na usta samodzielnie, ale także jako baza pod szminki czy matowy błyszczyk.
  • matowy błyszczyk Basic- w połączeniu z wiśniowym carmexem jako bazą daje świetny efekt na długie godziny, zdecydowanie mój ulubiony błyszczyk w ostatnim czasie :)
  • podkład Rimmel Match Perfection- ostatnio pokochałam go na nowo za sprawą pędzla, o którym napiszę poniżej, jednak jest on moim podkładem najbliższym ideałowi, na równi z innym produktem, o którym napiszę na dniach ;)
  • pędzel do podkładu QVS- dostałam go od Simply i kiedy niedawno przeprosiłam się z podkadem Rimmela ten pędzel stał się idealny do nakładania go na twarz. Wcześniej robiłam to rękami, bo miałam wrażenie, że tak będzie najlepiej aplikować ten że, myliłam się ;) Pędzla używam również do korektora.