czwartek, 30 czerwca 2011

Czerwcowe zużycia

Sama nie wiem jak to się dzieje, że zawsze pod koniec miesiąca mam tyle pustych pudełek po kosmetykach. Wiem jedno- od kiedy zaczęłam przywiązywać uwagę do tego, żeby najpierw coś zużyć a dopiero później kupić, zrobiły mi się luzy w szafkach :) Oto moje czerwcowe zużycia, podobnie jak w zeszłym miesiącu podzieliłam je na trzy kategorie.

1. Bieżące zużycia:

  • pianka do golenia Isana- pięknie pachnie, ułatwia golenie, bardzo tania- ja nic więcej nie potrzebuję- tutaj napisałam jej pełną recenzję
  • woda toaletowa Tahitian Holiday- świetny wakacyjny zapach, więcej na jego temat możecie przeczytać tutaj
  • nagietkowy tonik Ziaji- mój ulubiony tonik Ziaji :)
  • żel pod prysznic Luksja Relax Camomile & Lavender- kupiłam go za 3zł, idealny dla osób, które od żelu wymagają tego, żeby się dobrze pienił, ładnie pachniał i mył skórę :)
  • żel do mycia twarzy BeBeauty- pisałam o nim tutaj
  • krem do stóp BeBeauty- pisałam o nim tutaj
  • krem do rąk OPI Avoplex- najsłabsze ogniwo z tej serii pielęgnacyjnej z produktów, z którymi miałam do czynienia
2. Denko

  • zmywacz do paznokci Nailty- to już moja piąta butelka i niestety tak jak większości dziewczyn zaczął on strasznie przesuszać paznokcie :(
  • żel pod prysznic Oriflame Nature Aloe Vera & Maracuja- okropny żel :( słabo się pieni, brzydko pachnie- nie lubię tego!
  • oliwka w żelu Johnsons Baby- przyjemny produkt, ale na dłuższą metę strasznie się nudzi. Pisałam o nim tutaj
  • puder brązujący Wibo- kupiłam go tak dawno, że już nie pamiętam nawet czy to aby na pewno Wibo było ;) zawsze przyjemnie jest wykończyć coś z kolorówki :)
3. Do wyrzucenia

  • lakier Lovely- piękny, czerwony kolor- szkoda tylko, że zrobił się twardy jak kamień :(
  • uniwersalna kredka Avon- straszny bubel, o którym pisałam tutaj- stwierdziłam, że nie ma po co jej dłużej trzymać i wyrzucam

wtorek, 28 czerwca 2011

Ciasto z mikrofalówki :)

Dziś wpis na nieco inny temat. Z braku czasu i produktów z lodówce zmuszona byłam poszukać jakiegoś prostego przepisu na coś słodkiego. Gdy znalazłam w internecie przepis na ciasto z mikrofalówki byłam nieco zdziwiona, że coś takiego istnieje. Ciekawość wzięła nade mną górę, upiekłam i co więcej udało się :) Postanowiłam podzielić się z Wami tym wynalazkiem :)

Składniki:
  • 4 łyżeczki mąki tortowej
  • 6 łyżeczek cukru
  • 2 łyżeczki kakao
  • 1 jajko
  • 4 łyżeczki mleka
  • 3 łyżeczki oleju
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
Dużo tego, prawda? ;)

Wszystkie suche składniki mieszamy razem w kubku (radzę wziąć do tej operacji na pierwszy raz trochę gorszy kubek).

Dodajemy jajko, mleko i olej i dokładnie wszystko mieszamy. Uważajcie na mąkę, bo lubi się osadzać przy dolnych krawędziach kubka ;)


Powinniśmy otrzymać masę o takiej konsystencji:


Kubek wkładamy do mikrofalówki na 3,5minuty na 750W. Oto co otrzymujemy:


Kubek z ciastem odkładamy do ostygnięcia. Później delikatnie obkrajamy je nożem i wyjmujemy. Przyznam szczerze, że obawiałam się, że na deskę wyleje mi się zakalec, ale oto co ukazało się moim oczom już po rozkrojeniu ciasta:


Mini murzynek :) Ciasto jest mięciutkie, pulchniutkie i takie jakie lubię :) Myślę, że przepis można modyfikować wedle uznania. Jak ktoś lubi można dodać bakalie, wiórki kokosowe- co kto woli :) Ja moje ciasteczko pospałam cukrem pudrem.

W sam raz do popołudniowej kawy :) 

Od razu chcę zaznaczyć, że mam świadomość tego, że jedzenie z mikrofalówki nie należy do najzdrowszych. Jednak raz na jakiś czas taki wypiek nikogo raczej nie zabije ;) Upiekłam je sobie w formie nagrody za  pięknie zdany egzamin. Drugą nagrodą, którą sprawiłam sobie dziś podczas wizyty w drogerii możecie zobaczyć poniżej:

W jej skład wchodzi krem do stóp, płyn micelarny Sopot Spa oraz krem tonujący Nuno. Wszystko z Ziaji :)

piątek, 24 czerwca 2011

Śliwka to nie kolor!

Tytuł dzisiejszego postu zawdzięczam mojemu chłopakowi, który tak właśnie zareagował, gdy powiedziałam mu o śliwkowym lakierze do paznokci. Mowa o odcieniu Midnight Plum z Avonu. To mój drugi lakier z serii Nailwear Pro, pierwszym był koralowy odcień, o którym pisałam tutaj. Niestety odbarwił mi on na pomarańczowo pazurki :( Mam nadzieję, że z tym nie będzie podobnego problemu :)
Kolor bardzo trudno uchwycić na zdjęciach. Ogólnie wygląda on po prostu na czarny, ale w świetle pod odpowiednim kątem widać, piękny fioletowy kolor. Do pełnego krycia potrzebne są dwie warstwy. Lakier dość szybko zasycha. Mam go już trzeci dzień i do tej pory nie pojawiły się żadne odpryski. 
A Wy co sądzicie o takich ciemnych kolorach?

wtorek, 21 czerwca 2011

OPI Avoplex Złuszczająca emulsja do skórek

Wracam do Was z kolejną recenzją z mojego zestawu OPI Avoplex. Dziś kolej na złuszczającą emulsję do skórek. Początkowo myślałam, żeby opisać Wam te produkty w kolejności od najmniej przeze mnie lubianego do najbardziej ukochanego. Pojawił się jednak pewien problem. Jak pewnie pamiętacie (a jeśli nie pamiętacie to odsyłam Was do tej recenzji), krem do rąk nie podbił mojego serca. Z kolei złuszczająca emulsja jak i olejek do skórek o którym napiszę na dniach okazały się być tak rewelacyjnymi produktami, że stawiam je ex aequo na pierwszym miejscu na podium :)
W posiadaniu mam tubkę o pojemności 30ml. Starałam się poszukać w internecie jej ceny, ale są one tak rozbieżne, że sama nie wiem co o tym myśleć. Nikt mi nie powie, że między tymi kwotami nie ma różnicy: 35,07zł i 67,99zł; $7,5 oraz $16... Przejdźmy do tego, co mówi sam producent:

Delikatne kwasy owocowe oraz kwas salicylowy usuwają suche i szorstkie skórki. Kompleks lipidów z avocado uzupełnia poziom nawilżenia, a przeciwutleniacze zawarte w wyciągu z kory wierzby i witamina E odżywiają skórki.

Zgadzam się z tym w 100%! Skórki mam teraz mięciutkie, dobrze nawilżone, zadbane. W ogóle nie zaciągają mi się tak jak kiedyś. Do tego zauważyłam, że od kiedy regularnie używam tej emulsji (wraz z drugim olejkiem) paznokcie wyglądają o niebo lepiej. Widzę, że teraz rosną mocne, gładkie i błyszczące :)

Podoba mi się też samo opakowanie, ponieważ dozownik jest bardzo higieniczny. Takiej wielkości kropka emulsji starcza mi na nasmarowanie 2-3 skórek wokół paznokci i samych paznokci. Już teraz mogę powiedzieć, że ta emulsja jest bardzo wydajna, po moim tempie zużywania wnioskuję, że starczy mi jeszcze na około 7-8 miesięcy :)

Wadą jest jej słaba dostępność. Jednak dla chcącego nic trudnego- można poszperać w internecie, poczekać na jakieś promocje czy przeceny i dorwać za około 30zł. Biorąc pod uwagę jej wydajność i to jak rewelacyjnie działa myślę, że to wcale nie jest wielka kwota. Podsumujmy ile przez ten czas wydamy na jakieś inne cuda do skórek, które niekoniecznie działają ;)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Krem do stóp i paznokci BeBeauty

Ostatnio moje stopy nie są w najlepszej kondycji i musiałam sięgnąć po maści apteczne. Wczoraj jednak bez problemu cały dzień spędziłam na szpilkach, więc myślę, że już będzie coraz lepiej :)

Krem do stóp BeBeauty z ekstraktem z szałwii, alantoiną i pantenolem kupiłam za 2,75zł za 75ml. Tak, tak to jego regularna cena :) 

Przez wiele lat do stóp używałam kremów z Oriflame lub Avonu. Teraz od dłuższego czasu mam bardzo utrudniony dostęp do katalogów i po wykończeniu zapasów sięgnęłam po coś innego. Krem do stóp BeBeauty skusił mnie swoją ceną oraz tym, że miałam do czynienia już z kilkoma kosmetykami z tej serii i poza chusteczkami do demakijażu (o których pisałam tutaj) na niczym się nie zawiodłam.

Krem ma przyjemny, ziołowy zapach. Nieco zawiodłam się na konsystencji, ponieważ krem jest dość rzadki. Ale pamiętajmy, że mówimy o kremie za niecałe 3zł ;) Za to bardzo szybko się wchłania, co akurat lubię :)
Wychodzę z założenia, że sam krem nie sprawi, że będziemy mieć idealnie gładką skórę. Ja robię moim stópkom kąpiele, często traktuje je pumeksem. Wydaje mi się, że bez tego nie ma co spodziewać się cudów.

Po pierwszym tygodniu z tym kremem byłam nim mocno zawiedziona. Miałam wrażenie, że kompletnie nic nie robi. Dopiero po jakimś czasie widziałam, że działa on powoli, ale za to efekt utrzymuje się na dłużej. Faktycznie wygładza i zmiękcza stopy. Nigdy nie miałam problemu suchych stóp, ale po wyjściu na miasto, w odkrytych butach moje stopy zawsze wyglądały jak człowieka pierwotnego. Ten problem niestety niezbyt się zmienił- codziennie chodzę przez takie tereny, tu nic już nie pomoże ;) Nie wiem czy to dobre określenie, ale po zużyciu całego opakowania tego kremu (starczyło na równe 3 tygodnie) mogę powiedzieć, że stopy są łatwiejsze w utrzymaniu :) Jednak jeśli ktoś ma poważniejsze problemy, to nie polecałabym mu tego kremu, bo po prostu sobie z nimi nie poradzi :(

piątek, 17 czerwca 2011

Balsam brązujący reklaksujący Ziaja

Dziś pora na recenzję kosmetyku, do którego podchodziłam bardzo sceptycznie, jednak spisał się znakomicie. Chodzi o balsam brązujący relaksujący z Ziaji. Kiedy jakiś miesiąc temu zaczęła się pora na krótkie spódniczki, stwierdziłam, że muszę nadać koloru moim arcybladym nóżkom. Do firmy Ziaja mam wielkie zaufanie więc sięgnęłam po ich produkt. Jego cena to 9zł za 200ml. Tutaj podaję link do jego strony na wizażu. Uzyskał tam średnią 3,38/5.

Zacznę od rzeczy, która skłoniła mnie do zakupu tego balsamu. Był to jego zapach. Pachnie tak samo jak żel łagodzący po opalaniu tej samej firmy i zapach ten bardzo mi odpowiada. Nienawidzę tego smrodku charakterystycznego dla tego typu balsamów. Niestety, w tym przypadku po jakiejś godzinie piękny zapach się ulatnia i pozostaje tylko nieprzyjemna woń balsamu brązującego :( Czuję się tym faktem lekko oszukana, bo liczyłam, że ładny zapach się utrzyma, a już na pewno nie podejrzewałam takiej nieprzyjemnej przemiany. 

Kolor na skórze pojawia się dopiero po drugiej aplikacji. Jest to bardzo ładny, oliwkowy odcień. Wiele osób się mnie pytało, gdzie tak opaliłam nogi, od kiedy zaczęłam używać tego kremu. Nie miałam żadnego problemu ze smugami, bo dokładnie rozsmarowywałam wszystko na skórze. Wcześniej robiłam sobie peeling. Polecam też nabieranie mniejszej ilości kremu. Lepiej dać mniej, niech opalenizna pojawi się wolniej, ale przynajmniej będzie jednolita :) Nie zauważyłam, aby brudziły mi się ubrania czy pościel. Ogólnie pod tym względem jestem bardzo zadowolona. Dodam tylko, że balsamu tego stosuję tylko i wyłącznie na nogi. Skóra po jego użyciu jest faktycznie o wiele gładsza, ale niestety dość słabo nawilżona. Działanie relaksującego nie zauważyłam, ale teraz mam sesję, więc tylko ziółka mi pomagają w tej kwestii ;)
Plusem jest też samo opakowanie, które bez problemu można postawić do góry nogami :) To starczy mi jeszcze na długo, ale jestem pewna, że właśnie do tego balsamu brązującego będę wracać :) Na koniec wrzucam skład dla zainteresowanych:

środa, 15 czerwca 2011

Niebiesko mi czyli lakier do paznokci Vipera Creation Professional

Dziś pora na recenzję lakieru, który otrzymałam w paczce od Vipery. Może pamiętacie, że w moje łapki wpadł lakier, o pięknym kobaltowym kolorze, jego nr to 733. Niestety na pierwszym zdjęciu wyszedł o dwa tony jaśniejszy, drugie zdjęcie lepiej pokazuje jego prawdziwy odcień.
Kolor od początku podbił moje serce :) Uwielbiam wszystko co niebieskie. Tutaj podaję Wam link do strony, gdzie możecie przejrzeć pozostałe odcienie z serii Creation Professional. Widziałam, że kilka dziewczyn dostało do testów lakier w kolorze żółtym i zakochałam się w nim totalnie. Jak trochę podkuruję nogę to na pewno wybiorę się do centrum handlowego i sprawię sobie tego żółcioszka :)
Do pełnego krycie potrzebne są 3 warstwy. Byłam mile zaskoczona tym, że lakier bardzo szybko wysycha. Do tego jest trwały, dziś mam go na sobie już 5 dzień i mam zaledwie 2 małe odpryski, lekko starły się końcówki. Aplikacja też jest bezproblemowa, nawet nie ubrudziłam sobie skórek malując- dla mnie ten lakier jest rewelacyjny. Dodam jeszcze, że bardzo łatwo się zmywa :) Jestem pewna, że sięgnę po inne lakiery z tej serii :)

wtorek, 14 czerwca 2011

Sól do kąpieli BeBeauty

Na wstępie chciałabym Was przeprosić za to, że ostatnio tak mało tu jestem. Wytłumaczenie jest krótkie- sesja. Zaglądam na Wasze blogi, czytam wszystkie komentarze, ale nie zawsze mam głowę do tego, żeby coś napisać. Mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni :)

Dzisiejszy post wynika z tego, że muszę się pożalić. Buty tak mi zmasakrowały stopy, że nie mogę praktycznie chodzić. Pęcherz na pęcherzu pęcherz pogania, mam same otarcia, odparzenia itp. Całe miesiące pielęgnacji poszły na marne, bo teraz moje stópki wyglądają arcywsrtętnie :( Niestety, ale ta sama historia powtarza się w każde lato :(

Jakiś czas temu kupiłam sobie sól do kąpieli BeBeauty pomarańcza i rokitnik. Są jeszcze cztery inne warianty zapachowe: morska, oliwkowa, lawendowa i mleko z miodem. Sól tę kupiłam trochę bezmyślnie, bo praktycznie się nie kąpię- codziennie rano i wieczorem biorę prysznic. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;) Po moim nawiązaniu do stanu moich stóp możecie łatwo domyśleć się, że wsypuję tę sól do miski z ciepłą wodą i robię sobie mini spa :)
Za 600g soli płacimy około 3-4zł. Już nawet nie pamiętam ile dokładnie, ale jak widać są to niezbyt wygórowane kwoty ;) Do miski wsypuję zawsze jedną nakrętkę soli. Woda staje się od lekko żółta (na to wpadłam dopiero po czasie, ponieważ mam żółtą miskę ;)). Jeśli chodzi o jej zapach, to na pewno nie jest to pomarańcza. Nie pachnie też jak kostka do toalety, więc to też plus ;) Zapach raczej mnie nie orzeźwia, ale sprawia, że moje stopy prezentują się o niebo lepiej. Co najważniejsze ja czuję się lepiej po takiej kąpieli :) Odprężona i stopy nie wyglądają jakby przebiegły maraton ;) To świetne preludium do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych, bo pamiętajmy, że bez dobrego kremu i pumeksu to wiele nie zdziałamy ;)

Na koniec kilka słów od producenta: Ten kosmetyk jest optymalnym połączeniem naturalnych kryształów soli z ekstraktami z pomarańczy i rokitnika. Zastosowana sól pochodzi z naturalnych złóż soli kamiennej i dostarcza niezbędnych dla odpowiedniej pielęgnacji skóry składników mineralnych. Ekstrakt z pomarańczy cudownie nawilża, odżywia i uelastycznia skórę. Ekstrakt z rokitnika chroni skórę przed szkodliwym działaniem środowiska. Zapach o nucie cytrusowej sprawia, że kąpiel staje się niezapomnianą chwilą.

Jak tylko zużyję tę sól to sięgnę po jej inne warianty zapachowe :)

piątek, 10 czerwca 2011

Współpraca z Viperą

Mam to szczęście, że kilka dni temu nawiązałam współpracę z firmą Vipera. Dzięki uprzejmości Pani Ani w ekspresowym tempie otrzymałam od firmy paczkę, a w niej następujące cudowności:
  • lakier do paznokci Creation- w moje ręce wpadł odcień 733 i jest to piękny kobalt. Tutaj możecie zobaczyć więcej propozycji kolorystycznych KILK
  • konturówka do oczu Ikebana- jestem szczęśliwą posiadaczką odcienia ocean i jest to piękny, głęboki granat. Po pierwszym mazianiu po ręce mogę stwierdzić, że kredka jest bardzo miękka, ale dobrze się nią rysuje. Więcej na jej temat przeczytacie tutaj: KLIK
  • puder Cashmere Veil- jestem zakochana w jego opakowaniu i zapachu :) Odcień na szczęście mi pasuje, więc od dziś przystępuję do testów :) Więcej o pudrze możecie przeczytać tutaj: KLIK
 Kosmetyki sprawiły mi ogromną radość. Nie mogę się napatrzeć na te urocze opakowania kredki i pudru. Zaraz zmywam obecny lakier i nakładam moje nowe kobaltowe cudo :)

czwartek, 9 czerwca 2011

Krem do rąk OPI Avoplex

Możliwe, że niektórzy z Was jeszcze pamiętają, że półtora miesiąca temu dostałam od MizzVintage zestaw do pielęgnacji dłoni OPI Avoplex. Wczoraj wieczorem wycisnęłam ostatnią kropelkę z kremu do rąk i dziś śpieszę do Was z jego recenzją :) Cały zestaw prezentuje się następująco:
W jego skład wchodzi krem do rąk, olejek do skórek i złuszczający olejek do skórek. Krem starczył mi na półtora miesiąca, nakładałam go grubą warstwę na noc. Olejków nie zużyję chyba do końca roku, bo są tak wydajne ;) No ale to nie one są bohaterami dzisiejszego postu :)
Od początku byłam pod wrażaniem jakości z jakiej wykonane jest opakowanie tego kremu. Przywykłam do takich, które kosztują do 10zł i muszę przyznać, że OPI postarało się i dało tubkę z porządnego plastiku, która nie pęka, kiedy kończy nam się krem i próbujemy do niego dostać ;)

Długo szukałam ceny tego kremu w internecie i znalazłam tylko na jednej stronie kwotę 13$. Nie traktowałabym tego jednak jako wiarygodny wyznacznik :(

Dodam jeszcze, że byłam pozytywnie zaskoczona, że tubka była zaklejona- nie pamiętam, kiedy ostatni raz się z tym spotkałam w przypadku kremu do rąk ;)

Co na jego temat mówi producent?

Działa jak rękawica ochronna na poważnie uszkodzona skórę dłoni. Zawiera zaawansowany kompleks lipidów z awokado OPI oraz unikalne, głęboko  penetrujące skórę hydrolizowane proteiny, które wiążą się ze skórą i paznokciami zamykając w nich wilgoć. Przy systematycznym użyciu rezultatem jest radykalna poprawa elastyczności i gładkości dłoni oraz większa elastyczność paznokci.

Uważam, że ten krem jest najsłabszym ogniwem całego zestawu. Choć pięknie pachnie i szybko szybko się wchłania, to nie czuję aby dłonie były dobrze nawilżone. Nie powiem, że je wysuszał, ale spodziewałam się, że nakładając krem na noc, rano dłonie będę miękkie i gładkie, a tego zabrakło. Nie mam też poważnie uszkodzonego naskórka, raczej pojedyncze przesuszenia i z takimi sobie radził. Również jego zapach, który w tubce jest prześliczny na dłoniach przemienia się w średnio przyjemny smrodek. Stan moich paznokci i skórek znacząco się polepszył, ale jest to raczej zasługa olejków, o których za jakiś czas zrobię osobny post i tam będę je wychwalać pod niebosa. Zrobiłam zdjęcia paznokci przed rozpoczęciem kuracji i wrzucę Wam  do porównania zdjęcia ich obecnego stanu :)

wtorek, 7 czerwca 2011

Żelowy błyszczyk WOW! Bell

Dziś pora na recenzję żelowego błyszczyku WOW! firmy Bell. Dostałam go do przetestowania, ale nie wpłynie to na moją recenzję ;) Nie miałam wcześniej do czynienia ani z kosmetykami tej firmy ani nawet z żelowymi błyszczykami, więc tym bardziej byłam ciekawa ;) Odcień, który mam ma nr 3 i prezentuje się następująco:
Co na jego temat ma do powiedzenie producent? Ich soczyście owocowy zapach , lekka  konsystencja i odjazdowe kolorki sprawią, że zakochasz się w nich bez pamięci! Zostań królową pocałunków! Postaw  na  WOW! Szklisty, transparentny kolor, który pokryje Twoje usta to zasługa nowoczesnej technologicznie bazy. Zabierz je na imprezę, do kina, na randkę, na spacer i   na… wakacje i ciesz się słońcem bez obaw! Błyszczyki zawierają  filtr UVB chroniący usta przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.

Po takim opisie mogę stwierdzić, że jest on zdecydowanie przeznaczony dla młodszych dziewczyn ;) Na stronie internetowej znalazłam informację, że kosztuje 9,58zł. Niestety, ale w mojej drogerii nie ma nawet śladu po tych błyszczykach. Dostępne są takie kolory (mój to ten w środku :)):
Rzeczą, która mnie powaliła, przy pierwszym otwarciu tego błyszczyka był jego zapach. On pachnie jak MALINOWA MAMBA! Czy jest na świecie ktoś, kto nie kocha tego zapachu? Bardzo pozytywne zaskoczenie :) Niestety zapach nie utrzymuje się na już na ustach.
Opakowanie jak w typowym błyszczyku. Nie mam się do czego przyczepić. Aplikator ładnie wszystko rozprowadza. Nie podkreśla suchych skórek, fajnie nawilża usta. Kiedy go używam, to nie muszę się martwić o pomadkę ochronną. Gorzej z jego trwałością. U mnie na ustach bez jedzenia, picia, cmokania itd wytrzymuje nie więcej niż 2h.
A teraz największy minus. Jak widzicie, albo i nie, dałam go odrobinę na dłoń. Kolor jest bardzo delikatny i subtelny i nijak ma się do tego, co jest w opakowaniu. Spójrzcie jak prezentuje się na ustach:

Owszem, nadaje im lekko różowy kolor, ale wygląda praktycznie jak błyszczyk bezbarwny. Więc jeśli liczycie na odjazdowe kolorki, o których pisze producent to srogo się zawiedziecie. Mnie ten brak koloru aż tak strasznie nie przeszkadza. Błyszczyk noszę ze sobą w torebce i używam do codziennego makijażu, kiedy chcę jedynie nadać ustom połysk. Myślę, że w przyszłości skuszę się na kolejne jego opakowanie w innym odcieniu, o ile gdziekolwiek je znajdę, bo niestety, ale dystrybucja kosmetyków Bell kuleje, a szkoda.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Nagietkowy tonik z Ziaji + mój sposób na upalne dni :)

Wszechobecne upały mnie dobijają. Zawsze powtarzam, że wolę, gdy jest zimno niż za gorąco. Kiedy jest zimno zawsze mogę ubrać coś na siebie, a przy obecnej temperaturze to chyba nawet jakbym biegała po ulicach nago i tak by nic to nie dało ;)

Tonik nagietkowy Ziaji to mój ulubiony z dostępnych w tej firmie toników. Cena jest śmiesznie mała, bo około 5-6zł za 200ml. Teraz gdy mam w domu jeszcze tonik z biodermy to mam wrażanie, że choć oba mają taką samą pojemność to tego drugiego jest zdecydowanie więcej.

Od tego toniku nie wymagam cudów, używam go głównie do odświeżenie twarzy. Po demakijażu przemywam nim buzie, tak samo rano i wieczorem przed nałożeniem kremu. Jego zapach kojarzy mi się z herbatą :) 

Opis producenta:

Delikatny bezalkoholowy tonik do codziennej pielęgnacji twarzy i szyi.

Działanie

  • Wspaniale oczyszcza i odświeża skórę.
  • Intensywnie nawilża oraz skutecznie łagodzi podrażnienia.
  • Przywraca skórze naturalne pH i przygotowuje ją do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.
Nie używam tego toniku do oczyszczania, ale do odświeżania twarzy. Nie powiedziałabym też, żeby tonik ten twarz nawilżał. Po jego użyciu konieczna jest aplikacja kremu. 
Mam jeszcze starą wersję buteleczki- niską i pękatą, obecnie dostępne są węższe i wyższe. Niestety, ale tonik nie nadaje się na zabranie go w podróż- za każdym razem połowa opakowania mi się wylewała :(

Po lewej stronie zamieszczam skład dla zainteresowanych. Na koniec chciałam Wam napisać, co ostatnio stosuję, aby jeszcze bardziej orzeźwić skórę- trzymam ten tonik w lodówce :) Przemycie takim schłodzonym daje rewelacyjny efekt na zmęczonej buzi :) Nie wydaje mi się, żebym w ten sposób mogła wyrządzić sobie jakąś krzywdę, jeśli tak, to dajcie mi znać ;)
Do toniku nagietkowego wrócę dopiero za jakiś czas, ponieważ od kiedy odkryłam sklep z nieznanymi dla mnie tonikami Ziaji mam ochotę przetestować wszystkie pozostałe :)

niedziela, 5 czerwca 2011

Peelingujący żel do mycia twarzy BeBeauty

Żel peelingujący do mycia twarzy z BeBeatuy kupiłam zupełnie przez przypadek. Naczytałam się mnóstwo pochlebnych recenzji na temat żelu micelarnego (ostatnio na jego temat pisała cammie- zapraszam do jej wpisu KLIK). Jednak gdy już stanęłam przed półką z tymi kosmetykami, zupełnie zapomniałam co miałam kupić (nawet patrząc na żel micelarny, którego u mnie jest pod dostatkiem, nie przypomniałam sobie). Wzięłam więc ten żel, skoro już tam byłam :)
Jego cena jest wprost oszałamiająca, bo to 5zł za 150ml. Jego opakowanie samo w sobie nie jest kuszące. Dla mnie na plus jest to, że otwiera się je do dołu, więc pod koniec opakowanie (a właśnie na tym etapie zużycia jestem) nie muszę kombinować ze stawianiem go do góry nagami. Drugim plusem jest to, że opakowanie jest przezroczyste dzięki czemu widzę ile żelu zostało i jak to mawiała moja pani od biologii w liceum "nie ma zdziwiątka", że już koniec ;) Ale czy opakowanie jest najważniejsze? Poza tym, skoro płacę za produkt 5zł to nie mam prawa wymagać szklanej karafki z pompką.
Przejdźmy więc do jego działania. Po dwóch miesiącach stosowania (bo na tyle opakowanie starcza, przy używaniu żelu dwa razy dziennie) mogę z ręką na sercu powiedzieć, że faktycznie mam o wiele mniej brzydkich niespodzianek na twarzy. Skóra jest wygładzona i miła w dotyku. Po myciu jest lekko ściągnięta, ale o wiele mniej niż po użyciu mojego ulubionego zielonego żelu z Garniera. Peelingujące drobinki są bardzo delikatne i nie podrażniają skóry. Skóra po jego użyciu jest dobrze oczyszczona. Jednak jeśli po demakijażu zostały mi na twarzy resztki tuszu do rzęs, to żel nic z nim nie zrobi. Używam jednak kosmetyków wodoodpornych i do ich zmycia stosuję płynów do tego przeznaczonych, więc w żadnym razie nie uważam tego za jego wadę ;) Nie zauważyłam, aby od kiedy stosuję ten żel zmniejszyły mi się pory, ale tego producent również nie obiecuje. 
Żel ma konsystencję typowego żelu ;) Pachnie bardzo delikatnie- powiedziałabym, że tak morsko :) Jednak ważną informacją jest to, że praktycznie się nie pieni. Jestem osobą, która kocha pianę i dla mnie bez niej nie ma zabawy. Wiem, że nie ja jedna mam takie podejście i z tego powodu ten produkt będzie skreślony dla wielu osób. Na początku sama byłam zła, ze go kupiłam, ale do braku piany idzie się przyzwyczaić ;) Czy produkt polecam? Myślę, że watro go wypróbować. Ja do niego w najbliższym czasie nie wrócę, bo zdecydowanie wolę zielonego Garniera, ale dobrze wiedzieć, że za niską cenę mogę dostać dobry i tani kosmetyk. Taka informacje będzie na wagę złota, gdy trzeba będzie zacisnąć pasa ;)

piątek, 3 czerwca 2011

Pastelowo koralowo czyli Bell Fashion Colour

Bohaterem dzisiejszego wpisu jest lakier do paznokci Bell z serii Fashion Colour. Znajdował się on w paczce, którą ostatnio dostałam od Noska, jeszcze raz dziękuję! :*

Kilka dni temu odkryłam na mojej drodze z domu na uczelnię drogerię (do dziewczyn z Wrocławia- znajduje się przy ul. Drukarskiej naprzeciwko mrówkowca), która jest świetnie wyposażona. Jest w niej bardzo wiele kosmetyków, których normalnie nie spotyka się w sklepach typu rossmann czy douglas. Teraz bywam tam codziennie :) Właśnie w niej znalazłam szafę firmy Bell i wielu innych więc teraz w końcu wiem, gdzie mogę te kosmetyki dorwać :)

Co o lakierach Fashion Colour mówi sam producent?

Nie bój się mocnych i ekstrawaganckich kolorów! Odnajdziesz je w kolekcji hypoalergicznych lakierów do paznokci Fashion colour! Nowoczesna formuła lakieru zapewnia idealne krycie już przy pierwszej warstwie! Extremalna trwałość i superpołysk gwarantowane! Doskonale łatwa i przyjemna aplikacja lakieru na paznokciach bez efektu smug i nieestetycznych zacieków!Nie zawiera szkodliwych związków: toluenu i formaldehydu.

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to po prostu dużo gadania, żeby tylko oczarować klienta ;) Cena lakierów na stronie internetowej to 6,05zł, w mojej drogerii 7,5zł za 11g. Same zobaczcie dostępne kolory:

Przyznacie, że są w dość zbliżonej tonacji? Kolor, który posiadam to 322 i gdy spojrzałam na te zdjęcie w jego poszukiwaniu patrząc tylko na to co mam na paznokciach byłam pewna, że posiadam 323. Czyli zdjęcia są przekłamane :( Choć jak teraz się patrzę na zdjęcie moich pazurków, to wygląda faktycznie jak 322. Musicie mi uwierzyć na słowo ;)
Z lakieru jestem zadowolona. Do pełnego krycia potrzebuję trzech cienkich warstw, ale bardzo przyjemnie się je nakłada. Pędzelek łatwo się prowadzi i nie wiem jakim cudem, ale nawet zbytnio nim nie wyjechałam poza płytkę paznokcia :) Lakier też nie odpryskuje, mam go już 3 dni i trzyma się świetnie. Najbardziej jednak jestem zadowolona z jego koloru. Idealnie mi pasuje. Nawet nie wiem jak go określić- to taki pastelowy koral :) Na pewno skuszę się na więcej lakierów z tej serii, choć niestety w mojej drogerii nie ma dostępnych wszystkich ze zdjęć. Największą ochotę mam na nr 316, 320 i 326. A Wy? :)

czwartek, 2 czerwca 2011

Ulubieńcy maja

Chciałabym zapoczątkować na moim blogu nową serię ulubieńców. Bardzo lubię oglądać takie filmiki oraz czytać tego typu wpisy, więc mam nadzieję, że Wam też przypadną one do gustu :)
1. Krem do rąk Farmona słodki kokos i banan- na jego temat napisałam osobną recenzję. Możecie ją przeczytać tutaj. Krem ten pachnie tak cudnie, że często sięgam po niego tylko po to, aby go powąchać. Działanie też jest bez zarzutu, więc czego więcej chcieć? :)

2. Żel pod prysznic Fa Yogurt z marakują i brazylijską rodzynką- kolejny produkt, który uwiódł mnie swoim zapachem. Dorwałam go na promocji za 5zł :) Świetnie się pieni i podczas kąpieli wypełnia całą łazienkę swoim boskim zapachem- to lubię ;) Do tego nie wysusza skóry, więc czego chcieć więcej? :)

3. Pianka do golenia Isana o zapachu brzoskwini- żałuję, że nie sięgnęłam po nią wcześniej :) bosko pachnie i ułatwia poślizg żyletce, nie zacinam się dzięki niej. Dla mnie to wystarczy, żeby mocno ją polubić :) Więcej na jej temat napisałam tutaj. Bardzo lubię używać pod prysznicem jej razem z wyżej wymienionym żelem pod prysznic- czuję się wtedy jakbym pływała w owocowym drinku :)

4. Truskawkowa wazelina do ust- śmiało mogę powiedzieć, że to mój ulubiony produkt do pielęgnacji ust, jaki kiedykolwiek używałam. Ostatnio zmienili jej formułę i oprócz tego, że usta bardzo dobrze nawilża, to pięknie pachnie i smakuje :) A to wszystko za 5zł :)

5. Woda toaletowa Von Tahitian Holiday- idealny zapach na takie upały. Niestety, ale ostatnio używałam praktycznie tylko tego zapachu i zostało mi już go bardzo mało, w tym miesiącu na pewno będę musiała się z nim pożegnać :( Zapraszam do lektury mojej pełnej recenzji na jego temat, możecie przeczytać ją tutaj.

6. Baza pod cienie Virtual- mimo wszystkich negatywnych opinii na jej temat nie mam z nią problemów. Sprawuje mi się bardzo dobrze i oby ten stan trwał jak najdłużej :) Link do recenzji tutaj.

7. Lakier do paznokci Lovely- odcień ten skradł moje serce :) Tutaj możecie zobaczyć jak prezentuje się na paznokciach. Mam go ostatnio na sobie co drugie malowanie lakierem :) Jest tani, trwały i wytrzymały :)

8. Herbata Saga dzika róża z pigwą i truskawką- wiem, że to dość nietypowy ulubieniec, ale to jak posmakowała mi ta herbata jest nie do opisania :) Raz posmakowałam jej u koleżanki i zaraz potem zrobiłam zapas w sklepie :) 

9. Książka Jaroslava Havlička "Niewidzialny"- była to lektura do kolokwium zaliczeniowego. Nigdy bym nie pomyślała, że książka narzucona z góry może mnie tak pochłonąć. Polecam tym, którzy lubią cięższe klimaty. Książka traktuje o chorobie psychicznej, jednak sposób w jaki o niej czytamy jest dla mnie niesamowity.

Nie lubię kończyć postów ponurymi akcentami, więc pokażę Wam to co dziś przyszło do mnie z wymiany z obojetniejaka :)
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję! :*

środa, 1 czerwca 2011

Majowe zużycia

Kolejny miesiąc obfitował u mnie w wielkie zużycia. Jak tak dalej pójdzie zostanę z jednym kremem i tyle ;) Tym razem postanowiłam podzielić wszystko na trzy kategorie, z resztą same przeczytacie :) Tym razem wyszło mi aż dziewiętnaście rzeczy- to bardzo dużo. Znak, że mogę wybrać się na zakupy :)
Nie myślcie, że maniakalnie siedzę i zużywam wszystko co mam w domu ;)

1. Bieżące zużycia
Rzeczy z pierwszej grupy to produkty, których używam na co dzień i tak jakoś wyszło, że się pokończyły w maju. Nie było to zużywanie na siłę ;) Pierwszą rzeczą z tej kategorii jest żel pod prysznic Palmolive Naturals miód i mleko. Bardzo przypadł mi do gustu i całe szczęście, bo jeszcze dwa takie same mam w szafce z żelami ;) Dobrze się pieni, ładnie pachnie, nie wysusza skóry i przede wszystkim dobrze myje :) Szampon Timotej z guaraną i grejpfrutem zaczarował mnie swoim zapachem. Niestety, ale lekko przesuszył mi włosy :( Żel do mycia twarzy Garniera opisywałam w mojej pierwszej notce :) Więcej do niego nie wrócę, bo zdecydowanie wolę jego zielonego brata :) O kremie do rąk BeBeauty możecie przeczytać tutaj. Dobrze się sprawdził, ale uwielbiam testować nowości, więc pewnie do niego nie wrócę za szybko. Na temat bursztynowego masła do ciała z Ziaji również powstał osobny post. Produkt godny polecenia, ale trudny do znalezienia ;) O pudrze w kamieniu z Wibo napisałam tutaj. Kolejne jego opakowanie mam w torebce i pewnie zużyję je za 10 lat ;) Na koniec w pudełeczku po kremie Dove mieścił się olejek kokosowy, który otrzymałam od KiziMizi. Rewelacyjnie sprawdził się wymieszany z kremem do stóp jako maska na noc. Moje stopy były po nim gładkie jak pupa niemowlaka :)

2. Produkty, które nie nadają się do użytku
Pięć produktów, które znalazło się na tym zdjęciu postanowiłam wyrzucić w czasie porządków. Nie widzę sensu, w trzymaniu bubli ;) No okej, może określenie buble nie jest najtrafniejsze, ale jak nazwać odżywkę do paznokci, która zastygła i jest twarda jak kamień? Mowa tu o odżywce z Oriflame, o której napisałam tutaj. Bardzo nie lubię takich sytuacji, gdy wyrzucam coś nie zużyte do końca :( Na temat eyelinera w pisaku  z Oriflame napisałam wystarczająco w tej notce. Nigdy, przenigdy więcej. Dwa pozostałe lakiery, jeden z Wibo, drugi z GoldenRose również zastygły i można niby prędzej zabić niż pomalować. Na koniec podkład w kompakcie Wibo. Nigdy mi on jakoś bardzo nie pasował, od zeszłej jesieni leżał w szafce i kiedy zaczął dziwnie pachnieć stwierdziłam, że nie ma go co dłużej trzymać ;)

3. Denko!
Takie zużycia lubię najbardziej :) Na pierwszy ogień pójdzie smacker. Jakoś nie przypadła mi taka forma do gustu, ale skoro już miałam to wypadało wykończyć. Mój był truskawkowy i nie mam pojęcia co to za firma ;) Ujędrniający balsam z Avonu SSS skóry mi nie ujędrnił, ale ładnie pachniał. Cieszę się, że w końcu go zużyłam. Więcej go nie kupię. Borasol zaleciła mi moja pani dermatolog. Miałam zużyć jedną butelkę i grzecznie to zrobiłam :) Przyznam, że na początku kuracji widziałam efekty, ale później nie czułam najmniejszej różnicy w stanie skóry po jego stosowaniu. Ale skoro lekarz kazał to nie ma zmiłuj ;) O kremie do ciała Isany z oliwą z oliwek napisałam tutaj. Bardzo przyjemny produkt jeśli chodzi o działanie, ale niezbyt podszedł mi jego zapach więc zużywanie szło topornie. Biorąc pod uwagę, że to aż 500ml to zajęło mi to sporo czasu :) Pomadkę do ust z Nivei o zapachu oliwki i cytryny opisałam tutaj. Choć początkowo byłam nią zachwycona to jej zapach mi się przejadł i zużywanie szło coraz gorzej :( Podobnie było z balsamem do ust z TBS. Myślę, że wystarczająco rozpisałam się na jego temat w tej notce. Ostatnim produktem jest glicerynowe mydełko z Oriflame o zapachu marakui i aloesu. Totalnie się u mnie nie sprawdziło. Nie podszedł mi jego zapach, słabo się pienił i ogólnie jestem na nie :(

Żeby nie kończyć ponurym akcentem, chcę się pochwalić co przyszło do mnie w paczce z wygranej giveawaya u Noska :)
Kochana, nawet nie wiesz ile mi radości tą paczką sprawiłaś :) Dziękuję! :*