środa, 31 sierpnia 2011

Nowa współpraca

Niedawno mój blog nawiązał współpracę ze sklepem internetowym KKcenterHK. Wczoraj prosto z Hong Kongu przyszła do mnie koperta z naklejkami na paznokcie, które mam dla Was przetestować i zrecenzować. Ciekawa jestem jak to wyjdzie, ponieważ to mój pierwszy kontakt z produktem tego typu :) Wzorek wybrałam sobie sama spośród tysiąca innych - ciężko się na jeden konkretny zdecydować ;)


wtorek, 30 sierpnia 2011

Sierpniowe zużycia

W sierpniu wykończyłam tylko 5 produktów. Ostatnio słabo mi idzie zużywanie kosmetyków, do tego wszystkiego znowu zaczęłam je gromadzić. Jak dwa dni temu doliczyłam się 11 rożnych balsamów to aż złapałam się za głowę ...

  • figowy szampon do włosów normalnych Ziaja- szamponowy koszmarek. Nigdy więcej nie zdecyduję się na żaden szampon Ziaji, po tym jak ten okropnie plątał mi włosy. Jego recenzja znajduje się tutaj.
  • odżywka do włosów z drożdżami piwnymi i owocem granatu- recenzowałam ją kilka dni temu, więc odsyłam Was do tej recenzji :)
  • intensywnie nawilżająca maseczka aloes i awokado Avon- produkt, który nie robi dosłownie nic. Cieszę się, że już ląduje w koszu. Recenzja tutaj.
  • maseczka z witaminą i miodem Rilanja- maseczka ta dostępna jest w Scheckerze w podwójnych saszetkach i jej połówkę dostałam od Kasi- bardzo dziękuję! :* Maseczka przyjemnie nawilżyła oraz wygładziła moją buzię- z pewnością do niej wrócę.
  • głęboko odżywczy krem do rąk i stóp Ziaja- obecnie mój faworyt jeśli chodzi o pielęgnację stóp. Zachwalałam go tutaj. Już sprawiłam sobie kolejne opakowanie :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Niedzielne wypieki

Za Waszymi radami kupiłam blachę do pieczenia babeczek. Uważam, że to były jednej z lepiej zainwestowanych 20zł w ostatnim czasie. W końcu nic mi się nie rozlewa w piekarniku :) W związku z nową jakością pieczenia trochę podrasowałam mój przepis ;)
 
Składniki:
  • 3/4 kostki margaryny
  • 2 jajka
  • 3/4 szklanki mleka
  • 1 cukier wanilinowy
  • 1/2-2/3- szklanki cukru pudru
  • 2 szklanki mąki wrocławskiej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • aromat waniliowy
  • 1,5 łyżeczki kakao
3/4 kostki masła rozpuszczamy. Gdy tłuszcz wystygnie, ale jeszcze się nie zetnie, dodajemy 2 jajka i mleko. Wszystko ubijamy robotem. Następnie dodajemy 1 cukier wanilinowy, ok. 1/2-2/3 szklanki cukru pudu i 2 szklanki mąki i czubatą łyżeczkę proszku do pieczenia. Na koniec dodajemy aromatu.

Z powstałej masy ok. 1/3 odlewam do innego garnuszka. Wsypuję do niego kakao i dokładnie mieszam.

Do foremek wlewam masę w dowolnej kolejności, czasem wychodzą na wierzchu fajne wzorki. Co do tego nie ma żadnej reguły- jak kto woli :)

Pieczemy w temp. 180 stopni przez około 23 minuty.



Na zdjęciu widzicie efekt mojego pieczenia dziś rano- z wypisanych wyżej składniów wyszło mi 15 babeczek :)


Miłego dnia! :*

sobota, 27 sierpnia 2011

Łagodzące mleczko do ciała Garnier

Ze względu na panujące ostatnimi czasy upały totalnie nie mam ochoty nakładać na siebie dodatkowej warstwy kremu. Nawet cudnie pachnące balsamy sprawiają wrażenie, że się od nich duszę i mam wrażenie, że skóra się tylko bardziej poci. Na szczęście mam coś, co pomaga mi przetrwać w takich sytuacjach :) Jest to łagodzące mleczko do ciała Garniera. Jego koszt to około 18zł za 400ml

Mleczka Garniera chyba wszyscy znamy. Przez długi czas używałam żółtego ujędrniającego i pamiętam, że bardzo się lubiliśmy. Jakiś czas temu zdecydowałam się na wariant do skóry wrażliwej, choć takowej nie posiadam. Chodziło mi o lekkie mleczko, które będzie pozbawione intensywnego zapachu. Pod tym względem był to strzał w 10. Bardzo szybko się wchłania, pozostawia skórę nawilżoną, ale bez tłustego filmu, który teraz jest bardziej niż zazwyczaj niepożądany. A dlaczego chciałam coś bezzapachowego? Żeby zapach balsamu nie kłócił mi się z zapachem perfum ;) Jestem z niego ogromnie zadowolona. Dodam też, że mleczko można spokojnie stosować na ciało nawet po depilacji, ponieważ nie powoduje żadnych podrażnień. Żeby tego było mało jest bardzo wydajne. Nie wiem jednak, czy do niego wrócę, ponieważ jak wiadomo jest tyle balsamów do przetestowania, że ciężko być wiernym temu jedynemu :)


Na koniec chciałam się pochwalić nagrodą, którą otrzymałam z rozdania u Ady. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję kochana :* ! Tyle łakoci i to wszystko dla mnie :)


czwartek, 25 sierpnia 2011

Tonik nawilżający do skóry odwodnionej i wrażliwej Bioderma

Dziś pora na recenzję kosmetyku, który okazał się dla mnie odkryciem roku. Od zawszę używałam toników Ziaji i byłam z nich całkiem zadowolona. Teraz widzę, że po prostu nie wiedziałam, że z toniku można wycisnąć o wiele więcej ;) Tonik nawilżający do skóry odwodnionej i wrażliwej Biodermy zostanie moim ulubieńcem na długi czas. Za 200ml produktu płacimy około 35zł. Moją pierwszą jego butelkę wygrałam w rozdaniu. 

Co obiecuje producent? Hydrabio Lotion Tonique jest pierwszym tonikiem zawierającym Aquagenium, opatentowany kompleks, który reaktywuje naturalny proces nawilżenia skóry i pomaga zatrzymać wodę w jej powierzchniowych warstwach. Pozwala to zachować skórze naturalną równowagę.
Lekka konsystencja toniku daje przyjemne uczucie świeżości. Tonizuje, nawilża i przywraca blask skórze. Bardzo dobrze tolerowany, hypoalergiczny, nie zatyka porów.

Zacznę od tego, że już sama butelka cieszy moje oko. Wykonana jest z dość grubego plastiku, w ogóle nie przecieka. Tonik ma bardzo delikatny, przyjemny dla nosa zapach. Mogę śmiało powiedzieć, że pachnie świeżością :) Jednak przejdźmy do samego działania. Przede wszystkim zauważyłam, że tonik genialnie nawilża moją twarz. Gdy przemywam nim buzię w ciągu dnia czasami nie potrzebuję nawet nakładać kremu. Skóra po nim jest miła i przyjemna w dotyku. Od kiedy go używam nie mam na twarzy żadnych suchych skórek. Nie zanotowałam żadnych podrażnień, nawet w okolicach jakże wrażliwych oczu. Po nałożeniu go na twarz wyczuwam lekki film, jednak bardzo szybko się on wchłania, a skóra jest przyjemnie odświeżona. Stanowi on świetną bazę pod krem na dzień. Zakochałam się w nim po całości. 

Gdybym miała wskazać to, co najbardziej mnie w nim urzekło to fakt świetnego nawilżenia oraz to, że skóra po jego użyciu w ogóle nie jest napięta. Przyznam szczerze, że uwielbiam dotykać mojej twarzy, po jego zastosowaniu, bo jest taka milutka w dotyku :P Mój tonikowy ideał :)

EDIT:  Zużycie widoczne na zdjęciu jest po około 1,5 miesiąca stosowania. Moim zdaniem jest on wydajny, ale to wszystko zależy od tego kto ile leje na wacik ;)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Garnier Naturalna Pielęgnacja odżywka do włosów drożdże piwne i owoc granatu

Odżywkę Garniera z serii Naturalna Pielęgnacja kupiłam z prostego powodu- akurat była w promocji ;) Zapłaciłam za nią jedyne 4,99zł za 200ml. Jest ona przeznaczona do włosów, którym brakuje objętości co akurat się zgadza, ale i tak bym ją wybrała, bo ma najładniejszy zapach z całej serii.

Od razu napiszę, że po odżywkach oczekuję tego, że pomogą mi rozczesać moje długie włosy. Do ich dogłębnej pielęgnacji używam raz w tygodni maski. Dlatego pod tym względem się na niej nie zawiodłam, bo mniej walczyłam ze szczotką, jednak jeśli ktoś liczy na coś więcej to srogo się rozczaruje. Nie wierzę z resztą, że jakaś odżywka może mi zregenerować końcówki- chyba jedynym na to lekarstwem jest ich podcięcie. Tego się trzymam i na stan moich włosów nie narzekam ;) Odżywka również nie dodała mi żadnej objętości- mam za długie włosy na tego typu zabawy :) Wydaje się, że to ot taki produkt, który więcej nie robi niż robi, ale ma jedną największą jak dla mnie zaletę- włosy pachną po nałożeniu odżywki cały następny dzień. Tak jak pisałam na początku jej zapach mi bardzo odpowiada co tylko wzmaga przyjemne odczucia dla mojego nosa ;) Także mogę powiedzieć o niej w sumie tyle, że jeśli ktoś zadowoli się znikomą pielęgnacją, włosami pięknie pachnącymi cały dzień i ułatwionym rozczesywaniem po kąpieli to będzie coś w sam raz dla niego. Jeśli nie to radzę ją sobie odpuścić. Dodam jeszcze tylko, że za względu na to, że myję głowę codziennie i mam długie włosy, to odżywka nie starczyła mi na długo. Za to zupełnie nie obciążała mi włosów.

Skład dla zainteresowanych:


Ze względu na panujące upały najchętniej nie ruszałabym się z domu. Dziś rano jednak odwiedziłam bibliotekę i przyniosłam z niej dwie książki: Wszystkie boże dzieci tańczą Harukiego Murakamiego oraz Kto zabił Palomina Molero? Mario Vargasa Llosy. Ostatnio zaczytuję się w pozycjach jednego i drugiego więc zaraz uciekam zrobić sobie mrożoną kawę i zaczynam czytać ;) Do tego kupiłam w Biedronce (a jakże ;)) zestaw dwóch lakierów z Eveline z jedyne 8zł! Wczoraj zorientowałam się, że właściwie to nie mam czerwonego lakieru, więc dzisiejszy łup jest tym bardziej udany ;)


Miłego dnia! :*

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Micelarny żel do mycia twarzy i demakijażu BeBeauty

Myślę, że gdybym miała wskazać jeden z najbardziej zachwalanych produktów na blogach to padłoby właśnie na ten żel. Powstało już całe mnóstwo jego recenzji, ale postanowiłam dorzucić i swoje trzy grosze ;) Żel ten należy do serii BeBeauty, która jest dostępna (niestety) jedynie w biedronce. Za 150ml płacimy 4,99zł.

Opakowanie żelu jest bardzo proste i wygodne. Dobrze, że stoi na zakrętce, dzięki czemu nie ma problemów, aby dostać się do produktu, kiedy zaczyna się kończyć. Pod tym względem nie mam mu nic do zarzucenia i wg mnie prezentuje się lepiej niż przeźroczyste opakowanie żelu peelingującego. Ale przecież nie o opakowanie tu chodzi, tylko o jego zawartość. 

Jak dla mnie żel ten pachnie bardzo delikatnie jagodami- wcześniej nie mogłam określić co to za zapach, ale któraś z Was o tym wspomniała i zupełnie się z tym zgadzam! Nie jest to intensywna owocowa woń, ale lekko wyczuwalna nutka zapachowa.

Żel sam w sobie jest dość gęsty, praktycznie się nie pieni. Początkowo miałam wrażenie, że tylko ślizga mi się po twarzy. Jednak muszę przyznać, że efekt jaki daje jest bardzo przyzwoity. Dokładnie zmywa resztki makijażu (nawet wodoodpornego), nigdy nie użyłam go do demakijażu całej buzi, bo od tego mam inne zabawki ;) Buzia jest przyjemnie wygładzona i miła w dotyku. Jest taka hmm... świeża :) Po umyciu nie pozostawia uczucia ściągnięcia, a jednocześnie twarz pozostaje dokładnie oczyszczona.


To wszystko sprawia, że mam ochotę do niego wrócić, jednak nie za szybko, ponieważ największą miłością w kategorii żeli do mycia twarzy darzę zielony żel z Garniera i już się za nim mocno stęskniłam ;) Cieszę się, że skusiłam się na ten żel (głównie dzięki tylu pochlebnym recenzjom) i myślę, że spokojnie mogę go polecić każdemu :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

Kredka do oczu Miss Sporty 001 magic

Dziś będzie sporo narzekania. Kredkę do oczu Miss Sporty w odcieniu nr 001 magic czyli po prostu czarną kupiłam pod wpływem totalnego impulsu. Stwierdziłam, że jest tania, bo kosztuje koło 8zł to co mi szkodzi. Przecież czarna kredka do oczu zawsze się przyda. Teraz wiem, że były to pieniądze wyrzucone w błoto i chcę Was przestrzec przed jej zakupem.

Dlaczego? Pierwsze wrażenie nie jest złe, to po prostu kredka jak każda inna kredka. Kusiło mnie, żeby sięgnąć od razu po kilka innych kolorów i teraz cieszę się, że jednak się przed tym powstrzymałam. Wiem, że często odcienie różnią się jakością, ale mam już serdecznie dosyć tej i na więcej testów nie mam ochoty. Wszystko z jednego prostego powodu. Kredka z jednej strony jest miękka, ale ślad który po sobie zostawia jest tak niemrawy, że wygląda jakbym na oku miała resztki eyelinera sprzed tygodnia. Dosłownie po chwili odbija się na górnej powiece. Ekspresowo się rozmazuje. Jednak muszę oddać jej honor, bo zmywa się bez najmniejszego problemu ;]





Niesamowicie zirytował mnie fakt, że po pierwszym temperowaniu kredka była tak połamana, że musiałam ponad połowę utemperować zanim zaczęła być znowu zdatna do użytku. Obawiam się, że kolejne temperowanie może sprawić, że w ogóle nic mi z niej nie zostanie. Kredka na dwa razy? Średnio mi się taki interes uśmiecha- nawet za 8zł...











Widzicie głębię tego koloru?  Dodam, że aby serduszko było widoczne jak na zdjęciu musiałam kilka razy je poprawić. Wiem, że kredka to nie eyeliner, ale oczekiwałam czegoś lepszego. W porównaniu z Ikebaną Vipery, która też nie jest idealna wypada gorzej niż bardzo blado. Jestem na nie!

piątek, 19 sierpnia 2011

Wróciłam :)

W końcu po dwutygodniowej przerwie wracam do blogowego świata. Dziś jeszcze nie mam gotowej dla Was żadnej recenzji, ale chciałam pokazać Wam kilka zdjęć z mojego pobytu w Pradze. Już nie mogę się doczekać, kiedy tam wrócę ;)


Bawiłam się wybornie ;) Niestety, ale żadne zdjęcia nie są w stanie oddać uroku tego miasta. Przywiozłam sobie z Pragi tylko jedną kosmetyczną pamiątkę- marchewkowy krem do twarzy z The Body Shop. Oprócz tego w ciągu kilku ostatnich dni sprawiłam sobie również żurawinowy peeling z Joanny. Zakochałam się w jego zapachu. Wpadły mi też w ręce trzy maseczki- bardzo zachwalana z Perfecty oraz dwie zupełnie mi nieznane ze Schleckera. Rówież w Schleckerze kupiłam sobie cielisty cień do powiek w kredce z Basic, świetnie nadaje się do rozświetlenia kącika oka oraz pod brwi. Najbardziej zadowolona jestem jednak z zakupu tuszu do rzęs Maybelline the Colosal Volum Express Cat Eyes oraz miętowego lakieru do paznokci z Eveline, który kupiłam w Biedronce ;)

piątek, 12 sierpnia 2011

Praga

Hej dziewczyny :) Praga pochłonęła mnie na dobre. Choć już wróciłam do domu jutro wyjeżdżam z rana na kolejny tydzień. Po powrocie obiecuję relacje z Czech oraz kilka recenzji, które dla Was przygotowałam :)


piątek, 5 sierpnia 2011

Szara migotka

Dziś przedstawię Wam lakier, który pewnie doskonale znacie. Szara Migotka pojawiała się tu już wielokrotnie. Początkowo nie zrobiła na mnie większego wrażenia, ale teraz myślę, że mogę śmiało ją określić moim ulubionym lakierem. Jej cena jest śmiesznie niska, to jedyne 8zł, można ją kupić na stronie Barbry Cosmetics.


Chciałam uchwycić to jak pięknie się mieni, jednak nie udało mi się to. Możecie mi wierzyć na słowo, że efekt jest genialny- momentami nie mogę oderwać wzroku od paznokci. Chyba właśnie to mnie w niej najbardziej urzekło, że niby jest takim zwykłym szarakiem, ale w promieniach słońca wydobywa się z niej całe piękno. Teraz praktycznie co drugie malowanie jej używam i wciąż mi się nie znudziła. 


Żeby tego było mało lakier genialnie się rozprowadza. Jest idealnie gęsty, ma świetnie przycięty pędzelek- w ogóle nie brudzi mi skórek przy malowaniu. Szybko zasycha. Jest bardzo trwały- lekko ściera się na końcówkach koło 3dnia, nie ma żadnych odprysków. Zmyłam go dopiero 6 dnia, ponieważ paznokcie już za bardzo urosły. Dla mnie ideał :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

Ulubieńcy lipca

Kolejny miesiąc za nami, więc pora na kolejną dawkę ulubieńców miesiąca. Uwielbiam tego typu posty i filmiki, bo mam jak na tacy podane ciekawe produkty, które warto spróbować ;) W tym miesiącu totalnie mnie urzekły następujące produkty:

 
  • pędzel do nakładania maseczek- mała rzecz, a cieszy. Teraz w ogóle sobie nie wyobrażam nakładania maseczki bez niego. Nie dość, że o wiele przyjemniejsza jest sama aplikacja, to jeszcze o wiele mniej produktu zostaje mi na dłoniach. Od czasu kiedy go mam z chęcią kupuję maseczki w saszetkach, bo wiem, że ich nakładanie nie stanowi już żadnego problemu :) 
  • Carmex- wczoraj się nad nim rozpływałam, więc odsyłam Was do jego recenzji ;) 
  • lakier Szara Migotka- wiem, że na tym zdjęciu wygląda nieciekawie. Jutro postaram się dodać zdjęcia jak prezentuje się na paznokciach. Lakier, który praktycznie cały czas mam na paznokciach, od kiedy go sobie sprawiłam. Cudo!
  • tonik Bioderma Hydrabio- rewelacyjny tonik, którego używam każdego ranka. Świetnie tonizuje skórę i przygotowuje ją do nałożenia kremu. Będę musiała na jego temat napisać osobną recenzję ;)
  • masło do ciała z granatem Bielenda- rewelacyjne, gęste masło, które doskonale nawilża i bosko pachnie- więcej do szczęścia nie potrzebuję :) Spodziewajcie się za jakiś czas dłuższego wpisu na jego temat. 
Poza kosmetycznymi ulubieńcami muszę napisać o mojej najnowszej torebce. Miałam opory, żeby ją kupić, mój chłopak mnie strasznie do niej zachęcał no i wzięłam. Teraz nie mogę się z nią rozstać ;) Jest bardzo wygodna, lekka i pojemna. Kupiłam ją w H&M za 60zł. Przypomina mi torebki, które nosiła moja mama jak była w moim wieku.

    środa, 3 sierpnia 2011

    Carmex

    Sama się sobie dziwię, że przez tyle czasu nie skusiłam się na żadną wersję Carmexu. Słyszałam wiele pozytywnych opinii na jego temat, jednak nie mam pojęcia dlaczego podchodziłam do niego jak do jeża. Całe szczęście jakiś czas temu skusiłam się na niego, kiedy był w promocji i zapłaciłam za niego 7,99zł. Teraz wiem, że to najlepiej zainwestowane pieniądze w produkt do pielęgnacji ust od dawna :)


    Sięgnęłam po wariant klasyczny, ponieważ wydał mi się on najwygodniejszy w użytkowaniu. Sztyft jest bardzo poręczny, w środku znajduje się 4,25g produktu. Jak już wyżej pisałam, wiele na jego temat czytałam i miałam świadomość, że po nałożeniu na usta, pojawia się uczucie mrowienia. Trochę się tego obawiałam, ale teraz już wiem, że to uwielbiam i że takie uczucie wręcz uzależnia ;) Sam producent pisze na kartoniku, że klasyczne uczucie mrowienia daje znać, że Carmex działa skutecznie kojąc, nawilżając i chroniąc spierzchnięte, popękane usta. Wiem, że wiele osób właśnie ze względu na to mrowienie nie polubiło się z tą pomadką. Drugim dość kontrowersyjnym punktem jest jej zapach. Pamiętacie może z dzieciństwa maść rozgrzewającą Vaporub Wick? To dokładnie ten sam zapach, a to wszystko za sprawą kamfory. Jest on bardzo specyficzny jak na produkt do ust, ale mi on zupełnie nie przeszkadza, nawet go polubiłam. Pomadka nie ma smaku.


    Jeśli chodzi o samo działanie, to od kiedy go używam widzę, że moje usta są w o wiele lepszej kondycji. Suche skórki pojawiają się o wiele rzadziej, usta są mięciutkie i dobrze nawilżone- nic tylko je całować ;) Dodatkowo SPF15 sprawia, że mogę ten balsam spokojnie używać w wakacje. Co więcej- balsam nakłada się bardzo gładko, nie robią się żadne grudki. Delikatnie nabłyszcza usta, ale nie pozostawia żadnego koloru. To wszystko sprawia, że będę do niego wracać :) A Wy miałyście styczność z Carmxem? :)

    Na koniec chciałam się też pochwalić moim najnowszym nabytkiem jakim są arcywygodne sandałki. Od dawna szukałam takiego modelu, bez żadnych cekinów, ćwieków itd. Oczywiście znalazłam je w CCC, które mam tuż koło domu. Żeby tego było mało były sporo przecenione i zapłaciłam za nie 50zł. Właśnie takich butów szukałam na zbliżający się wakacyjny wyjazd :)

    wtorek, 2 sierpnia 2011

    Lipcowe zużycia

    W tym miesiącu zużyłam najmniej produktów od kilku dobrych miesięcy. Cieszę się, że już wykończyłam zapasy i zużywam wszystko na bieżąco. Poza balsamami do ciała, których nie potrafię nie chomikować nie trzymam nic na zapas ;)

    • balsam nawilżająco-regenerujący do włosów Joanny- mój zdecydowany ulubieniec. Już nie pamiętam ile butelek go zużyłam. Pisałam o nim tutaj.
    • mleczko do ciała brzoskwinia i liczi Alterra- bardzo dobrze nawilża, niestety zapach nie przypadł mi do gustu i więcej do niego nie wrócę. Pisałam o nim tutaj.
    • krem Nivea- czy tego pana w ogóle jest potrzeba komuś przedstawiać? ;)
    • krem do rąk kokosowo-bananowy Farmona- mój absolutny hit, ulubieniec dwóch ostatnich miesięcy. Zachwycałam się nim wiele razy, ale najwięcej pisałam o nim tutaj.
    • antyperspirant Nivea Energy Fresh- pierwsza po długiej przerwie kulka. Jestem z niej zadowolona, ale chcę przetestować inne warianty zapachowe ;)
    • emulsja odżywczo-nawilżająca na dzień Olay- jeden z lepszych produktów do twarzy z jakimi miałam do czynienia. Na pewno do niej wrócę. Pisałam o niej tutaj.
    • kokosowy balsam do ust Ziaja- niestety, ale byłam z niego niezadowolona :( Swoje żale wylałam tutaj.