niedziela, 28 kwietnia 2013

Zużyte w kwietniu

Na wstępie chcę Was przeprosić za moją ostatnią nieobecność na Waszych blogach. Na kilka dni straciliśmy domowy internet. Z jednej strony człowiek dziwnie się czuje odcięty od wszelkich informacji, z drugiej taki detox dobrze robi :) 


Dziś pora na mój ulubiony wpis w miesiącu czuli projekt denko. Kolejny miesiąc obfitował w zużycia i choć mogłoby się wydawać, że w łazience zrobi się więcej miejsca to poszalałam też z zakupami. Bilans wychodzi na zero ;)

  • peeling brzoskwinia i nagietek Alverde- delikatny a zarazem bardzo przyjemny peeling. Idealny na dni, gdy cera jest w gorszym stanie i nie chce się jej zrobić krzywdy. Może nie jest wart zachodu ze sprowadzaniem go z DM, ale jeśli macie okazję go kupić przy jakiejś okazji to polecam ;)
  • maseczka peelingująca do cery zanieczyszczonej Alverde- świetna maska, jedna z lepszych drogeryjnych z jakimi miałam do czynienia. W jej przypadku rozważałabym ściąganie przez allegro, ale obkupiłam się w glinki ;)
  • próbka kremu matującego antybakteryjnego Siarkowa Moc- dostałam ją od Anuli i całe szczęście. Chodziłam koło tego kremu już od jakiegoś czasu, gdy tylko nałożyłam go na twarz wytrzymałam z nim jakieś 10 minut. Uczucie ściągnięcia i suchości skóry nie dało mi wytrzymać dłużej...
  • próbka matującego kremu Lavera przywracającego równowagę- ten krem bardzo mi się podobał i wciąż rozważam zakup pełnowymiarowego opakowania za jakiś czas
  • krem do twarzy 1 Ziaja Kozie Mleko- lubię te kremy, zawsze po nie sięgam jak zostaje mi mało gotówki w portfelu. Ten razem z wersją Sopot Spa to rewelacyjne kremy na dzień :)
  • tonik łagodząco-matujący Under Twenty- oj nie polubiliśmy się. Słabo odświeżał moją skórę, czasem po jego użyciu miałam wrażenie, że jestem brudna na buzi i myłam ją ponownie żelem... Żadnego działania na trądzik nie zauważyłam, nie polecam.
  • kuracja antybakteryjna żel myjący Ziaja Med- rewelacyjny produkt! Z pewnością sięgnę po jeszcze nie jedną, nie dwie tubki ;)
  • lekki krem głęboko nawilżający Vita-Sensilium Pharmaceris- z tym kremem też się nie polubiliśmy. Jak dla mnie był o wiele za ciężki, skóra się pod nim męczyła. 

  • odżywka do włosów Garnier Ultra Doux olejek z awokado i karite- świetna odżywka polecona mi przez Was :) Jestem nią zachwycona, już kupiłam kolejne opakowanie. Włosy są po niej rewelacyjnie wygładzone, grzebień wchodzi w nie jak w masełko :)
  • peeling do ciała gruboziarnisty Joanna soczysta malina- bardzo lubię te pellingi, żałuję tylko, że mają tak twarde opakowania, nieco utrudnia to dozowanie produktu :(
  • pianka do golenia o zapachu brzoskwini Isana- moja ulubiona pianka :) nogi są po niej gładkie jak marzenie, nie ma żadnych zacięć, podrażnień, do tego ten zapach- kupuję jedną za drugą ;)
  • masło do ciała Ziaja Rebuild- jeden z niewielu produktów tego typu przy którym zauważyłam działanie ujędrniające :)
  • żel pod prysznic Werbena L'Occitane- żel o bardzo przyjemnym zapachu i o wiele mniej przyjemnej cenie

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pharmaceris A: Vita Sensilium oraz Lipo Sensilium

Jakiś czas temu w paczce z kosmetykami od Labratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris znalazłam dwa kremy Pharmaceris. Do tej pory tylko jeden krem do twarzy tej marki mnie zachwycił, jeden uważam za dobry i godny polecenia, reszta jakoś nie wzbudziła we mnie większych emocji. Ponieważ paczka była niezwykle hojna nie zwlekałam długo, by podzielić się kosmetykami. Krem Vita Sensilium został w mojej łazience, Lipo Sensilium wyruszył w świat ;)

Niezbyt elegancko zacznę od siebie czyli lekkiego kremu głęboko nawilżającego do twarzy SPF 20 Pharmaceris A, Vita - Sensilium. Nazwa łatwa i prosta do zapamiętania, bez trudu będzie można powtórzyć o co chodzi w aptece ;) Jego cena to około 40zł/50ml.


Niestety, ale krem mnie nie zachwycił. Nie wiem gdzie zaginęła ta lekkość z nazwy, krem był ciężki, długo się wchłaniał i pozostawiał na buzi ciężki film. O ile w balsamach do ciała mi to nie przeszkadza, to w przypadku kremu do twarzy, w dodatku na dzień, jest to dla mnie nie do przejścia. Ten ciężar sprawia, że po całym dniu buzia nie wygląda na wypoczętą i nawilżoną tylko umęczoną i taką, która nie może się doczekać porządnego mycia. Całe szczęście odbyło się bez zapchania, szczerze się tego obawiałam. 


W tym momencie SPF 20 nawet mnie nie urządza ;( Miałam problemy z aplikacją podkładu na takiego tłuściocha, nie mam niestety całych godzin o poranku, aby czekać aż krem się wchłonie. 

Skład:  Aqua, Glycerin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Ethylhexyl Triazone, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Dicaprylyl Ether, Di-C12-13 Alkyl Tartrate, Isopropyl Palmitate, Glyceryl Stearate, Methyl Gluceth-20, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Cetyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Butylene Glycol, Imperata Cylindrica roqt Extract, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Sodium Polyacrylate, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Ethylhexylglycerin, Allantoin, Triethanolamine, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-8, Codium Tomentosum Extract, Carbomer, Inulin, Laminaria Ochroleuca Extract, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Phenoxyethanol.

Drugim bohaterem dzisiejszego wpisu jest multilipidowy krem odżywczy do twarzy Pharmaceris A, Lipo - Sensilium. Dostała go moja koleżanka z grupy i przedstawię Wam jej opinię na jego temat :) Dodam tylko, że podobnie jak jego niezbyt udany brat kosztuje ok. 40zł/50ml.


Krem ma opakowanie typu airless (nic się nie marnuje :D) z dozownikiem, który nie dość że jest higieniczny to działa bez zarzutu, nic się nie wylewa, nic nie przecieka, wyciska tyle produktu ile trzeba. Bez problemu można zobaczyć ile zostało produktu patrząc pod światło, nie trzeba tego robić często, bo produkt jest bardzo wydajny. Krem jest dość gęsty ale nie tępy w rozsmarowywaniu, dobrze się wchłania ale nie do matu, pozostawia warstewkę ochronną (ale nie tłustą!) dlatego świetnie nadaje się na zimę. Po użyciu na noc rano skóra jest gładka, miękka, rozjaśniona, bez żadnych zaczerwienień i podrażnień, czyli jak najbardziej krem spełnia swoje zadanie 



Stosowany na dzień również się sprawdza, podkład świetnie się na nim rozprowadza, to pewnie zasługa silikonów i wosków w składzie. Nic się nie roluje, nic nie ściera, jednak bardziej polecam używanie na noc ewentualnie jako ochronę przed zimnem, na pewno wrócę do niego przyszłej jesieni. Mnie nie zapchał, ale mnie mało co zapycha, więc nie jestem dobrym wyznacznikiem ;)

polecam powiększyć :)



Czyli mówiąc krótko zostawiłam sobie bubla, a koleżance oddałam całkiem udany produkt, miło z mojej strony, musicie przyznać ;) Krem do twarzy na dzień to jedyny kosmetyk z doborem którego mam problem. Obecnie używam kremu Lirene do skóry wrażliwej, który przekonał mnie do siebie wysokim filtrem. Oby okazał się lepszy ;) Jeżeli macie jakiś faworytów w tej kategorii z chęcią o nich poczytam :) Tymczasem uciekam zapoznać się bliżej z glinkami upolowanymi na targach ;)

sobota, 20 kwietnia 2013

II Targi Kosmetyczno-Fryzjerskie DNI URODY i SPA Poczuj Piękno - Wrocław

Moja obecność na II Targach Kosmetyczno Fryzjerskich we Wrocławiu dobiegła końca. Niczym fotoreporter z prawdziwego zdarzenia pędzę do Was z kilkoma zdjęciami, które w pewnym stopniu oddadzą atmosferę targów. Wiem, że kilka Wrocławianek wybiera się tam jutro i z myślą o nich przedstawiam moją relację z dzisiejszych zwiadów ;)

Moim towarzyszem jak zwykle była Anula, przyjechałyśmy za wcześnie więc spacer przy przenikliwym zimnie miałyśmy gratis ;)



Książki dla każdego, Plastusiowy pamiętnik i Rozmowy z katem...


Polecam poczytać o Hali Stulecia, to doprawdy imponująca budowla


:D




Batiste, Tangle Teezer, Macadamia Oil


Marta i Kasia buszują w Starej Mydlarni :)



Targi odbywały się w korytarzach otaczających halę, nie na płycie głównej, ciągnęły się metrami ;)



Było wielu wystawców z olejkami arganowymi i kosmetykami z Maroka


Znowu dziewczyny, robiłam za paparazzi :P


Pędzle Maestro, nic tylko miziać :)




Wystawców było wielu, moim zdaniem aż zbyt wielu. Dotarłam tam gdzie chciałam, choć liczyłam, że dostanę gdzieś lakiery do paznokci China Glaze lub Orly. Zdecydowaną większość stoisk stanowiły te z profesjonalnym sprzętem dla wizażystów lub fryzjerów, co niekoniecznie mnie interesowało ;)

Oczywiście nie mogłam wyjść z pustymi rękami:


Duże szampony Batiste (choć nie dla mnie ;)) kosztowały 15zł, mały 7zł. Pani przy kasie coś jednak pokręciła i wyszło kilka złotych taniej. Tangle Teezer w wersji kompaktowej w panterkę 56zł. Pędzel Maestro 24 120 do różu 30zł, glinki ze Starej Mydlarni kolejno 7, 8, 9 zł. Woda różana 17zł. 

Z targów jestem zadowolona, pierwszy raz uczestniczyłam w czymś takim i bardzo mi się spodobało :) Z pewnością za rok wybiorę się na nie ponownie, to coś zupełnie innego niż zwykłe buszowanie w drogerii. Dziękuję Kasi i Marcie za towarzystwo, miło było Was w końcu poznać :)

piątek, 19 kwietnia 2013

Niszcz pryszcz! #3 Maseczka peelingująca do cery zanieczyszczonej Alverde

Dziś pora na kolejny post z mojej trądzikowej serii. Jest on sponsorowany przez maseczkę peelingującą do cery zanieczyszczonej od Alverde. Kupiłam ją za jakieś 2 ojro we wrześniu, skończyłam raptem kilka dni temu. 

Jak wiadomo przy cerze naznaczonej trądzikiem ważne jest zarówno złuszczanie jak i odpowiednie nawilżanie. Na mocne peelingi trzeba uważać, ponieważ mogą spowodować przemieszczanie się bakterii po całej twarzy, rozdrapywanie zagojonych już strupków i ogólnie narobić więcej szkody niż pożytku. Moim peelingującym faworytem jest korund ponieważ jego sypka forma pozwala mi na dawkowanie sobie tarcia, od bardzo delikatnego poprzez dodanie odrobiny korundu i dużej ilości żelu po bardzo mocny poprzez użycie samego korundu na wilgotną twarz. Nie o tym jednak mowa w dzisiejszym poście ;) Zmierzam do tego, że po peelingu skóra zawsze aż się prosi o jakąś maseczkę.

Maseczka pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ nie spodziewałam się wiele po produkcie z drogerii. Niestety, nie jest tak dobra jak choćby glinka marokańska czy maska od Dr Ireny Eris, ale coś za coś- jej cena jest kilku(nasto)krotnie niższa. Tutaj otrzymujemy w typowej dla Alverde tubce brązową maź, która po nałożeniu powoli zastyga nam na twarzy. Spokojnie można ją trzymać z 20 minut bez niekomfortowego uczucia ściągnięcia. Co w tym czasie dzieje się z naszą skórą? Otóż wiele dobrego :)

Przede wszystkim czerwone miejsca stają się wyraźnie ukojone, pory zwężone a cała cera jest lekko rozjaśniona. Bardzo lubię to uczucie :) To uczucie ulgi jest przyjemne dla każdego, ale trądzikowcy wiedzą jak to jest kiedy wszystko piecze, boli i jest naciągnięte. 


Maska z alverde jest o tyle udana, że to hybryda peelingu i maseczki. Kiedy twarz do peelingu się nie nadaje nie musimy po niego sięgać. Po prostu podczas zmywania maseczki masujemy nią delikatnie twarz. W masce zatopione są drobinki, które są na tyle delikatne, że jeśli się nimi specjalnie nie popracuje to nie ma co liczyć na mocne tarcie ;) 
focia w lustrze w łazience musi być!
Choć przy tej masce efekty nie są tak spektakularne jak przy wspomnianych wyżej produktach to i tak bardzo przypadła mi do gustu. Jej wielką zaletą jest prostota jej aplikacji, nie ma żadnych proszków, rozcieńczania i mieszania. Nie każdy to lubi, mi to osobiście nie przeszkadza, ale przyznam, że czasem po prostu nie chce mi się bawić w małego chemika. 

Obecnie powróciłam do kapsułek Dermogal i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ktoś majstrował przy ich składzie i w ogóle już nie śmierdzą! Lubię je stosować po peelingu, nadmiar zetrzeć chusteczką i następnego dnia cieszyć się gładką buzią :)

Z chęcią poczytam o Waszych ulubionych maskach :)

wtorek, 16 kwietnia 2013

Nowości w mojej kosmetyczce

Nie jestem zakupowym maniakiem i zazwyczaj kupuję tylko to, co jest mi potrzebne. Wiadomo, czasem zdarzają się wyjątki, ale u mnie to naprawdę są wyjątki ;) W ciągu ostatnich dwóch dni przyrost kosmetyków w mojej łazience jest tak duży, że aż muszę ten ewenement umieścić w poście ;) Wszystko za sprawą dwóch paczek oraz małych zakupów. Pewnie już widziałyście u sporej części dziewczyn paczki z rossmanna:

  • kremowy balsam do ciała z olejkiem arganowym Isana- użyłam go dopiero raz, w dodatku na jedną łydkę i muszę powiedzieć, że bardzo spodobał mi się jego zapach.. Nie widziałam go wcześniej  w drogerii.
  • peeling pod prysznic pomarańcza i cukier trzcinowy Alterra- tak się składa, że sama go sobie kupiłam jakiś czas temu i nie byłam z niego zadowolona...
  • pianka do włosów ultra mocna mini Isana- pianek nie używam więc ta poleci prosto do mojej mamy :)
  • żel pod prysznic z olejkiem pomarańczowym Isana Med- to mój pierwszy produkt z serii Med, do tej pory nie rzuciła mi się jakoś w oczy ;)
  • mydło w kostce konwalia Alterra- moje pierwsze mydło z alterry, ciekawe czy pobije mojego ulubieńca z Babydream ;)
  • masło do stóp Fusswohl- idzie lato czyli sezon na poobcierane stopy, będzie miało pole do popisu ;)

Produkty przyszły w świetnej torbie, która już miała swoją premierę na zakupach. Świetnie się nosi na ramieniu, jak będzie do kupienia w rossmannie to wezmę taką mamie :)
Kolejna paczka zawierała dwa produkty z Pharmaceris z serii C, przeznaczonej do walki z cellulitem:

  • skoncentrowany krem-żel antycellulitowy
  • drenujący peeling antycellulitowy
Na koniec to, co kupiłam sobie sama w Hebe :)

  • tonik rumiankowy Ziaja- tego jeszcze nie miałam, a że nie było mojego ulubionego z Lirene to rozumiecie sami ;)
  • podkład Bourjois Healthy Mix- nie było mi dane wypróbować jego poprzedniej wersji, ale promocyjna cena 40zł skutecznie mnie przekonała do zakupu tej odgrzewanej nowości ;)
  • lakiery essence 113 doyou speak love oraz 103 sparkle queen
  • automatyczna kredka do oczu essence 17 Tu-Tu-Touquoise- koleżanka mnie przekonała, że to idealny kolor dla mnie, uwierzyłam jej na słowo ;)
Miałyście coś z moich nowości? Co same sprawiłyście sobie w ostatnim czasie, z chęcią poczytam :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Puder rozświetlający AMC #83 Inglot

Cześć kochane! :) Od dłuższego czasu zbieram się z pokazaniem Wam mojego absolutnego makijażowego ulubieńca jakim jest puder rozświetlający AMC #83 z Inglota. Od zawsze byłam wielką fanką gładkiej i pięknie rozświetlonej buzi. Nie sądziłam, że mi samej uda się taki efekt uzyskać, ale ten produkt przekonał mnie, że jak tylko uda mi się pozbyć niedoskonałości to będę bliska ideału ;)


Podoba mi się w nim wszystko. Opakowanie, kolorowe paseczki, minimalistyczny styl charakterystyczny dla Inglota. Me like. Ogólnie skojarzenie z Bobbi Brown jest jak najbardziej na miejscu ;)


Jak widać kolory są różne, jednak ja zawsze miziam po wszystkich paskach pędzlem i nakładam na twarz.


Ma on w sobie mikroskopijne drobinki, ale na twarzy daje efekt tafli. Nie sposób z nim przesadzić (no okej, w sumie dla ludzi nie ma rzeczy niemożliwych), cudownie nabiera się na pędzel. Produktu jest dużo i z pewnością starczy na lata. w tym momencie biorąc pod uwagę jego cenę 40zł/9g to wychodzi bardzo tanio. 


Wyżej widzicie jak prezentuje się na moim pysiu :D Nie zaobserwowałam przy nim żadnego zapychania, co czasem mi się zdarza przy produktach tego typu. Uwielbiam go też za jakiego trwałość- u mnie spokojnie siedzi na twarzy cały dzień. Nie stosowałam go jako rozświetlacz pod łuk brwiowy albo w wewnętrzny kącik oka, ale czytałam, że w takiej formie też się sprawdził. W skrócie to mój rozświetlacz idealny :) 

piątek, 12 kwietnia 2013

Niszcz pryszcz! #2 Żel myjący kuracja antybakteryjna Ziaja Med

Witam Was z kolejnym postem z serii Niszcz pryszcz :) Poprzedni wpis o paście cynkowej cieszył się sporym powodzeniem, za co serdecznie Wam dziękuję. Mam nadzieję, że i tym razem uda mi się zachęcić do stosowania kolejnego produktu, który w moim przypadku sprawdził się na medal :) Mowa o żelu do mycia twarzy z kuracji antybakteryjnej Ziaja Med. Kosmetyki Ziaja Med dostaniemy tylko w aptekach, seria ta zabiera o wiele bardziej pochlebne opinie niż kosmetyki Ziai dostępne w drogeriach. Na szczęście ceny pozostają równie niskie, za żel zapłaciłam 10zł za 200ml.


Po niezbyt udanej przygodzie z kremem do twarzy tej firmy byłam dość sceptycznie nastawiona do tego produktu. Mocno obawiałam się wysuszenia, które w przypadku kuracji TriAcnealem jest bardziej niż niepożądane. Jak się okazało nic bardziej mylnego! Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że dobrze z tym żelem trafiłam :) Po pierwsze jest bardzo delikatny. Doskonale oczyszcza twarz (choć słabo się pieni, przez co może dawać mylne wrażenie, że nic się nie dzieje) jednocześnie jej nie przesuszając. W przypadku cery trądzikowej podrażnienia są stale obecne na twarzy i na całe szczęście żel obchodzi się z nimi wyjątkowo delikatnie. Nie ma żadnego szczypania czy pieczenia, żadnych podrażnień, ba po samym myciu skóra jest już ukojona. Wiadomo, że od samego żelu nie pozbędziemy się pryszczy, ale ten produkt jest idealnym uzupełnieniem walki z tymi paskudami ;) Dodam, choć pewnie większość już o tym wie, że buzię najlepiej wycierać papierowym ręcznikiem. Minimalizujemy wtedy ryzyko zagnieżdżenia się bakterii w materiale ;)

Żel już mi się skończył i płaczę za nim w poduszkę. Z powodu nieprzezroczystego opakowania mylnie oceniłam ile mi go zostało i na gwałt potrzebowałam nowej butelki. Padło na pomarańczowego Garniera, który nawet w połowie nie jest tak dobry jak stara poczciwa Ziaja :)

Skład: Aqua (Water), Coco Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Cocoamphoacetate, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Laureth-7 Citrate, Panthenol, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Saccharomyces/Zinc Ferment, Allantoin, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Diazolidinyl Urea, Sodium Benzoate, Sodium Hydroxide.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Bell Fashion Colour 326

Lakier Bell Fashion Colour w odcieniu 326 gości u mnie już blisko rok. Sięgam po niego bardzo często, uwielbiam ten kolor :) Wcześniej miałam praktycznie identyczny z Wibo. Mam wrażenie, że dobrze komponuje się z kolorem mojej skóry. Gdybym miała wybrać kilka ulubionych lakierów ten z pewnością znalazłby się wśród nich.


Na zdjęciu delikatnie widać to jak róż wpada w niebieskie tony. Nie zwracajcie proszę uwagi na moje przesuszone skórki, to wciąż skutki tego nieszczęsnego odmrożenia :( Do pełnego krycia potrzebujemy tutaj dwóch warstw, trwałość jest zadowalająca, ale ja i tak zawsze używam topu przyspieszającego wysychanie, który też pozytywnie wpływa na wytrzymałość lakieru ;) Jak tylko znajdziecie w drogerii tę buteleczkę nie wahajcie się zabrać jej do domu ;)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Koszyczek od L'Occitane

Jak wygląda sprawa koszyczków L'Occitane już chyba wszyscy wiemy, podejrzewam, że na długi czas poniższe miniaturki będą wzbudzały emocje. Moje zdanie na ten temat jest następujące: lepiej byłoby wybrać 5 dziewczyn i wysłać im koszyk pełnowymiarowych produktów. Zgodzimy się chyba co do tego, że obecnie wszyscy czujemy już lekki przesyt bombardującymi nas z każdej strony koszyczkami.


Zanim przejdę do właściwego opisu kosmetyków zaznaczę (podobnie jak wiele koleżanek po fachu ;)), że nie będą to recenzje tylko moje pierwsze wrażenia. To, że coś mi się spodobało po 10ml nie oznacza, że po 50 będzie tak samo fajne i odwrotnie ;)


Przyznam, że krem do rąk z 20% zawartością masła shea trafił do mnie w idealnym czasie. Raz podczas mrozów zapomniałam z domu rękawiczek, lekko przymroziłam sobie dłonie i ze skutkami tego gapiostwa męczę się do teraz. Liczyłam, że skoro trafił się krem, wokół którego panuje wręcz święta otoczka moje dłonie zostaną uleczone jak za dotknięciem różdżki. Niestety, krem u mnie wchłaniał się błyskawicznie mimo swojej bardzo gęstej konsystencji i co gorsza poza chwilowym uczuciem ulgi nie zrobił zupełnie nic. Liczyłam na więcej, może gdybym poużywała go dłużej miałby czas, żeby rozwinąć skrzydła, 10 ml starczyło zaledwie na kilka razy. 


Żel pod prysznic z werbeną okazał się być rewelacyjny! Jego zapach totalnie mnie zaczarował, nigdy nie miałam pod prysznicem czegoś równie rześkiego :) Cena niestety też powala, 60zł za żel to nieco za dużo jak na moje oko... Znacie jakieś inne odświeżające żele? Czekam na Wasze propozycje :)


Mydełko z werweną również przypadło mi do gustu. Rewelacyjnie sprawdziło się przy moich przesuszonych dłoniach. Oczywiście nie nawilżało ani nic z tych rzeczy, ale nie czułam tego okropnego ściągnięcia po myciu. Co więcej, choć może zabrzmieć to głupio, lubię mydła o kwadratowym kształcie :P


Krem do twarzy Immortelle znalazł u mnie zastosowanie jako nawilżający kompres. Na moje oko jest on  zbyt bogaty dla mojej skóry (jest przeznaczony dla dojrzałych kobiet) i obawiam się, że przy regularnym stosowaniu mógłby mnie zapchać. Tak sięgam po niego raz w tygodniu gdy chcę dać skórze odpocząć od TriAcnealu i daj jej nawilżającego kopa. Z pewnością jednak nie kupiłabym w tym celu pełnowymiarowego produktu, szczególnie że kosztuje około 250zł.


Na koniec największe rozczarowanie koszyczka (łudzę się, że krem do rąk zadziałałby po dłuższym czasie...) a mianowicie perfumy Piwonia. Dlaczego rozczarowanie? Otóż ich trwałość jest bliska zeru. Ekspertem od zapachów nie jestem, ten mi się po prostu podoba, ale wietrzeje ekspresowo. Co gorsza praktycznie każdy żalił się dokładnie na to samo :(

Podsumowując: żel pod prysznic i mydełko jak najbardziej na plus. Krem do rąk nie spisał się, perfumy choć ładnie pachniały były zupełnie nietrwałe. Krem do twarzy mógłby okazać się hitem, ale jest niedopasowany do mojej cery, przez co muszę go sobie dawkować i dobrze na tym wychodzę ;)

środa, 3 kwietnia 2013

Ziaja Rebuild

Narzekanie na pogodę stało się ostatnio sportem narodowym, ale właściwie nie ma się czemu dziwić. Planowane grille na powitanie wiosny będą musiały poczekać chyba do powitanie lata, choć i tutaj nie ma pewności. Nie mniej jednak nie dajmy się zwieść śnieżycy, pewnie za niedługo z kozaków przeskoczymy od razu w baletki, a po kilku dniach w japonki i sandały. Coby nie obudzić się z ręką w nocniku, a dokładnie wesołym sadełkiem w środku lata jest już ostatni dzwonek, aby ruszyć pupy. 

[poniżej nastąpi dość duża dygresja]

Wiem, że w blogosferze panuje fitatmosfera, ze święcą szukać kogoś, kto nie słyszał o ćwiczeniach z Jillian czy Ewą Chodakowską. Stąd wnioskuję, że nie odkryję Ameryki rozpisując się nad zbawiennym wpływem ćwiczeń na ciało. Szczerze przyznam, że sama ostatnio porzuciłam gotowe zestawy na rzecz tych skomponowanych przeze mnie. Oczywiście bazowałam na tym, co można już znaleźć w sieci :) Niestety nie doszłam jeszcze do etapu, gdzie po przebudzeniu myślę tylko o tym, kiedy znów założę adidasy. Coraz częściej zastanawiam się nad tym, czy ćwiczenie w domowym zaciszu jest tym co faktycznie lubię, czy po prostu na fali ogólnych zachwytów nad Turbo, Killerem czy 30 Day's Shred wmówiłam sobie, że to jest to. Nie zmienia to jednak faktu, że ćwiczenia przynoszą efekty. Trzeba być cierpliwym i chyba tej cechy mi brakuje. Kończąc przytoczę to, co ostatnio powiedział mój chłopak: zamiast myśleć o ćwiczeniach po prostu ćwicz ;)

[koniec dość dużej dygresji]

O tym, że ćwiczenia i zdrowa dieta są potrzebne to już wiemy. Marki kosmetyczne też zwietrzyły dobry interes wypuszczając na rynek całe serie kosmetyków wspomagających odchudzanie poprzez dbanie o naszą skórę gdy my będziemy skakać i biegać. Głośne kampanie, które sugerowały, że od samego smarowania się danym specyfikiem stracę 10kg w miesiąc odrzucały mnie na wstępie. Przyznajmy, że nikt nie lubi, jak robi się z niego idiotę ;) Jakiś czas temu koleżanka poleciła mi jednak serię Rebuild z Ziai. U niej spisała się świetnie, zachwalała ją tak bardzo, że po prostu nie mogłam czegoś nie kupić :)

Na pierwszy ogień poszło serum drenujące, kosztuje 16zł/150ml. Zużyłam już dwa opakowania tego produktu. Całe szczęście, że nie poprzestałam na jednym, początkowo nie byłam z niego zadowolona, ba nie widziałam żadnej różnicy. Mniej więcej w połowie drugiego opakowania, kiedy smarowałam się nieco machinalnie, bez większego przyglądania się skórze stwierdziłam, że wow, przecież ona jest jędrniejsza! Cellulit przez to wydawał się być bardziej ujarzmiony, ogólnie nie było siary paradować w samych spodenkach ;) Niestety produkt ma też jedną wadę. Serum samo w sobie bardzo słabo nawilża, wnika w skórę bardzo szybko i o prostu konieczna jest aplikacja czegoś jeszcze. Podejrzewam, że sporo osób będzie drażnił jego mocno anyżowy zapach i chłodzące wrażliwości, o których dowiemy się dopiero po pierwszej aplikacji ;)


Jestem przekonana, że wrócę do niego za jakiś czas. Nieco zniechęca mnie do niego fakt, że bez rozcięcia opakowania będziemy zmuszone wywalić około 1/3 produktu, no ale taki już wątpliwy urok powyższych tubek ;)

Skład: Aqua (Water), Glycerin, Carnitine, Caffeine, Ananas Sativus Extract, Coenzyme A, Cetearyl Ethylhexanoate, Propylene Glycol, Fucus Vesiculosus Extract, Hedera Helix Extract, Citrus Aurantium Amara Peel Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Coco-Glucoside, Caprylyl Glycol, Alcohol, Glaucine, Dimethicone, Elaeis Guineensis Oil, Hydrogenated Coco-Glycerides, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Cetearyl Alcohol, PEG-20 Stearate, Sodium Polyacrylate, Sodium Benzoate, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum (Fragrance), Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional.


Właśnie na fali zniechęcenia spowodowanej rozcinaniem tubki sprawiłam sobie masło do ciała z serii rebuild. Tutaj otrzymałam praktycznie to samo, co w przypadku serum plus całkiem niezłe nawilżenie. Cenowo oba produkty są do siebie zbliżone, masło kosztowało 15zł/200ml- ja trafiłam na promocję i miałam je już za 10zł :) Masło również pachnie anyżem i daje chłodzące właściwości, więc nie każdy będzie z takich efektów specjalnych zadowolony. 


Jego treściwa formuła sprawia wrażenie, że są problemy z jego nakładaniem, nic bardziej mylnego :) Dobrze się rozsmarowuje i w miarę szybko wchłania. Ze względu na lepsze nawilżenie to masło zagości u mnie na dłużej. Oba produkty wystarczają mi mniej więcej na miesiąc codziennego używania na pupę, biodra i uda (a wierzcie mi, mam co smarować ;)). Nie są to oczywiście produkty, które same nas wyszczuplą, ale z pewnością patrząc na poprawiający się wygląd całego ciała nabierzemy więcej ochoty do ćwiczeń :)

Skład:  Aqua (Water), Elaeis Guineensis Oil, Cetearyl Ethylhexanoate, Butyrospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Hydrogenated Coco-Glycerides, Hydrogenated Palm Kernel Oil, Propylene Glycol, Centella Asiatica Extract, Carnitine, Caffeine, Ananas Sativus Extract, Coenzyme A, Fucus Vesiculosus Extract, Hedera Helix Extract, Citrus Aurantium Amara Peel Extract, Rosmarinus Officinalis Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Coffea Arabica Oil, BHT, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, Diazolidinyl Urea, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum (Fragrance), Limonene, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Alpha-Isomethyl Ionone.

Podzielcie się swoimi faworytami w tej kategorii :) Za jakiś czas mają do mnie trafić produkty wyszczuplające od Pharmaceris, może one pobiją moich obecnych faworytów? ;)