środa, 20 sierpnia 2014

Zakupy z okazji promocji

Jak w tytule. Wszystko oczywiście w ramach rozsądku i tego, co faktycznie potrzebuję/chcę od dłuższego czasu. Tak się przyjemnie złożyło, że każda rzecz z poniższego zdjęcia trafiła mi się na promocji! :) 

  • kuracja antybakteryjna Ziaja żel myjący- najlepszy żel do mycia twarzy! Już sama nie wiem ile opakowań już kupiłam. Każdemu gorąco polecam, tym bardziej, że jest śmiesznie tani! Butelka 200ml kosztuje 9,99zł;
  • kapsułki pielęgnujące z wyciągiem z orchidei Alterra- kupiłam je w ramach akcji cena na do widzenia. Kosztowały tylko 3,59zł. Rewelacyjnie służy mi olejek do twarzy z granatem tej samej marki, mam nadzieję, że tutaj też będzie podobnie ;)
  • żel pod oczy ze świetlikiem lekarskim i rumiankiem Flos-Lek- również kupiłam go w Rossmannie. Na promocji kosztował 6,79zł. Brakuje mi jakiegoś dobrego kremu po oczy, od dłuższego czasu trafiam na same buble. Może tutaj się uda ;)
  • korektor pod oczy Bourjois Healthy Mix 51 light radiance- miałam sporą odlewkę od koleżanki i byłam z niego bardzo zadowolona. Wraz z rossmannowskim kuponem rabatowym kosztował mnie 24zł, rewelacyjna cena :) Z pewnością pokażę Wam na zdjęciach jak się spisuje ;)
  • cień w kremie Maybelline Color Tatto 24 Hr 40 Permanent Taupe- kupiłam go chyba jako ostatnia ;) Obecnie jest na promocji w Hebe i kosztuje 15,39zł. Wciąż się zastanawiam nad jeszcze jednym kolorem, dokładnie on and on bronze ;) 
  • tusz do rzęs Maybelline the Rocket Volum' Express- kolejny zakup na promocji w Hebe. Kosztował 17,49zł. Kiedyś miałam go na wypróbowanie i średnio mi podszedł, ale ostatnio koleżanka mi powiedziała, że jak jej egzemplarz poleżakował, to stał się o wiele lepszy. Zobaczymy ;)
  • balsam do ciała pod prysznic Nivea- próbkę dostałam przy okazji zakupów w Hebe :) Miło
Miałyście coś z powyższych? :)

niedziela, 17 sierpnia 2014

Revlon Parfumerie Ginger Melon

Nie mogłam się powstrzymać przed zakupem lakieru Revlonu z serii Parfumerie. W internecie pojawiło się wiele dość niepochlebnych opinii na ich temat. Nie zniechęciły mnie one jednak na tyle, żebym nie przygarnęła tej pięknej buteleczki z lakierem w odcieniu Ginger Melon. W Hebe zapłaciłam za nią 20zł. Jak mam być szczera, to kolory nie są tam zbyt oryginalne czy ciekawe. Oprócz widocznego niżej koralowego nie znalazłam niczego dla siebie. 


Zupełnie nie przeszkadzało mi w aplikacji to, na co wiele osób się żaliło, czyli specyficzna nakrętka. Autentycznie nie zauważyłam żadnej różnicy ;) Przed pierwszym malowaniem nastawiłam się na to, że będzie źle, a tu taka niespodzianka. Z kolei muszę się zgodzić co do fatalnej konsystencji. Na paznokciach mam aż 4 cienkie warstwy, przy 3 wciąż widziałam prześwity. Choć wydaje się to dużo za dużo, to na całe szczęście lakier bardzo szybko wysycha. Dzięki temu malowanie nie jest aż tak kłopotliwe. Zawsze to jakaś pociecha ;) Prawdą też jest, że delikatnie pachnie w czasie malowania. Ot taka totalnie zbyteczna atrakcja.


Kolor widoczny na zdjęciu to piękny koral. W zależności od światła jest bardziej czerwony lub różowy, czasem wręcz wpada w lekki neon. Uwielbiam takie odcienie i świetnie się z nimi czuję. Cieszę się, że skusiłam się na jedną buteleczkę, będzie cieszyć moje oko i nie tylko. Za kolejne flakoniki jednak podziękuję ;)

sobota, 16 sierpnia 2014

Odżywiająca mgiełka do włosów przesuszonych Aussie

Witam po dłuższej przerwie :) Komputer mi oszalał i nie chce się połączyć z internetem. Próbowałam napisać coś na tablecie, ale to zdecydowanie nie na moje nerwy ;) Co chwila robiłam błędy, napisanie jednego poprawnego zdania zajmowało mi tyle samo czasu, co normalnie całego wpisu ehhh ;) Tymczasem przedstawiam głównego bohatera dzisiejszego wpisu: odżywiającą mgiełkę do włosów przesuszonych Aussie. Swój egzemplarz dostałam do przetestowania, jego regularna cena to około 24zł za 250ml. Odżywki są do kupienia m.in. w Rossmannach i ogólnie nie ma problemów z ich dostępnością. 


Bardzo lubię taką formę odżywki bez spłukiwania. Zminimalizowane jest ryzyko obciążenia włosów. Przy pierwszej aplikacji byłam bardzo oszczędna, jednak potem już psikałam równo po całej długości. Ku mojej wielkiej radości nie miałam żadnych problemów z posklejanymi czy wyglądającymi nieświeżo włosami. Po takim dobrym początku miałam nadzieję, że spray ten faktycznie zrobi moim włosom dobrze. 


Niestety, aż tak różowo nie było. Żadnego większego pozytywnego wpływu na włosy nie zauważyłam. Zdecydowanie największą zaletą tego sprayu jest jego zdolność do pomagania w rozczesywaniu. Spryskane nim włosy poddają się szczotce jak masło. Pierwszy raz to był efekt WOW, z każdym kolejnym się do tego przyzwyczajałam. Będzie mi tego brakowało ;) 

Jeśli ktoś ma dłuższe włosy i szuka pomocnika w rozczesywaniu włosów, to zdecydowanie polecam odżywiającą mgiełkę do włosów przesuszonych Aussie. Jeśli jednak szukacie czegoś więcej, to lepiej w tym przypadku dać sobie na wstrzymanie ;)

wtorek, 5 sierpnia 2014

Czerwona glinka Stara Mydlarnia

Nie pamiętam już, kiedy po raz ostatnio sięgnęłam po drogeryjną maseczkę w saszetce. Moje serce totalnie skradły glinki. Zaczęło się od glinki marokańskiej Synesis, następnie rok temu, na targach kosmetycznych kupiłam trzy kolejne na stoisku Starej Mydlarni. Glinka zielona bardzo dobrze wpływała na moją skórę, niestety, była w koszmarnej konsystencji, co utrudniało jej aplikację. Biała nie robiła na mojej cerze większego wrażenia, teraz przyszła pora na czerwoną. Wraz z maseczką peelingującą do cery zanieczyszczonej Alverde stanowią ważny element mojej pielęgnacji twarzy. 


Opakowanie 120g kosztowało mnie około 10zł. Te złote torebki przypominające opakowanie herbaty sprzedawanej na wagę są fatalnym pomysłem. Patyczek, który ma je zabezpieczać łamie się dość szybko i trzeba się przerzucić na mniej elegancką klamerkę ;) Samo sięganie do opakowania jest dość niepraktyczne. Zdecydowanie wolę takie rzeczy mieć w słoiczkach. 


Glinkę rozrabiam na oko z wodą oraz odrobiną olejku. Od jakiegoś czasu całą operację nakładania maseczki przeprowadzam w czasie kąpieli pod prysznicem. Dzięki temu połowa podłogi nie jest później brudna, ogólnie przechodzi to o wiele sprzwniej. 


Sama glinka przyjemnie wpływa na moj cerę. Może i nie ma efektu WOW jak przy glince marokańskiej, ale i tak od razu widać poprawę. Skóra jest przyjemnie gładka i miękka, delikatnie rozjaśniona, a wszelkie podrażnienia wydają się być złagodzone. Takiego natychmiastowego efektu nie dawała mi żadna maseczka w saszetkach. 

Kocie jak zawsze zainteresowane
Mam jeszcze wielką ochotę przetestować żółtą glinkę oraz zieloną w lepszej formie. Pewnie skończy się to jakimś większym zamówieniem na ZSK ;) A jak jest u Was? Wolicie glinki, algi czy drogeryjne maseczki? :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Lipcowe zużycia

Miniony miesiąc obfitował w sporo zużyć. Tym razem były to w większości produkty, które przewijają się co miesiąc. Ostatnio zastanawiam się nad sensem tych postów u mnie. Zapasy zredukowałam praktycznie do zera ;)

  • keratynowa maska do włosów Kallos- niezły bubel. Brzydko puszyła włosy, zero odżywienia czy nawilżenia...
  • odżywka do włosów Garnier lawenda i róża- równie dobrze mogłabym jej nie nakładać, nie dawała kompletnie nic;
  • antyperspirant Garnier Mineral Action Control- jestem zachwycona kulkami z tej serii! Szkoda, że trzeba czekać aż zaschną pod pachą;
  • płyn micelarny BeBeauty- rewelacyjny micel :) Gości u mnie często i nieprędko się to zmieni;
  • woda brzozowa- kiedyś byłam nią zachwycona, miałam nadzieję na powtórkę, a tym razem efektów jakby brak :(
  • arbuzowe masło do ciała Bielenda- świetne masełko na upały. Było całkiem lekkie i przyjemne, jednak i tak arbuzowy zapach wygrywał wszystko;
  • szampon Alterra morela i pszenica- to chyba mój ulubiony szampon w ogóle;
  • lakier essence Do You Speak Love- przepiękny lakier! Zużyłam całą buteleczkę, sięgałam po niego praktycznie co drugie malowanie ;)
  • lakier Delia w odcieniu 114- zaschnął na kamień...
  • żel pod prysznic Dove granat i werbena- bardzo lubię zapach tego żelu i często do niego wracam;
  • żel po prysznic Lirene miodowy nektar- ktoś słusznie zauważył, że pachnie sernikiem :D Całkiem przyjemny, o wiele lepszy niż jego migdałowy brat.