Pora na mój ulubiony wpis miesiąca, tak zwany projekt denko :) Jak zwykle zobaczycie u mnie sporo pustych opakowań, moje zapasy już prawie stopniały ;) Otwieranie i zużywanie na bieżąco jednego opakowania ma swoje wielkie plusy w postaci stopniowego odgruzowania łazienkowych półek ;)
- antyperspirant w żelu Lady Speed Stick 24h protection aloe- moje antyperspirantowe odkrycie. Kupiłam go za grosze kiedy, któregoś dnia do szału doprowadziła mnie długoschnąca kulka Nivei. Nie dość, że zapewnia rewelacyjna ochronę i pachy suche przez cały dzień (oczywiście pomijam momenty ćwiczenia), to żelowa formuła sprawia, że zasycha w mgnieniu oka. Uwielbiam :)
- głęboko odżywczy krem do rąk i stóp Ziaja- rewelacyjny krem do stóp, do którego wracam, gdy nie mogę dorwać mojego mocznikowego ulubieńca z Isany. Ostrzegam tylko, że jest strasznym tłuściochem ;)
- Deeply Absorbent Nose Strips Revitale- że tak powiem lol. Plastry, które należało nałożyć na zwilżony nos, dokładnie przykleić, odczekać aż zaschną i oderwać nie zrobiły najmniejszego wrażenia na moich wągrach. Nakładanie ich uznałam bardziej jako zabawę niż faktyczną kurację ;)
- lakier essence 38 choose me!- lakier, który prawie zużyłam, ale zanim do tego doszło zdążył zaschnąć ;)
- balsam do ust Tisane- mój absolutny ulubieniec jeżeli chodzi o pielęgnację ust. Jak ogarnę zapas pomadek to wrócę do niego z przyjemnością :)
- skoncentrowany krem-żel antycellulitowy Pharmaceris- bardzo kiepski produkt. Zupełnie się u mnie nie sprawdził i nie poleciłabym go nikomu :(
- płyn micelarny BeBeauty- trzecie opakowanie sięgnęło dna, niech to powie samo za siebie ;)
- żel oczyszczająco-rewitalizujący Garnier czysta skóra Fruit Energy- jestem w szoku, ale polubiłam się z tym żelem! Raz potrzebowałam czegoś w trybie natychmiastowym i ten jegomość spisał się świetnie. Nie wysuszał skóry jak jego zielony brat, dokładnie oczyszczał i nie podrażniał. Pewnie za jakiś czas do niego wrócę :)
- szampon Babydream- kiedy miałam krótsze włosy był idealny. Teraz, gdy już mi podrosły to nie mam siły męczyć się z plątaniną, którą zawsze powoduje. Część poszła na włosy, a część do mycia pędzli :)
- peeling pod prysznic Alterra pomarańcza i cukier trzcinowy- nazwanie tego produktu peelingiem to jakaś pomyłka. Prędzej to pięknie pachnący żel pod prysznic z masującymi drobinkami ;)
- krem do mycia twarzy Alterra z wyciągiem z dzikiej róży- przyjemne mleczko, które używałam z przyjemnością. W przeciwieństwie do większości podobał mi się jego zapach :) Mimo wszystko moja miłość do płynów dwufazowych pozostała niewzruszona.
- balsam brązująco-ujędrniający Lirene jasna karnacja- bardzo udany balsam brązujący. Zużyłam resztkę, która została mi po zeszłym lecie. Lubię go za to, że łatwo się go rozprowadza, nie robi smug i co najważniejsze nie śmierdzi :)
- odżywka do włosów Aussie Miracle Moist- odżywka, która bardzo mocno puszyła mi włosy. Co tu dużo mówić, miłości nie było.
- mandarynkowy żel pod prysznic Gracja- niestety żel ten wysuszał mi skórę, od dawna żaden mi czegoś takiego nie robił :( Nawet piękny zapach mandarynek nie pomoże w takiej sytuacji i produkt ten jest u mnie skreślony