poniedziałek, 31 grudnia 2012

Autfit sylwestrowy

Dobry wieczór wszystkim! :) Pewnie większość z Was już dobrze się bawi na sylwestrowych imprezach. Nie jestem gorsza, co więcej postanowiłam uwiecznić na zdjęciach mój wybitny strój dnia (dokładnie nocy) czyli nic innego jak pierwszy na moim blogu ałtfit of te dej. Jak widać mój wyszukany szlafrok w kwiatki  (najnowsza kolekcja KappArmiani) pięknie komponuje się z różowymi japonkami z tesco-vuitton. Włos w nieładzie, drzwi od ubikacji i mamy zdjęcie marzenie!

A tak na poważnie to pozdrawiam Was prosto z kanapy :) Nie jestem imprezowym kotem i najlepiej czuję się w kapciach pod kocykiem oglądając filmy. 


Przy okazji życzę Wam aby nadchodzący już za 2,5h rok był dokładnie taki jak sobie życzycie! Cmok cmok i jeszcze raz cmok!

sobota, 22 grudnia 2012

Spirulinowy zawód

O tym jaka to spirulina ze strony zrób sobie krem cudowna nie jest słyszał już chyba każdy. Nic więc dziwnego, że zachciało mi się tego zielonego śmierdziela. Zużyłam już całe jej opakowanie i muszę powiedzieć, że jestem głęboko zawiedziona. Pomijam już fakt, że przy pierwszym podejściu, gdy rozrobiłam ją z wodą różaną mocno mnie podrażniła (potem sięgałam już za radą koleżanki po mleko). Smród dermogalu to przy niej perfumy, serio. Miałam spore opory przed nałożeniem ją na twarz, waliła okrutnie. Do babrania się przy aplikacji przyzwyczaiłam się już przy glince marokańskiej, różnica jest tylko taka, że po jej stosowaniu widziałam genialne efekty, tutaj niczego takiego nie ma. Nakładanie na twarz śmierdzącej mazi tylko po to, żeby stwierdzić, że nie zrobiła kompletnie nic niezbyt mi się podoba. Wykończyłam ją owszem, ale z pewnością do niej nie wrócę. Może zawód byłby mniejszy gdybym nie naczytała się o niej tyle dobrego? Sama nie wiem. Przy kolejnej wizycie w aptece sięgam po dermogal i z podkulonym ogonem wracam do sprawdzonych rybek ;)

piątek, 21 grudnia 2012

Puder sypki matujący Kryolan oraz puder bambusowy z jedwabiem z Biochemii Urody

Cześć Dziewczyny :) Koniec chwalenia się prezentami, czas na konkretne recenzje. Nie wiem jak Wy, ale ja nie wyobrażam sobie makijażu bez pudru. Przez długie lata używałam pudrów w kamieniu, jednak od kiedy dołączyłam do blogosfery w wielu miejscach natykałam się na bardzo pochlebne opinie na temat pudru bambusowego z Biochemii Urody, powiedzmy sobie szczerze- jest ktoś kto o nim nie słyszał? Jedyne co mnie zniechęcało do jego zakupu to fakt, że musiałam złożyć zamówienie przez internet, a jestem z tych osób, które lubią wszystko pomacać zanim kupią ;)

Na szczęście dostałam od Stri-Lingi dużą odsypkę pudru bambusowego z jedwabiem i wtedy już wiedziałam, że mój ci on. Szybko zamówiłam pełnowymiarowe opakowanie, za które razem z przesyłką zapłaciłam około 20zł za 11,5g (było to prawie rok temu). W paczce znalazłam puder bambusowy w słoiczku oraz puder jedwabny w fiolce, należało wsypać go do słoiczka i dokładnie wymieszać załączoną pipetą.


Całkiem niedawno dostałam od koleżanki z grupy sporą odsypkę sypkiego pudru matującego z Kryolanu (niech nie zmyli Was pudełko po pudrze sypkim MySecret ;)). Jego cena to 56zł za 30g- taka informację znalazłam na wizażu- sama przyznam się szczerze nie interesowałam się produktami tej firmy i jedyne z czym mi się kojarzą to szminki dodawane do Glossy Boxa ;)

Dlaczego umieściłam te kosmetyki w jeden recenzji? Otóż moim zdaniem są do siebie bardzo podobne, a działają identycznie. 


Pierwszą różnicą może być kolor (ale to jeśli ktoś się dobrze przypatrzy) choć oba z założenia są transparentne. Nie ma co się obawiać efekty córki młynarza :) Drugą jest stopień zmielenia, ten z BU jest bardziej miałki, nie ma to jednak znaczenia przy nakładaniu.


Oba pudry matują twarz na długie godziny. Nie dają efektu płaskiego matu, wyglądają na twarzy bardzo naturalnie, nie podkreślają suchych skórek. Świetnie się spisują gdy mamy odrobinę za ciemny podkład, potrafią to nieźle zatuszować, tak sobie poradziłam z fluidem matującym Under Twenty. 


Gdy doliczymy do tego ich niezwykłą wydajność wydają się być idealne. Niestety jest jeden minus, który uprzykrza mi ich stosowanie- chodzi o sposób aplikacji. Z pudełek puder się kurzy, często brudzę nim sobie spodnie czy koszulki. Zupełnie nie nadają się one do noszenia w torebkach, jednak matują skórę na tyle godzin, że nie są one niezbędnie potrzebne ;) Dodam tylko, że używam do nich pędzla kabuki z Basic, który niedługo przejdzie na emeryturę i zastąpi go pewnie ktoś z Ecotools ;)

Z pewnością kupię ponownie wersję z BU. Po pierwsze zmienili teraz opakowania pudrów, może są bardziej przyjazne dla użytkowników, po drugie jest go 3 razy mniej a i tak starcza mi na cały rok :)

czwartek, 20 grudnia 2012

Paczka z Rossmanna i dzisiejszy prezent

Chyba byłam grzeczna w tym roku, bo po raz kolejny dostałam paczkę pełną kosmetyków. Tym razem były  to cztery produkty dostępne w sieci Rossmann, zapakowane w urocze, typowo świąteczne pudełko:


  • masło do ciała mandarynka i jogurt Wellness Beauty
  • lotion do nóg Fusswohl
  • peeling na bazie soli morskiej i oliwki, algi i minerały morskie Wellness Beauty
  • żel pod prysznic żurawina i biała herbata Isana
Nie mogę się doczekać pierwszych zabaw z peelingiem, od razu mogę natomiast napisać, że zapach żelu pod prysznic jest rewelacyjny :) Masełko i balsam do nóg grzecznie czekają na swoją kolej ;)

Rozbawiły mnie świąteczne pierniki w kształcie loga Rossmanna :)


Na dnie kartonika znalazłam saszetkę pachnący prezent. Dzięki niej w kartoniku pięknie pachniało goździkami i korzennymi przyprawami, chyba włożę ją do szafy, żeby tam pokazała co potrafi ;)


Jakby tego było mało dostałam jeszcze słodki upominek od koleżanki z grupy. Monia, jeszcze raz dziękuję! :* Od dawna przynudzałam jej, że mam ochotę na błyszczyk Essence Stay With Me w kolorze My Favourite Milkshake tylko do Natury mi nie po drodze ;D Z kolei różane mydełko pachnie tak obłędnie, że również chwilowo wyląduje w szafie gdzie będzie się spełniać jako odświeżacz powietrza ;)

środa, 19 grudnia 2012

Maska do włosów z winogronami i awokado Alverde

Po niezbyt udanej kuracji nabłyszczającej z morelą i cytryną z przyjemnością sięgnęłam po coś innego od Alverde licząc na to, że tym razem nie trafię na bubla. Tym razem padło na maskę do włosów z winogronami i awokado przeznaczoną do włosów suchych i farbowanych. Kosztowała mnie 3 ojro za 100ml. Jak pewnie wiecie, włosów farbowanych nie mam, często narzekam na to, że bardzo łatwo je obciążyć. Sięgnęłam po maskę z tego powodu, że włosy mi mocno urosły i ich końcówki nie wyglądają najlepiej. Od dawna wybieram się do fryzjera, żeby przywrócić mojego boba, w którym czuję się najlepiej, ale coś dotrzeć nie mogę ;)

Maska jest świetna! Jest niesamowicie gęsta, pachnie cudownie (tym z Was, którym nie spodobał się zapach olejku Alterry z granatem i awokado raczej nie przypadnie on do gustu ;)). Przy mojej długości włosów wystarczy odrobina, żeby nałożyć ją na włosy od ucha dół. Maska rewelacyjnie wygładza włosy i sprawia, że szczotka potem wchodzi w nie jak w masło. Co więcej, nie przeciąża ich oraz sprawia, że nie puszą się następnego dnia. Dla mnie to wystarczy, żebym dany produkt pokochała :) Niezmiernie żałuję, że nie mam do niej dostępu na co dzień, ale przy kolejnej wizycie na Słowacji przywiozę sobie cały karton hłe hłe. 


Jak widać z wakacyjnych zdobyczy została mi już tylko maska z aloesem i hibiskusem. Zanim się za nią zabiorę muszę wykończyć sporą odlewkę maski z Kallosa, która również skradła moje serce i obecnie rozpieszcza moje przydługie włosy ;)

wtorek, 18 grudnia 2012

Paczka jak ta lala epizod czwarty

O tym, że Laboratorium Kosmetyczne Dr Ireny Eris co jakiś czas wysyła do blogerek (w tym mnie :)) paczki nie jest żadną tajemnicą. Również powszechnie wiadomo, że w tych paczkach znajdują się kosmetyki we wręcz hurtowej ilości. Wczoraj odwiedził mnie kurier i zostawił wielką świąteczną niespodziankę. Nic nie zapowiadało nadejścia przesyłki, jednak po adresacie już wiedziałam, że będzie w niej coś fajnego. Nie myliłam się :)


Oficjalnie ogłaszam, że koniec świata jest mi nie straszny, mam zapasy! :)

W paczce znalazły się cztery produkty Pharmaceris z serii A do skóry alergicznej i wrażliwej, nie ukrywam, że najbardziej ucieszyła mnie pianka, uwielbiam taką konsystencję :)

  • łagodząca pianka do mycia twarzy i oczu
  • multilipidowy krem odżywczy do twarzy Lipo Sensilium
  • lekki krem głęboko nawilżający do twarzy Vita Sensilium
  • łagodny tonik nawilżający Puri Sensilium
Z Lirene otrzymałam kolejne cztery kremy do twarzy, z pewnością sama ich nie zużyję, tylko podzielę się z mamą ;)

  • nawilżający płyn micelany Lirene Aqua Cristal
  • krem nawilżająco-przeciwrodnikowy Aqua Cristal
  • krem intensywnie nawilżający Aqua Cristal
  • aktywny krem przeciwzmarszczkowy Floacyna pro Telomer
  • krem nawilżająco regenerujący Floacyna pro Telomer
Zapas kremów do rąk na całą zimę:

  • parafinowy krem do rąk i paznokci
  • krem do rąk i paznokci z allantoiną
  • wygładzający cytrynowy krem do rąk
  • krem do rąk z 10% zawartością masła shea (taki słodki bąbelek, rozczulają mnie małe opakowania <3)
Seria najbardziej adekwatna do mojego obecnego stanu twarzy czyli Under Twenty:

  • tonik łagodząco-matujący
  • peeling myjący przeciw zaskórnikom
Na koniec pokażę Wam w czym przyszła część kosmetyków- niebieskiej torbie na laptopa! Bardzo mi się ona podoba, już dziś pierwszy raz poszłam z nią w świat :)


Cieszę się z tej paczki. Kosmetyki Pharmaceris dobrze mi służą, kremy Lirene lubię zarówno ja jak i moja mama. Under Twenty pomoże mi (przynajmniej taką mam nadzieję ;)) walczyć z paskudnikami na buzi. Ciekawe też, czy nowa porcja kremów do rąk zwalczy niemiłe wspomnienia po jednym z nich, którego używałam jakieś pół roku temu. 

Zobaczymy :)

środa, 12 grudnia 2012

Pomadka Essence Almost Famous 44

Cześć Dziewczyny :) Dziś chciałabym pokazać Wam moją ulubioną pomadkę ostatnich czasów. Kupiłam ją w Bratysławie za 2-3 ojro i cieszę się nią nieprzerwanie od dnia zakupu :) Mowa o pokazywanej już przeze mnie w ulubieńcach pomadce z Essence w odcieniu 44 Almost Famous.


Uwielbiam ją za wszystko, począwszy od koloru, konsystencji, trwałości na tym jak się ściera skończywszy. Totalne zaskoczenie, ponieważ kosztuje ona grosze i wydawało mi się, że raczej trafię na przesuszającego wargi bubelka, a otrzymałam pomadkę dając efekt podobny do błyszczyka :) 


Jedyne do czego mogę się przyczepić to opakowanie, szminka nie chowa się w całości i jak widać, od razu przez przypadek ścięłam jej końcówkę ;) Nie wymagam jednak niczego więcej za tak małą kwotę ;)

Mam wielką ochotę na jeszcze jakieś inne pomadki z tej serii, jednak ostatnio i tak w kółko używam dwóch tych samych produktów do ust, więc nie miałoby to większego sensu ;) 

Podczas ostatnich porządków doliczyłam się, że mam dwa razy więcej pomadek niż błyszczyków (co jest nieco nielogiczne, ponieważ wolę błyszczyki, ale no cokolwiek) i chwilowo daję sobie na wstrzymanie ze szminkowymi.

Ogólnie jestem zadowolona, że mam ten produkt w mojej kosmetyczce i za każdym razem jak po niego sięgam przypominają mi się cudowne chwile z bratysławskich wakacji :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

O produktach do pielęgnacji z Rossmanna słów kilka

Witam Was w ten mroźny poniedziałek. Ostatnio piszę posty rzadziej niż bym sobie tego życzyła więc postanowiłam za jednym wpisem powiedzieć co sądzę o trzech produktach dostępnych w Rossmannie.  Tzn gwoli ścisłości dwa z nich zostały wycofane (tak wyczytałam z Waszych blogów, jeśli się mylę, a wciąż mam nadzieję, że jednak się mylę to mnie poprawcie proszę ;)). 

Zacznijmy od produktu, który dostałam w ramach współpracy. Jest to krem do ciała z masłem shea oraz kakao od Isany, produkt o gigantycznej pojemności, bo aż 500ml! Jak przystało na Isanę cena jest wielce przyjazna, wynosi około 10zł co w przeliczeniu na ilość daje dosłownie grosze :)


Prawdziwy kolos pod względem objętości. Nie jest mi on jednak zupełnie obcy, ponieważ dawno temu miałam jego oliwkową wersję, której działaniem byłam szczerze zadowolona. Kakaowa również niezmiernie przypadła mi do gustu, jest to treściwy krem (przynajmniej nikt nam nie wciska, że to masło jak to często przy produktach do ciała zapakowanych w słoiczek bywa), który dobrze nawilża i świetnie się sprawdza w przypadku niewymagającej skóry. Jego zapach, który przypadł mi do gustu może być jednocześnie plusem i minusem, ponieważ jest to najzwyklejsze w świecie kakao, które na dłuższą metę faktycznie może być nużące- nie ma jednak nic prostszego niż używanie kilku balsamów na zmianę ;) 


Z pewnością podzielę się tym kremem z koleżanką, jednak już teraz wiem, że starczy mi on na całą zimę :) Nie ze względu na wydajność, ale ilość. Jeżeli ktoś szuka produktu, który jest tani i sprawdza się przy bezproblemowej skórze to trafi w dziesiątkę. Cieszę się, że Isana wprowadza coraz to nowe zapachy do swoich produktów. Od dawna uważam, że skoro nie mam problemów ze skórą na ciele to nie mam co przepłacać na balsamach, szczególnie jeśli coś się sprawdza :)

Skład: Aqua, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Ethylexyl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Butylene Glycol, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Panthenol, Copernicia Cerifera Cera, Theobroma Cacao Butter, Sodium Cetearyl Sulfate, Parfum, Isopropyl Palmitate, Carbomer, Phenoxyethanol, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Ethylhexylglycerin, Tetrasodium Glutamate Diacetate, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Coumarin

Kolejnymi produktami z rossmannowskich półek, które ostatnio używam z prawdziwą przyjemnością są balsam do ciała pomarańcza i wanilia oraz krem do mycia twarzy z wyciągiem z dzikiej róży od Alterry. Co z tego jednak, skoro rossmann zdecydował się je wycofać z naszych półek? :(


Oba kosztowały w granicach 10zł, balsam kupiłam dobre pół roku temu (o dzięki ci mój wewnętrzny balsamowy chomiku), krem do mycia twarzy totalnie przez przypadek po wpisie Simply

Krem doskonale radzi sobie ze zmyciem podkładu, pudru, różu itp, jedynie do oczu używam płynu dwufazowego. Uwielbiam jego zapach, na który tak wiele osób narzeka, dla mnie jest on bardzo przyjemny i w żadnym razie nie określiłabym go duszącym. Zawsze lubiłam proces demakijażu, ale dzięki temu pan stał się on jeszcze przyjemniejszy. Nie na długo jednak :( Wydajnością nie grzeszy, a gdy skończy mi się jego opakowanie to nie będę miała czym go zastąpić. Nie widziałam niczego nowego na jego miejscu więc pewnie już nic mnie nie uchroni przed micelami ;)


Skład: Aqua, Coco Glucoside, Glycerin, Alcohol, Glycine Soja Oil, Olea Europaea Oil, Xanthan Gum, Caprylic/Capric Triglyceride, Rosa Canina Oil, Vitis Vinifera Oil, Rosa Canina Fruit Extract, Vitis Vinifera Fruit Extract, Sodium Cocoyl Glutamate, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cetearyl Sulfate, Tocopherol, Helianthus Annuus Seed Oil, Parfum, Limonene, Citronellol, Linallol, Citral

Balsam do ciała o zapachu wanilii i pomarańczy nie jest moim pierwszym produktem do ciała od Alterry. Kiedyś miałam wersję liczi z brzoskwinią i narzekałam wtedy, że choć działa świetnie to nie podoba mi się jej zapach. Otóż teraz otrzymałam balsam, który nie tylko genialnie nawilżał moją skórę, ale i obłędnie pachniał. Czego chcieć więcej? Tylko tego, żeby nie został wycofany :( Uwielbiam sięgać w chłodne wieczory raz po ten balsam raz po kakaowy krem isany. Niestety, widoczna na zdjęciu obok butelka jest już na wykończeniu i nie pozostanie mi nic innego jak szukać odpowiednika tego produktu. A szkoda, bo miałam już w ręce moje balsamowe KWC .


Skład: Aqua, Glycine Soja Oil, Alcohol, Glycerin, Myristyl Alcohol, Elaeis Guineensis Oil, Cetearyl Alcohol, Cetearyl Glucoside, Glyceryl Stearate,  Parfum, Sorbitol, Butyrospermum Parkii Butter, Persea Gratissima Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Prunus Persica Kernel Oil, Vanilla Plantifolia Fruit Extract, Sodium Cetearyl  Sulfate, Xanthan Gum, p-Anisic Acid, Tocopherol, Linalool, Limonene, Sodium Cocoyl, Glutamate, Helianathus Annus Seed Oil, Sodium Hydroxide, Disodium Cocoyl Glutamate, Citral.

To są właśnie powody dlaczego lubię robić zakupy w rossmannie :)

piątek, 7 grudnia 2012

Tusz do rzęs Rimmel Extra Super Lash

Mam wrażenie, że jestem jedną z nielicznych osób w blogosferze, które kupują nowy tusz do rzęs dopiero wtedy, kiedy poprzedni im się kończy i właściwie przez większość czasu są w posiadaniu tylko jednej sztuki tego kosmetyku ;) Obecnie w użyciu jest u mnie tusz Rimmel Extra Super Lash, który kupiłam w Rossmannie za około 18zł. Kolor oczywiście czarny.


Przyznam się bez bicia, że wzięłam go tylko dlatego, że był to jedyny tusz, co do którego miałam pewność, że nikt go przede mną nie otwierał- pani, która wykładała towar przy mnie wyciągnęła go z kartonu oraz z folii :) Ostatnio odkryłam, że w drogerii Hebe wiele tuszy ma na sobie specjalne taśmy, które informują nas, czy ktoś przypadkiem już nie dobrał się do środka. Wielki plus dla Hebe :)

Do samego tuszu nie byłam przekonana od początku, sądziłam, że trafił mi się bubel. Dopiero po jakimś czasie, koleżanka zwróciła mi uwagę, że mam ładnie wytuszowane rzęsy. Przy moich mikrorzęsach taki komplement nie zdarza się często :D Od razu sprawdziłam w lusterku jak sprawy się mają i faktycznie, rzęsy były ładnie wydłużone i lekko pogrubione. Jak widać malowanie się codziennie o 6 rano sprawia, że sama nie wiem co mam na twarzy ;)


Nie jestem fanką takich szczoteczek, jak widzicie na zdjęciu, wolę silikonowe. Jest to jednak tylko i wyłącznie moje widzimisię, więc nie uznaję tego za wadę. Z góry też uprzedzam, że nie ma co się spodziewać tutaj efektu sztucznych rzęs, ale ja jestem fanką takiego naturalnego looku. Wtedy mogę sobie pozwolić na mocniejszą szminkę, czarny cień do podkreślenie oka też mam zawsze po ręką ;)


Trzymajcie się cieplutko! :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Psudo krem BB od Garniera

Witajcie kochane! :) Przychodzę dziś do Was z recenzją produktu, na którego punkcie panowało małe szaleństwo kilka miesięcy temu. Do mnie jak zawsze wszystko trafia z małym opóźnieniem ;) Będzie mowa o upiększającym kremie BB Garniera 5 w 1. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że koło azjatyckich kremów BB to on nawet nie stał, będę go jednak tak dalej nazywać, ponieważ tak jest po prostu wygodniej ;)

Jak być może pamiętacie kilka dni temu umieściłam go w ulubieńcach. Łatwo się zatem domyślić, że spodobał mi się ten produkt. I tak i nie ;) Polubiłam go bardzo za to, jak wyglądał na mojej twarzy. Miał całkiem niezłe krycie, co przyznam szczerze mocno mnie zaskoczyło, ponieważ od początku traktowałam go ni mniej ni więcej tylko jako zwykły krem tonujący. Podobało mi się, jak wyglądał na mojej twarzy, dawał efekt jakby niczego nie było, ale jednak cera prezentowała się lepiej.

Tutaj należy zaznaczyć, że kiedy moje cera ma się lepiej to nie pakuję na nią podkładów, tylko właśnie coś lżejszego, natomiast zupełnie bez niczego praktycznie nie wychodzę z domu. Jednak kompleksy robią swoje ;]

Drugą rzeczą, która mi się w nim podobała to łatwość aplikacji. Nie potrzebowałam ani dobrego oświetlenia ani wielkiego lustra, żeby nałożyć go w przyzwoity sposób. Nie było żadnych smug, nie ważył mi się ani nic.


Powyższe wystarczyło, żebym go polubiła, niestety kilka jego minusów zaczęło mnie na dłuższą metę mocno irytować. Cóż mnie tak zeźliło?

Otóż to, jak okropnie brudził wszystko to, z czym miał styczność. Zarówno mój płaszcz na jesień jak i na zimę są w pogodnym odcieniu czerni (:P) i chyba nie muszę kończyć jak wyglądały moje kołnierze przy policzkach? Ogólnie efekt całunu turyńskiego murowany. Można by się jeszcze zastanowić i powiedzieć, że "kosodrzewino, baranie, to jest kosmetyk na lato, kiedy nie nosisz żadnych płaszczy". Szczerze? nie wyobrażam sobie mojej normalnej ze skłonnością do przetłuszczania się na czole cery z tym kremem na twarzy przy plus 30 stopniach. Jest dla mnie na lato za tłusty. Co więcej zaobserwowałam, że gdy nałożymy go odrobinę więcej niż tyci tyci to ma się wrażenie, jakby twarz była mokra.

Teraz, ktoś może puknąć się w głowę ponownie i powiedzieć "to po jaką %^&*% umieściłaś go w ulubieńcach?". Ano umieściłam. Bo w swoim czasie faktycznie byłam nim zauroczona, teraz już mi przeszło ;)

Pozwolicie, że przy okazji pokażę Wam co wpadło mi na palec podczas ostatniej wizyty w Rossmannie. Miałam iść tylko po pomadkę, ponieważ gdzieś zapodziała mi się dyżurna torebkowa i przy okazji zakochałam się w tym zielonym pierścieniu :) Możecie się śmiać, ale lubię rossmannowską biżuterię ;)


Sama pomadka jest okropna, odradzam! Wysusza zamiast nawilżać, śmierdzi i nie nadaje się do niczego. Poleciałam na kolorowe opakowanie i teraz mam za swoje...

niedziela, 2 grudnia 2012

Inglot 969

Cześć Dziewczyny :) Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam mój pierwszy po jakiejś 5-6 letniej przerwie lakier z Inglota. Od dawna chodził za mną miętowy kolor, miałam jednak problem ze znalezieniem odcienia, który nie będzie zbyt niebieski czy zielony. Tutaj mam wszystko to, co chciałam :) Jego numer to 969 i kosztuje standardowo 20zł.


Przyznam, że obawiałam się nieco jego konsystencji. O tych lakierach krążą w internecie niezbyt pochlebne opinie, że smużą, że szybko zastygają, są za gęste itp itd. W przypadku tego miętuska o niczym takim nie może być mowy. Lakier do pełnego krycia potrzebował 2-3 warstw w zależności od tego ile nabrało mi się go na pędzelek. Konsystencja i trwałość również sá w porządku, póki co nie jestem zrażona do lakierów Inglota, wręcz przeciwnie ;)


Już nabrałam ochoty na koral, róż i czerwień, ale w sumie mam takie odcienie w swoim lakierowym pudełeczku więc dałam sobie na wstrzymanie ;)

sobota, 1 grudnia 2012

Oczyszczająca pianka z jedwabiem Alverde

Dzisiejszy post to taki trochę wspomnień czar, ponieważ będę pisać o produkcie, który już wyzerowałam. Oczyszczającą piankę z jedwabiem Alverde kupiłam podczas urlopu w Bratysławie i powiem tyle: żałuję, że nie wzięłam więcej butelek! Koszt to około 3 orjo za 150ml. 

Pianka jest niczym vizir, wymyje wszystko prócz kieszeni (lol!). Tak na poważnie to chciałam jej używać jedynie jako substytut żelu do mycia twarzy, jednak moje przeogromne lenistwo wymusiło na mnie użycie jej jako środka do demakijażu, oczyszczania i ogólnie miliona rzeczy w jednym, tak aby przygotować skórę twarzy pod aplikację kremu. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pianka doskonale sobie z wszystkim tym radzi. Jedna porcja miłej, pachnącej czystością (nie mylić ze środkami czystości) piany robiła z moją buzią wszystko co, do czego na co dzień potrzebuję przynajmniej 3 produktów. 

Ubolewam nad jej końcem, jednocześnie zaczynam rozglądać się za innymi piankami do mycia twarzy. Polubiłam się z taką konsystencją :)


Skład: Aqua, GlycineSoja Oil, Glycerin, Alcohol, Coco Glucoside, Caprylic/ Capric Triglyceride, Sodium Coco Sulfate, Sodium Lactate, Sodium Cocoyl Glutamate, Disodium Cocoyl Glutamate, Argania Spinosa Kernel Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Bambusa Arundinacea Extract, Serica, Shorea Stenoptera Butter, Parfum, Linalool, Limonene, Citral, Geraniol.