poniedziałek, 27 lutego 2012

Lutowe zużycia

Kolejny miesiąc za nami, kolejne produkty lądują w koszu. Nie ma tego oszałamiająco dużo, ale najważniejsze, że w ogóle coś się ruszyło ;) Choć przydałoby się coś z kolorówki wykończyć...

  • płyn do higieny intymnej Biały Jeleń- miałam wersję z aloesem i choć początkowo byłam z niej zadowolona, to teraz wiem, że są o niebo lepsze płyny. Butla 500ml wydawała się nie mieć końca, go gorsza, gdy zostało mi około 1/3 produktu, to dziwnie zmętniał. Wylałam go oczywiście, jednak pozostawiło to mały niesmak, bo przechowywałam go odpowiednio, data ważności czy przydatności po otwarciu nie minęła. Do tego zacinała mu się pompka. Nie polecam.
  • pomadka Tisane- uwielbiam ją, jest świetna. Mniej wydajna niż jej brat w słoiczku, jednak o wiele bardziej higieniczna.
  • krem pod oczy Ziaja Kozie Mleko- krem, który całkiem nieźle nawilżał, jednak dla bardziej wymagających osób w ogóle się nie nada. Ot taki kremik z niższej półki.
  • maść ochronna z witaminą A- razem z kremem Neutrogeny to moje dwa ulubione produkty do pielęgnacji dłoni. Sama nie wiem, która to już zużyta tubka ;)
  • marchewkowy krem do twarzy The Body Shop- świetny krem w niskiej cenie, z żalem się z nim rozstaje.
  • peeling do ciała BeBeauty mango- po tym, jak dowiedziałam się, że należy go stosować na sucho, a nie na mokro mój stosunek do niego się nieco zmienił ;) Mimo wszystko zapach jest dla mnie nie do przejścia.
  • masło do ciała Farmona ciemna czekolada i orzech pistacji- nastał dzień, w którym ten zapach mi się przejadł, teraz pewnie dużo czasu minie, zanim się ponownie na niego skuszę ;)

sobota, 25 lutego 2012

Lakier na medal

Jak powszechnie wiadomo kobieta zmienną jest i choć miesiąc temu zarzekałam się, że już nigdy nie kupię lakieru firmy Delia, to jednak ponownie się na niego skusiłam. Standardowo zapłaciłam w Superpharmie 6zł, czyli kwotę idealną jak na lakier do paznokci :) Co tu dużo mówić zauroczył mnie kolor. Nie jestem ekspertem od wykończeń, ale na moje oko w tym przypadku mamy do czynienia z metalicznym. Poprawcie mnie, jeśli się mylę ;) Kilka miesięcy temu był szał na takie kolory, do tej pory często widuję je na paznokciach u różnych YT guru, więc też zapragnęłam podążać za modą :D (lepiej późno niż wcale).


Kolor ma nr 127 i jest pięknym złotem z zielonymi i fioletowymi akcentami (widać je w zależności od tego jak pada światło). Na pierwszy rzut oka wydał mi się najbrzydszym lakierem w promieniu 100km, jednak po chwili wiedziałam, że musi być mój :) Cudnie się mieni i nie mogę od niego oderwać oczu. To najbardziej nietypowy kolor w mojej małej kolekcji ;)


Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to jestem pod wrażeniem. Lakier wysycha ekspresowo, trzy cienkie warstwy są potrzebne do pełnego krycia. Nosiłam go 4 dni i jedynym uszczerbkiem były lekko starte końcówki. Nie widać pociągnięć pędzelka, nie ma żadnych prześwitów. Niestety są problemy z jego zmyciem, dlatego jeśli się na niego skusicie to polecam metodę z folią aluminiową- szkoda czasu na ścieranie nieścieralnego ;)

Chyba przeproszę się z lakierami Delii i przy kolejnej wizycie w Superpharmie znowu zahaczę o koszyk, który jest nimi przepełniony. Powiedzcie mi, podobają Wam się takie kolory, czy jednak celujecie w bardziej klasyczne barwy?

środa, 22 lutego 2012

Zestaw Head&Shoulders wędruje do... (po raz drugi)

Niestety, ale nie doczekałam się na maila od dziewczyny wylosowanej 6 dni temu (miałam czekać 3, ale mam dobre serce i stwierdziłam, że nic się nie stanie, jak poczekam dłużej ;)). Dlatego dziś kolejne podejście ;)

Zestaw Head&Shoulders wędruje do...


Gratulacje :) Czekam na maila z danymi do wysyłki na adres kosodrzewina123@interia.eu. Mam nadzieję, że tym razem nie będę musiała powtarzać całej procedury ponownego losowania ;)

wtorek, 21 lutego 2012

Ile radości się zmieści w kopercie?

Wszyscy lubimy dostawać miłe przesyłki. Ostatnio szczęście się uśmiechnęło do mnie i wygrałam rozdanie u Simply :* Dziś po powrocie z uczelni czekała na mnie na stole wielka koperta, z której z radością wyjmowałam coraz to nowe smakołyki. Ilość produktów, które dostałam dodatkowo mnie aż onieśmieliła :) 


Pocztówka, cztery maseczki do twarzy, dwie maseczki do włosów Aussie, lakier Wibo Express Growth, lakier Colour Club, pędzel do podkładu, błyszczyk Barry M, maskara Accessorize, paletka cieni Accessorize, nasączone płatki do demakijażu, pomadka Palmers i paczka łakoci :)


Żadnego z tych produktów nigdy nie miałam. O odżywkach z Aussie i pomadce Palmers słyszałam wiele dobrego. A maseczek przecież nigdy dość :)


Błyszczyk jest stworzony dla mnie, nie spodziewałam się, że mogę tak dobrze wyglądać w jasnym kolorze. Do tego obłędnie pachnie! A jak pokaże Wam szczoteczkę tuszu do rzęs to mi nie uwierzycie, że taka istnieje ;)


Opakowanie paletki skradło moje serce :)


Kolory są świetne i co najważniejsze- żadnego z nich nie mam w mojej małej kolekcji :)
Kochana nawet nie wiesz, jak się cieszę :) Dziękuję! :*


Do tego szybki rzut okiem na zakupy, które popełniłam ostatnio. Wiem, że zarzekałam się, że nie kupię więcej lakierów z Delii, ale ten sama nie wiem jak wpadł mi do koszyka ;) Kosztował 6zł. Z kolei buraczek z Miss Sporty 5zł. W końcu zamówiłam też cieszący się dobrą sławą olejek kokosowy z Vatiki. Cena z przesyłką to 17zł.

Miałyście coś z tego? Jakie były Wasze wrażenia? :)
Zaraz idę czytać zaległe wpisy zajadając się słodkościami od Simply ;)

poniedziałek, 20 lutego 2012

Awokado o zapachu melona

Przy okazji recenzji jednego z moich ulubionych maseł do ciała, Bielendy z granatem, wspominałam, że zupełnie nie wiem dlaczego, przez tyle lat opierałam się kosmetykom tej firmy. Pierwsze podejście okazało się być wielkim sukcesem, więc tym bardziej ucieszyłam się, kiedy kilka miesięcy temu dostałam od koleżanki kolejne masło tej firmy. Tym razem padło na masełko awokado przeznaczone do skóry suchej i odwodnionej. Wielkie mrozy, które ostatnio panowały (i na szczęście już sobie poszły) były idealnymi warunkami do testowania tego produktu. Jego słoiczek ma standardową pojemność 200ml i kosztuje około 15zł (obecnie w rossmannie jest na promocji za 12zł ;)).


Już samo opakowanie cieszy moje oko i poprawia mi humor :) Proste, ładne, praktyczne- można zużyć cały produkt bez konieczności rozcinania opakowania- mówiąc krótko, od strony technicznej same plusy. I nie będę przez Wami ukrywać, że od strony działania również żadnych minusów nie zauważyłam ;)

Pierwszą rzeczą, która "rzuca się w nos" po odkręceniu wieczka jest intensywny zapach, który bynajmniej nie przypomina awokado. Dla mnie to jest wypisz wymaluj soczysty melon, czyli jeden z mich ulubionych owoców, który w okresie letnim wciągam kilogramami. Znając zapach awokado, uważam, że wiele nie tracę z tego powodu ;)


Masło ma aksamitną konsystencję, która kojarzy mi się z jogurtem. Ma delikatny, rozbielony żółty kolor, który podobnie jak w przypadku masła z granatem, współgra z barwą opakowania. Jeśli chodzi o działanie pielęgnacyjne, to jest to produkt idealny dla tych, którzy cenią sobie czas przy nakładaniu wszelkiego rodzaju mazideł- szybko się rozsmarowuje, jeszcze szybciej wchłania pozostawiając skórę dobrze nawilżoną na długie godziny bez tłustej powłoki. Moim zdaniem dzięki swojej lekkiej konsystencji i intensywnemu działaniu masło to świetnie będzie się sprawować zarówno w zimie jak i w lecie.  

Jeśli chodzi o jego wydajność, to wszystko zależy od tego ile i jak często go je nakładamy. Ostatnio intensywnie się nawilżam w ramach walki o piękniejsze ciało i sięgam po nie codziennie dwa razy i po mniej więcej miesiącu zostało mi go mniej niż połowa. W każdym razie uważam, że to świetny produkt za niewielkie pieniądze, który warto mieć. Świetny zapach, rewelacyjne działanie- to wszystko sprawia, że mam ochotę wracać do tych produktów. Ostatnio chodzi za mną masło karotenowe, ale nie kupuję nic nowego dopóki nie wykończę zapasów- zostały mi jeszcze 4 mazidła do ciała, jednak teraz wszystko intensywnie w siebie wcieram, żeby mieć piękną i jędrną skórę :) A Wy znacie się z masłami Bielendy? Jakie są Wasze ulubione masła do ciała?
Miłego poniedziałku :)

czwartek, 16 lutego 2012

Migdał na moje serce

Moje doświadczenie z kosmetykami Perfecty jest dość ubogie. Kilka miesięcy temu opisywałam maseczkę, która totalnie się u mnie nie sprawdziła KLIK. Z tego powodu drugą maseczkę, którą miałam od tej samej firmy wrzuciłam na dno szuflady i całkiem o niej zapomniałam. Dopiero niedawno robiąc przegląd moich "skarbów" natknęłam się na nią i postanowiłam zużyć. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że maseczkowy złoty graal kilka miesięcy spoczywał w mojej szafce nocnej! A jest nim wielu z Was znana maseczka Perfecty ze słodkimi migdałami i miodem, w królewskiej, złotej saszetce. Jej cena to około 3zł za 10ml, które mi starczyły na 4 obfite aplikacje.

Nie wiem dlaczego tyle czasu zwlekałam z jej użyciem. Czytałam wiele pochlebnych recenzji na jej temat, a jednak swoje musiała odleżakować. Może to i dobrze, bo maseczka jest na tyle treściwa, że w bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych mogłaby nie pokazać swoich wszystkich możliwości. 

Największą zauważalną zaletą tej maseczki jest to, że rewelacyjnie odżywia i nawilża skórę. Jest niczym słodkie lekarstwo na całe zło spowodowane niskimi temperaturami. Napisałam słodkie, ponieważ pięknie pachnie- jeśli macie w kuchni aromat migdałowy to będziecie wiedziały co to za zapach. Jest pogromcą wszystkich suchych skórek, podrażnień, przesuszeń.

Maseczka ta ma bardzo przyjemną konsystencję, jest ona kremowa i bardzo ładnie rozprowadza się na skórze. Używałam jej co kilka dni na noc i wiem, że odkryłam maseczkę idealną na zimę. W cieplejszym okresie może być zbyt treściwa i sprawiać, że moja skóra będzie przeciążona. Zostały mi jeszcze trzy maseczki do testów i o ile nic mnie bardziej nie zaskoczy niż ten produkt (a szczerze w to wątpię, poprzeczka jest ustawiona bardzo wysoko), to pozostanę już wierna moim ulubieńcom. Czyli złotej Perfekcie i brązowej Ziai. 


Ważną informacją jest to, że obecne opakowanie zostało zamienione. Już nie jest tak charakterystyczne, teraz maseczkę można znaleźć w mało rzucających się w oczy saszetkach- trzeba się dokładnie wczytać, żeby nie pomylić jej z inną tej samej firmy.


W składzie odnajdziemy olejek migdałowy. Ostatnio zakupiłam taki w czystej postaci i zobaczę jaki on ma wpływ na moją cerę. Migdały w kosmetykach od kilku tygodni towarzyszą mi coraz częściej i powiem Wam, że dobrze nam razem ;)

wtorek, 14 lutego 2012

Mydło się zmyło

Mydełka z Mydlarni Tuli uważam za jedne z bardziej uroczych produktów. Dziś wykończyłam trzecie z kolei. O wcześniejszych, czyli owsianym i węglowym możecie poczytać tutaj i tutaj. Za każdym razem pisałam o mydełkach w mniejszej wersji, która waży około 35g i kosztuje 4zł. Są one dostępne również w większych kostkach, po 100g i kosztują wtedy 10zł. Do każdego zamówienia dostawałam jedno mydełko z tych mniejszych- sympatyczny gest :) Właśnie nad jednym z takich gratisów będę się dziś rozwodzić, a dokładnie mowa będzie o mydełku z czerwoną glinką.

Wybaczcie odbijający się aparat :(
Pierwszy kontakt był jak najbardziej pozytywny, po otwarciu koperty urzekł mnie piękny, lekko korzenny, typowo świąteczny zapach- miód dla mojego nosa :) Mogłabym je wąchać godzinami. Do tej pory czuję go w szufladzie, w której mydełko czekało na swoją kolej. 

Mydełko to, podobnie jak jego węglowy brat oczyszcza skórę, nie pozostawiając uczucia ściągnięcia. Niestety stopień oczyszczenia jest mniejszy niż w przypadku węglowego jednak i tak radzi sobie bardzo dobrze. Pomaga koić zaczerwienienia, nie podrażnia. Ogólnie nie mogę mu nic zarzucić, jednak to nie to samo co mydełko węglowe. Ono stało się moim hitem od pierwszego użycia i to do niego będę wracać- moja cera od dawna nie była w tak dobrym stanie jak w czasie, gdy właśnie po nie sięgałam. Teraz jest nieco gorzej, choć nie mówię, że źle. Chyba znalazłam swój ideał i teraz na wszystko będę kręcić nosem ;)

Z pewnością do tego narzekania przyczyni się fakt słabej wydajności czerwonej kostki. Kostkę mydła węglowego tej samej wielkości używałam przez prawie pięć tygodni, czerwona glinka starczyła mi zaledwie na dwa i pół tygodnia. Nie wiem w czym tkwi problem, wszystkie mydełka przechowuję tak samo- na ażurowej mydelniczce, dzięki czemu nie stoją w wodzie. Co gorsza, po pierwszym użyciu miałam wrażenie, że mydło "rozmiękło" jakby stało długo w wodzie, a przecież tylko je zamoczyłam na chwilę. Ewidentnie nie jesteśmy sobie pisani ;)


I jeszcze jedna ważna sprawa- przy tego typu mydełkach trzeba pilnować, aby nic nie dostało się do oka. W przeciwnym razie można się zapłakać na śmierć ;)

niedziela, 12 lutego 2012

Oliwkowe pole

Zazwyczaj nie robię postów o nowościach, jednak tym razem chodzi o moją ukochaną Ziaję, więc zrobię wyjątek :) Myślę, że to nie lada gratka dla fanek oliwkowego zapachu, spójrzcie same:

Oliwkowy płyn micelarny
Ten produkt wzbudził moje największe zainteresowanie. Chociaż mam złe wspomnienia jeśli chodzi o płyn micelarny z serii Sopot Spa, to z pewnością ten wyląduje w moim koszyku jak tylko uda mi się go namierzyć. Opis na stronie producenta KLIK.
 
Oliwkowy krem pod oczy
Kremów pod oczy mam pod dostatkiem, więc pewnie nie skuszę się na ten. Bardzo podoba mi się design opakowania, ta oliwka jest tak prosta i urocza jednocześnie :) Opis na stronie producenta KLIK.

Oliwkowe mleczko do demakijażu
Będzie moje jak tylko przekopię się przez niekończące się zapasy mleczek. Mam ochotę wypróbować jeszcze tyle płynów micelarnych, że musiałabym chyba robić demakijaż co godzinę, żeby wszystko zużyć w odpowiednim czasie. Więc Ziaju, poczekaj na mnie :) Opis na stronie producenta KLIK.

Oliwkowy płyn do higieny intymnej
Obecnie używam płynu do higieny intymnej z serii Intima i jestem bardzo zadowolona. Zawartość kwasu mlekowego w tej zielonej buteleczce również przemawia na jej korzyść. Co więcej będzie dostępna w dwóch wariantach, o pojemności 200ml i 500ml. Opis na stronie producenta: KLIK.

Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony ziaja.com. Ostatnio coraz częściej się przekonuję, że produkty tej firmy są dla mnie po prostu stworzone :) Zainteresowała Was któraś z tych pozycji? Teraz będzie można rozpocząć poszukiwania, bo jak znam życie, to w Rossmannach tego nie znajdziemy, coby za łatwo nie było ;)

sobota, 11 lutego 2012

Wszystko przez Was!

Wszystkie dobrze wiemy jak trudno czasem oprzeć się pokusie kupowania nowych rzeczy. Dlatego czytając Wasze recenzje często mam ochotę wstać i lecieć od razu do sklepu po nowości ;) Jak wiecie moje zakupy nie są nigdy ogromne, jednak ostatnio uzbierało mi się trochę skarbów, które w dużej mierze kupiłam właśnie przez Was :)

  • Rimmel Match Perfection kremowy podkład w żelu- czy jest ktoś, kto jeszcze o nim nie słyszał? Obecnie możecie dostać do w promocji w Naturze za 23zł. Liczę, że będę podzielać zachwyty na jego temat ;)
  • Carmex- jedna z dwóch idealnych pomadek zaraz obok Tisane. Kupiłam na promocji za 8zł i już namiętnie używam :)
  • Maść ochronna z witaminą A. Przyznam się, że kupiłam ją pod wpływem filmiku Maaaaaadzi. Najpierw odkopałam z dna szafy resztkę opakowania, która szybko się skończyła i od razu pobiegłam po nową do apteki. Jej cena to 4,5zł.
  • Essence Nail Art Special Topper 01 It's Purplicious- jak go zobaczyłam to wiedziałam, że będzie mój :D Szczególnie, że za każdym razem jak go pokazywałyście serce zaczynało mi mocniej bić. Tyle radości za 8zł.
  • krem do rąk BeBeauty- w zeszłym roku byłam z niego zadowolona, jednak teraz po wypróbowaniu Neutrogeny już nic nie jest takie samo ;( Cena to 3zł.
  • Bielenda Awokado dwufazowy płyn do demakijażu- dwufazowa Ziaja powoli mi się kończy i po sama nie wiem ilu buteleczkach już mi się przejadła. Po poście Florki nabrałam wielkiej ochoty dwufazę z Bielendy wersję Bawełna, jednak nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Ostatnio jednak zapałałam miłością do serii Awokado i jak tylko zobaczyłam ten płyn włożyłam go do koszyka. Cena to 10zł
  • Olej ze słodkich migdałów- gdy ostatnio pisałam o kapsułkach dermogal Viollet i Idalia poleciły mi olejek ze słodkich migdałów. Zamówiłam go w aptece i za buteleczkę o pojemności 100ml zapłaciłam 13zł. Ciekawa jestem efektów :)
  • Maseczka Ziaja z brązową glinką- za 1,5zł mogę sobie zafundować umilenie 4 wieczorów ;) To jedna z moich dwóch ulubionych maseczek, o tej drugiej napiszę osobnego posta za kilka dni.
  • Ziaja Intima kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym- to ważny kosmetyk, o którym nigdy nie zapominam. Wzięłam mniejsze opakowanie, żeby zobaczyć jak się sprawdzi. Podoba mi się ta kulista nakrętka :) Cena to 6zł za 200ml.
  • Żel pod oczy i na powieki Flos-Lek ze świetlikiem i chabrem bławatkiem. Kiedy pytałam się Was jaki krem pod oczy mi polecacie ten pojawiał się w większości odpowiedzi. Po kilku aplikacjach już wiem dlaczego ;) Cena to 7zł.
Oprócz tego niedawno mój luby sprawił mi genialne nauszniki. Nie wiem dlaczego, ale mam tak, że jak jakaś część ciała mi zmarznie to później mnie okropnie boli. Dlatego obecna pogoda jest dla mnie niezbyt korzystna. Jednak dzięki tym nausznikom pozbyłam się męczącego mnie od dłuższego czasu bólu głowy. Ogólnie je uwielbiam i jest to mój niekosmetyczny ulubieniec tej zimy :) Do kupienia w Go Sporcie za 40zł. Są tak mięciutkie i wygodne, że najchętniej nie zdejmowałabym ich z głowy :)

Panterka też niczego sobie :D

piątek, 10 lutego 2012

Nie idźcie tą drogą!

Kosmetyki z serii BeBeauty są rzucane do sprzedaży seriami. Zazwyczaj wtedy jest na nie szał, któremu ciężko się oprzeć. Peeling do ciała o zapachu mango kupiłam już długo po pojawianiu się jego pierwszych recenzji. Nie pamiętałam opinii na jego temat zbyt dokładnie, jednak wydawało mi się, że miały one raczej pozytywny wydźwięk. Za opakowanie o pojemności 200ml zapłaciłam w granicach 6zł. Aż chciałoby się powiedzieć, że to interes życia...


Opakowanie bardzo mi się podoba. Jest takie apetyczne :) Produkt wydobywamy do samego końca czyli to, co lubimy najbardziej ;) Niestety sprawia trochę problemów pod prysznicem, ponieważ aż się prosi, żeby wlała się do niego woda. Mimo wszystko jest ono dla mnie atrakcyjne i gdyby nie to, że na opakowaniu właśnie kończą się zalety tego produktu, to z chęcią sięgnęłabym po niego ponownie.


Zawartość już nie wygląda apetycznie. Kolor przejrzałego jabłka nie pobudza moich zmysłów :( Zapach jest tak niesamowicie sztuczny, że aż nie mogę oderwać od niego nosa. Nie wiem, czy znacie to uczucie, że coś pachnie tak dziwnie, że aż intrygująco. W każdym razie nie jest to zapach mango i zdecydowanie nie zaliczam go do moich ulubionych woni.


Gdy rzucimy okiem na konsystencję tego cuda z bliska widać, że jest to żel z zatopionymi brązowymi drobinkami (łupinki z orzecha włoskiego). Jest on bardzo rzadki i łatwo ześlizguje się z wilgotnej skóry. Co więcej w momencie kontaktu z nią żel rozpuszcza się i pozostają nam same brązowe drobinki-łupinki. Jakby tego było mało, drobinki te są na tyle delikatne, że cały zabieg bardziej przypomina zwykły masaż skóry niż konkretny peeling. Jestem zawiedziona. Nie powiem, że liczyłam na cuda, ale na jakiekolwiek sensowne ścieranie naskórka owszem.


Choć niektóreprodukty z BeBeauty bardzo lubię tak ten peeling uważam za niewypał. Nieprzyjemny zapach oraz słabe działanie sprawiają, że nie mogę go zużyć. Zalega mi w szafce i choć wiem, że Jeszcze 2-3 użycia i będzie po nim to nie mogę się przemóc. Zdecydowanie odradzam :(

czwartek, 9 lutego 2012

Paczka jak ta lala

Niedawno otrzymałam propozycję współpracy z Laboratorium Kosmetycznym Dr Ireny Eris. Dziś odebrałam paczkę z produktami tej firmy i jej zawartość przeszła moje oczekiwania. W mailowej korespondencji opisałam moją skórę i włosy i ku mojej wielkiej radości dostałam idealnie dopasowany do mnie zestaw pielęgnacyjny :) To się nazywa profesjonalne podejście do sprawy. Na zdjęciach (przepraszam za ich jakość, ale nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam je w egipskich ciemnościach z lampą) widzicie, że zostałam obdarowana niezwykle hojnie.

  •  mleczko do ciała do skóry suchej i szorstkiej z serii intensywna regeneracja
  • żel pod prysznic z oliwką z migdałów
  • bezalkoholowy tonik nawilżający
  • oliwkowy krem do rąk do skóry suchej i odwodnionej
  • krem do twarzy głęboko nawilżający na dzień Pharmaceris Vita-Sensilium
  • intensywnie nawilżający mineralny krem-mus do ciała
  • krem aksamitnie nawilżający do cery normalnej i mieszanej
  • krem odżywczo-łagodzący pod oczy i na powieki
  • krem peelingujący Pharmaceris Sebo-Almond Peel
  • odżywczy krem na noc Pharmaceris Emoliacti
  • peeling enzymatyczny Dermoprogram
  • hialuronowy płyn do higieny intymnej
  • delikatna śmietanka oczyszczająca Pharmaceris
  • szampon do wrażliwej skóry głowy Pharmaceris

Część rzeczy jeszcze nawet nie zdążyłam odpakować, na tę chwilę mogę powiedzieć, że zapach żelu pod prysznic z olejkiem migdałowym jest uzależniający :) Produktów jest tak dużo, że śmiało mogę powiedzieć, że jestem nimi otoczona. Jakby tego było mało to w paczce znalazłam również świetną koszulkę, którą też od razu włożyłam na siebie :)




Wzorek na niej sprawia, że faktycznie czuję się under 20 ;) Biorąc pod uwagę to, że od dobrych paru lat obchodzę już regularnie 18 urodziny to myślę, że można potraktować bluzkę z takim napisem jako kolejny zabieg odmładzający :D Jakby ktoś miał wątpliwości ;)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Marchewkowe pole

Dziś rano nakładając krem na twarz zdałam sobie sprawę, że właściwie nie przedstawiłam Wam kosmetyku, który od dobrych kilku miesięcy gości w mojej łazience. Co więcej zajmuje w niej ważne miejsce i całkowicie skradł moje serce. Mowa o marchewkowym kremie nawilżającym do twarzy z The Body Shop. Jego opakowanie przywiozłam jako jedną z pamiątek z wyjazdu do Pragi. Zapłaciłam za nie 120 koron, a że od zawsze mam problem z przeliczaniem ile koron to ile złotych, to brałam w ciemno ;) Okazało się jednak, że cena jest bardzo zbliżona do tej, którą zapłacimy w Polsce, czyli 19zł. Dodam, że w opakowaniu znajdziemy 50ml kremu.


Krem ten poznałam kiedyś, gdy nocowałam u przyjaciółki Anuli i z ciekawości "maźnełam palcem" (to określenie już na stałe zagości w blogowym świecie :D). Pierwsze co rzuca się w nos, to fakt, że krem ten wcale nie pachnie marchewką, a różami! Nie jest to oczywiście wada, ale jego kolor i słowo "marchewkowy" w opisie sugeruje, że poczujemy coś na kształt soków karotka ;) W każdym razie zapach i tak bardzo mi się podoba. Jest mocno wyczuwalny w opakowaniu, jednak na twarzy szybko się ulatnia. 
Opakowanie jest standardowe, bardziej higieniczna byłaby tubka, jednak nie ma na co narzekać. W przypadku słoiczka możemy wydobyć produkt do ostatniej kropelki bez rozcinania :) Przyznam, że podobają mi się wszystkie opakowania, które możemy dostać w TBS :)


Jak widać na powyższym obrazku krem jest dość gęsty i ma zbita konsystencję. Na szczęście nie powoduje to żadnych problemów z jego użytkowaniem, wręcz przeciwnie. Niewielka ilość jest potrzebna, żeby go dokładnie rozsmarować na twarzy. Po wpływem ciepła dłoni staje się podatny na wcieranie. Sprawia to, że jest bardzo wydajny i po używaniu go przez prawie 4 miesiące zużyłam 2/3 słoiczka.
Krem wchłania się do matu, jednak zanim się wchłonie chwilę to trwa. Nie chodzi jednak o to, że mamy świecącą się twarz, ponieważ od razu jest ona matowa, jednak krem potrzebuje kilku minut, aby wsiąknąć w naszą skórę. Dlatego jeśli mamy zamiar się malować, to musimy jednak moment się wstrzymać po nałożeniu go na twarz, dla mnie to nie problem, ponieważ zawsze po porannej toalecie z pół godziny mi zleci na różne miej lub bardziej ważne czynności zanim zasiądę do nakładania makijażu.


Samo działanie kremu w moim odczuciu jest świetne. Teraz używam go głównie na dzień i widzę, że stan mojej skóry znacząco się poprawił. Jest to też kwestia tego, że sięgnęłam po inne specyfiki jak kapsułki Dermogal. Poziom nawilżenia, który ten krem oferuje jest dla mnie idealny. Skóra się po nim nie świeci, jest miękka w dotyku, podkłady na nim nie spływają. Mam wrażenie, że lekko też wyrównuje koloryt mojej twarzy. Nakładając go rano mam pewność, że aż do wieczornego demakijażu nie muszę się martwić o moją skórę. Wydaje mi się jednak, że dla posiadaczek skór suchych i wrażliwych będzie on za słaby. Ja z moją cerą normalną jestem zadowolona.
W zasadzie krem ten robi dokładnie to, co krem ma robić. Nie mogę powiedzieć, że sprawia cuda, ale przekonał mnie do siebie na tyle, że z pewnością kupię kolejne jego opakowanie :)

Skład: Water, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Methyl Glucose Sesquistearate, PEG-20 Methyl Glucose Sesquistearate, Dimethicone, Stearic Acid, Lanolin Alcohol, Beeswax, Sesamum Indicum Seed Oil, Benzyl Alcohol, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Helianthus Annuus Seed Oil, Xanthan Gum, Fragrance, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Geraniol, Citronellol, Linalool, Beta-Carotene, Daucus Carota Sativa Root Extract, Daucus Carota Sativa Seed Oil, Eugenol, Alpha-Isomethyl Ionone, Orange 4, Red 4.

sobota, 4 lutego 2012

Grubymi nićmi szyte

Kilka dni temu natknęłam się na YT na filmik dotyczący nitkownia brwi. O metodzie tej słyszałam już wielokrotnie, jednak nie mogłam pojąć, o co tam tak właściwie chodzi i jak te nitki mają pomóc w regulacji brwi. Autorką filmiku jest bardzo lubiana przeze mnie Maxineczka. Możecie go zobaczyć klikając tutaj. Temat mnie zainteresował i mimo późnych godzin nocnych zaczęłam poszukiwać bawełnianej nitki, aby pobawić się samemu. 

www.urodaizdrowie.pl
Samo nitkowanie jest wręcz banalne. Poczytałam na jego temat więcej i wiem, że w krajach arabskich, Indiach czy Chinach jest znany od wieków. Do nas trafił z małym opóźnieniem ;) Polega on na przesuwaniu skręconej nitki po obszarze, na którym występują niechciane włoski, w przeciwnym kierunku do tego, w którym rosną. Dzięki temu wyrywa się je wraz z cebulkami. Nie da się tego opisać, trzeba zobaczyć ;) Pewnie nie jedna z Was się zastanawia "ale po co kombinować, skoro jest pęseta?". Przy nitkowaniu za jednym zamachem wychodzi więcej włosków, a ból jest taki sam. Poza tym, przy odrobinie wprawy oczyszczamy cały teren w dwóch, trzech ruchach. Zabieg u kosmetyczki z tego co się orientowałam jest stosunkowo tani, jednak można zrobić to samemu, ponieważ nie potrzeba do tego żadnego specjalistycznego sprzętu poza bawełnianą nitką i tonikiem, aby przemyć miejsca po depilacji. Mam nadzieję, że chociaż odrobinę zainteresowałam Was tym tematem :)

czwartek, 2 lutego 2012

Head&Shoulders dla Was! (zamknięte)

Co tu dużo pisać. Mam dla Was zestaw szampon 2 w 1 z odżywką i odżywkę firmy Head&Shoulders do włosów suchych i zniszczonych. Paczka, którą otrzymałam zawierała sporo produktów, a że lubię się dzielić to ten duet powędruje do którejś z Was :) Zainteresowanych odsyłam do ich recenzji, która pojawiła się u mnie na blogu w zeszłym tygodniu KLIK.


Zasady rozdania są bajecznie proste:
  • musisz być obserwatorem mojego bloga -1 los
  • możesz napisać dowcip (tak, tak pośmiejmy się razem ;))- 1 los
Jak łatwo policzyć możecie zdobyć dwa losy :) Zgłaszajcie się proszę w komentarzach, wpisując nick, pod jakim mnie obserwujecie, opcjonalnie żarcik (:D). Na zgłoszenia czekam 2 tygodnie, czyli do 16.02.2012. do północy. Wyniki podam w następnego dnia.