Osoby, które obserwują mnie na instagramie zostały ostatnio zaatakowane przeze mnie spamem prosto z Pragi. Weekendowy wyjazd był tak udany i tak bardzo poprawił mi humor, że postanowiłam się podzielić z Wami moimi wrażeniami z ostatnich dni.
Między Wrocławiem a Pragą istnieje kilka połączeń, ale zdecydowanie najwygodniejszym jest to za pomocą Polskiego Busa czyli najmodniejszego środku lokomocji wśród blogerek ;) Podróż trwa prawie 5h, więc nie jest to chwila moment, ale też nie ma tragedii. Od dawna chodzi mi po głowie pomysł jednodniowego wypadu pt.: o 8 rano wyjeżdżamy, w Pradze jesteśmy o 13, autobus powrotny o 23, we Wrocławiu jesteśmy ponownie o 4 rano. Z jego realizacją poczekam jednak do wakacji i bardziej pewnej pogody ;)
Praga przywitała nas pięknym słońcem i bezchmurnym niebem. Ze względu na krótki pobyt zarezerwowałam hotel w samym centrum, żeby nie tracić czasu na dojazdy przez pół miasta. Choć metro działa w Pradze bez zarzutu to i tak uważam, że nie ma to jak spacer :) Niestety chyba pół Pragi wpadło na ten sam pomysł, bo tłumy na głównych ulicach były niemiłosierne. Momentami ciężko było przejść. Wolę nie wiedzieć, co będzie się tam działo na weekend majowy...
Jednak na szczęście, jak to bywa chyba w większości miast, wystarczy zejść z trasy wyznaczonej w przewodniku i przejść się bocznymi uliczkami, żeby zaznać trochę spokoju. Dodatkowo można wyhaczyć takie kwiatki:
Pozostając w temacie substancji psychoaktywnych to nie można przejść obojętnie obok Absyntherii. Pamiętam, że pierwszy raz o absyncie słyszałam oglądając jakoś w czasach początków liceum film Eurotrip. Choć teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo jest żenujący, to i tak wciąż bawią mnie niektóre jego sceny ;)
Będąc w Czechach nigdy nie mogę sobie odmówić, żeby przynajmniej raz nie zamówić smażonego sera. Choć na dobrą sprawę wcale nie jest on jakimś przysmakiem, przegryzany frytkami stanowi samo zło, to tradycji musi stać się zadość. Poniżej wybitnie niemodne zdjęcie przedstawiające jeszcze mniej modne jedzenie :D
Gdybym miała wskazać rzecz, która w Pradze mnie wkurza to (oprócz przepełnionych koszy na śmieci) są to wybitnie krótkie cykle dla pieszych na światłach. 5 sekund dla mnie kontra 90 dla samochodów?
Jeżeli chodzi o pamiątki, które sobie przywiozłam to jedną już pokazałam :) Bez magnesu nie wracam do domu z żadnej wycieczki! Oprócz tego kupuję zazwyczaj pocztówki, ale tutaj nie jestem już tak samolubna i dzielę się z innymi. Najlepiej gdzieś przy kawie ;)
Z serii WTF muszę również zrobić zdjęcie studzience kanalizacyjnej z herbem miasta. Zawsze myślałam, że idiotycznie wyglądam robiąc jej zdjęcie, ale będąc na zamku przekonałam się, że jest więcej takich jak ja :D
Inną ważną pamiątką jest zawartość reklamówki z drogerii DM, adresata milionów westchnień i pytań: czemuż to nie ma Cię w Polsce, najlepiej u mnie w bloku na parterze?
W niedzielę, czyli dzień powrotu, pogoda zmusiła mnie do porzucenia pomysłu na pożegnalny spacer na rzecz spędzenia kilku godzin w kawiarni. Żeby zbytnio się nie nudzić kupiłam sobie w kiosku gazetę z fajnym dodatkiem, a mianowicie kremem Yves Rocher. Zawsze kątem oka widzę gdzieś zdjęcia magazynów z dodatkami z UK, ale co tam! Czechy też potrafią!
Niby tylko weekend, a ile radości :)
:)