czwartek, 31 października 2013

Październikowe zużycia

Kolejny miesiąc obfitował u mnie w zużyte kosmetyki. Zaczynam widzieć światełko w tunelu jeżeli idzie o moje zapasy ;)

  • kremo-żel Lirene Youngy 20+- nie spodziewałam się po nim zbyt wiele, a okazał się być bardzo fajnym kremem! Na dniach pojawi się jego recenzja :)
  • fluid matująco-wygładzający Lirene City Matt- jak zużyję te podkłady, które obecnie goszczą w mojej toaletce (czyli całe dwie sztuki) to z pewnością wrócę do niego :)
  • waniliowo-mandarynkowa pomadka do ust Alverde- będę za nią tęsknić :( pięknie pachniała i rewelacyjnie nawilżała usta
  • lakier do paznokci Miss Selene 191- piękny lakier, którego nie zdążyłam pokazać na blogu, teraz nadrabiam:
  • żelowy eyeliner Essence 02 London Baby- mój ukochany :( Używałam go dużo dłużej niż powinnam, dzięki temu prawie wyzerowałam słoiczek :D Niestety zaschnął już do tego stopnia, że nic się z nim nie da zrobić
  • Avene TriAcneal- produkt, który do tej pory wzbudza największe zainteresowanie na moim blogu. Mam nadzieję, że już nie będę musiała do niego wracać
  • krem do rąk Isana kakaowy- bardzo przyjemny krem do rąk. Pachniał identycznie jak masło z tej serii, polubiłam się z nim. Niestety już nie jest dostępny.
  • aktywny balsam antycellulitowy Lirene- przyznam szczerze, że nie widzę najmniejszej różnicy między tym balsamem a jego starszą wersją, którą podlinkowałam ...
  • skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych Pharmaceris- szampon, z którym bardzo się polubiłam. Z chęcią do niego wrócę. 
  • dezodorant Nivea Fresh Natural- byłam zmuszona go kupić, kiedy któregoś pięknego dnia zaspałam do pracy i  biegu zapomniałam użyć antyperspirantu. Tylko takie coś mieli w pobliskiej Żabce i mogę powiedzieć, że wywaliłam 10zł w błoto. Nie daje on żadnej ochrony..
  • antycellulitowy peeling myjący Lirene- podobnie jak w przypadku balsamu do ciała z tej serii: nie widzę różnicy między tą a starszą wersją
  • 3 Minute Miracle Reconstructor Deep Conditioner Aussie- najlepszy produkt tej firmy jaki używałam. Jestem zakochana w jego zapachu :)
  • żel kojący zaczerwienienia do mycia twarzy i oczu Pharmaceris- nie polubiłam się z tym produktem. O tym z jakiego powodu napiszę niedługo ;)

poniedziałek, 28 października 2013

Kiko nail laquer 236

W zeszłym tygodniu odwiedziła mnie koleżanka, która mieszka w Rzymie. Przywiozła ze sobą paczuszkę kosmetyków Kiko. Jak wiemy są one niedostępne w Polsce nad czym ubolewam. Miałam już okazję poznać ich eyeliner oraz róż do policzków, tym razem przyjechały do mnie lakiery do paznokci, cienie oraz tusz do rzęs. Pierwszy na tapetę poszedł piękny, czerwony lakier do paznokci w odcieniu nr 236.


Kolor jak widać: klasyczna czerwień. Najlepsze jest to, że na moich paznokciach widzicie tylko jedną warstwę! Jestem nim zachwycona i z pewnością przy najbliższej okazji postaram się sprawić sobie inne lakiery tej marki. Przekonuje mnie do nich również ich trwałość, są nie do zdarcia. Po pięciu dniach zaczął mnie irytować odrost i tylko z tego powodu go zmyłam ;)


Oto reszta smakołyków, które przyszły do mnie prosto z Rzymu :) Tylko czekoladek już nie ma ;)

sobota, 26 października 2013

Maybelline The Colossal Volum' Express Mascara Smoky Eyes

Pora na prezentację tuszu do rzęs, który bardzo polubiłam w ostatnim czasie. Tusz Maybelline The Colossal Volum' Express Mascara Smoky Eyes kupiłam podczas jednej z wielu promocji w Hebe i kosztował mnie jedynie jakieś 15-16zł. Wybrałam oczywiście wariant czarny. 


Wahałam się, czy nie wziąć wersji Cat Eyes, która kiedyś przypadła mi do gustu, ale chęć testowania nowości wzięła górę ;) Odrobinę żałuję, bo efekt nie jest aż tak udany jak przy kocim oku.


Szczoteczka należy do gatunku tych najbardziej standardowych. Prosta, nabiera tyle tuszu ile potrzeba, nie jest za duża ani za mała. Szczerze przyznam, że wolę szczoteczki silikonowe, no ale cóż ;)


Oko gołe i wesołe ;)


Tusz z pewnością mocno wydłuża rzęsy, ale brakuje mi tu jakiegoś większego pogrubienia. Trochę takie smętne patyki mi się tworzą :( Być może u osób hojniej obdarzonych przez naturę rzęsami efekt byłby lepszy. U mnie tragedii nie ma, ale do tuszu z pewnością nie wrócę.

P.S.
Wiecie może co się stało z tuszem Essence Get Big Lashes w szarym opakowaniu? 

wtorek, 22 października 2013

Mycie twarzy z Lirene Youngy 20+

Jakiś czas temu dostałam od Laboratorium Kosmetycznego Dr Ireny Eris wielką paczkę, w której znajdowała się masa kosmetyków. Była tam cała seria Young 20+ Lirene, odpowiedź na powszechnie znaną serię Under 20. Oprócz kremu do twarzy, kremu bb, wcześniej recenzowanego płynu micelarnego miałam okazję używać żelu myjąco-peelingującego oraz pianki myjącej. I właśnie dziś chciałabym się skupić na dwóch ostatnich produktach z tej gromadki.


Zacznę od produktu, który przypadł mi do gustu o wiele bardziej, jest nim żel myjąco-peelingujący hiszpańskie flamenco. Choć w nazwie ma peelingujący to spokojnie można go używać na co dzień. Drobinki w nim zawarte są na tyle rzadko rozmieszczone, że z pewnością nikomu krzywdy nie zrobią, są praktycznie ledwo wyczuwalne. Żel pachnie niczym antycellulitowa seria Lirene, cytrusami. Nie mogłam się przez to przy każdym myciu twarzy pozbyć wrażenia, że nakładam właśnie coś ujędrniającego :D


Sam produkt okazał się być dobrze oczyszczającym żelem, świetnie pasującym do codziennej pielęgnacji. Nie mogę powiedzieć, żebym nie odczuwała po jego użyciu żadnego ściągnięcia, ale nie było ono tak mocne jak chociażby przy żelu do naczynkowej cery od Pharmaceris. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby żel oczyszczał moją twarz z resztek makijażu oraz tego co zebrało mi się na twarzy przez cały dzień gdy nie sięgam po kolorówkę. W tej dziedzinie sprawdził się na medal, choć zgodzimy się chyba, że w przypadku żelu do mycia twarzy nie jest to wyczyn szczególny ;)

I być może to właśnie kwestia konsystencji sprawiła, że pianka myjąca samba brazylijska po kilku użyciach poszła w kąt. Jestem świadoma, że po produktach do mycia twarzy nie mogę się spodziewać cudów, ba, nie wymagam od nich zmywania makijażu. Mają po prostu umyć wstępnie oczyszczoną micelem buzię. Ten produkt nie dał z tym rady. Piana wychodząca z opakowania przypominającego piankę do włosów jedynie maziała się po twarzy zostawiając ją taką jaka była. Nie muszę dodawać, że w tym momencie używanie takiego produktu mija się dla mnie z celem. Wiadomym jest, że źle oczyszczona twarz = wysyp wyprysków, więc podziękuję za przygodę z tym produktem.


Szkoda, bo pianki same w sobie bardzo lubię :(

niedziela, 20 października 2013

Podkład nawilżający Bourjois Healthy Mix

Jakiś czas temu nie wyobrażałam sobie wyjścia z domu bez podkładu. Nawet w największe upały musiałam mieć coś na twarzy. Dopiero pod wpływem blogów zaczęłam nabierać przekonania, że mocna tapeta niekoniecznie mi służy. O ile w przypadku odstawienia czarnej kredki do oczu, ciemnych pomadek czy intensywnych róży nie miałam problemu to gorzej było z podkładem. Chciałam czegoś, co będzie lekkie, choć trochę kryjące oraz przede wszystkim nieobciążające. Długo szukać nie musiałam, podkład nawilżający Bourjois Healthy Mix nawinął się sam ;) Kupiłam go już w nowej wersji podczas fajnej promocji w Hebe, 40zł za 30ml. Jego regularna cena jest około 20zł wyższa. 


Opakowanie jest z pompką. Szkoda, że zrezygnowano z udogodnienia obecnego w poprzedniej wersji jakim było zasysanie podkładu do góry wraz z jego ubytkiem (pewnie ma to jakieś fachowe określenie, które nie jest mi znane ;)). Teraz, gdy została mi mniej niż połowa buteleczki to muszę mieć ją postawioną na baczność, żeby podkład nabierał się bez problemów. Sam design opakowania mi się podoba, ale ogólnie estetyka produktów Bourjois trafia w moje gusta. 


Odcień, który wybrałam dla siebie to 51 vanilla light. Oczywiście moje zdjęcie zupełnie nie oddaje tego koloru, chodziło mi bardziej o oddanie jego konsystencji, która jest płynna (może nie jak w przypadku słynnego Revlonu, ale jednak ;)). Dzięki temu można nim spokojnie pracować i nie spieszyć, się, że zaraz nam zaschnie (jak to było z lubianym przeze mnie Rimmelem Match Perfection) i zostawi smugi.



Na zdjęciu obok widzicie moje pysio w wydaniu bez makijażu. W takiej wersji zdarza mi się wybrać do sklepu (bez szans na zakup % jeśli nie mam ze sobą dowodu hehe) czy spacer, choć wiadomo, pewniej czuję się z odrobiną krycia na twarzy. Podkład Bourjois miał być właśnie takim produktem, który trochę ukryje moje niedoskonałości jednocześnie nie dając poczucia, że mam coś na twarzy. I w sumie udało się, choć nie obyło się bez pewnych niedociągnięć z jego strony. 




Obok moje pysio z podkładem. Jak widać bardzo ładnie wyrównuje koloryt, krycie może nie jest spektakularne, ale od czego mam korektor? No właśnie. Lubię w nim to uczucie nawilżenia, brak jakichkolwiek podrażnień i zapychania. Gdyby nie jeden minus, nie wahałabym się, żeby nazwać go swoim ideałem i zużywać buteleczkę za buteleczką. 


Pełny mejkap w moim wykonaniu po prawej ;) Wracając do tematu: podkład potrafi się czasem zwarzyć. Na twarzy wygląda wtedy jak całe mnóstwo drobnych podkładowych plamek, które wyglądają okropnie. Zauważyłam, że im dłużej pracuję nam nim pędzlem tym mniejsze są szanse na pojawienie się tego paskudnego efektu. Próbowałam go na różnych kremach i nie ma reguły, że z tym sobie radzi, z tamtym nie, podobnie ma się sprawa z temperaturą. Wielka szkoda, bo choć lubię efekt jaki daje tuż po pomalowaniu się to ta doza niepewności: będę mieć dziś ciasto na twarzy czy nie? mocno mnie irytuje. 

wtorek, 15 października 2013

Płyny micelarne: Tołpa, Lirene, BeBeauty, Bioderma

Od dłuższego czasu w mojej łazience przewinęło się kilka płynów micelarnych. Prezentują one różny poziom, że postanowiłam zebrać je razem i przedstawić w formie rankingu: od najgorszego do najlepszego. Na wstępie zaznaczę, że nie maluję się mocno, nie używam kosmetyków wodoodpornych, a co za tym idzie używam miceli do pełnego demakijażu. Nie potrafiłabym jednak pozostawić twarzy potraktowanej tylko płynem micelarnym i heja, dlatego zawsze używam po nim jakiegoś żelu do mycia twarzy. Kto spisał się najlepiej, a kto najgorzej? Zapraszam do lektury!


Płyn micelarny Young 20+ Lirene- jak dla mnie najsłabsze ogniwo całego zestawu. Nie sposób odmówić uroku tańczącym drobinkom, ale już nieco gorzej jest z ich praktycznym zastosowaniem.


Nabranie ich na wacik nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Postanowiłam więc odpuścić sobie wcieranie w twarz zawartej w nich witaminy E i skupić na oczyszczeniu buzi. Powiem tak, bez wstępnego oczyszczenia płynem dwufazowym roztańczony micel potrzebował sporo czasu, żeby uporać się z tym, co miałam na twarzy. Jak powszechnie wiadomo: źle oczyszczona buzia = apokalipsa na twarzy, więc odpuściłam sobie. Przekwalifikowałam go na tonik i tutaj już sprawdzał się wyśmienicie. Niestety, dla mnie to za mało. Wiem, że od micela mogę wymagać więcej, utwierdziły mnie w tym kolejne produkty. 

Przede wszystkim zachwalana na lewo i prawo Bioderma Sensibio. Skusiłam się na małą buteleczkę o pojemności 100ml, żeby na własnej skórze przekonać się, co takiego ma w sobie chyba najbardziej zachwalany produkt na YT. 


Być może z powodu jej ogromnej sławy spodziewałam się efektu WOW, a tutaj otrzymałam produkt, który po prostu dobrze sobie radzi z oczyszczaniem twarzy i demakijażem. Czego mi tutaj zabrakło? Może tego, że jednym wacikiem zmyję wszystko, a potrzebowałam ich przynajmniej trzech. Wielki plus za brak podrażnień, szczypania w oczy. Myślę, że będę do niego wracać w przypadku wyjazdów, bo mała buteleczka sprawdza się idealnie.

Brązowy medal dostaje u mnie najpopularniejszy płyn micelarny ostatnich miesięcy czyli micel BeBeauty. 


Panika związana z jego wycofaniem zakrawała o jakąś farsę, niemniej jednak cieszę się, że znów gości na sklepowych półkach. Jakby ktoś mi dał dwa waciki, na jednym ten, a na drugim Bioderma, to nie zauważyłabym różnicy. Wiem, bo robiłam już taki eksperyment w domowym zaciszu ;) Dlaczego więc podchodzę do płynu BeBeauty z takim entuzjazmem? Otóż gigantyczną różnicę robi tu jego cena. W momencie gdy za 10 butelek jednego mam tylko jedną drugiego to daje mi to do myślenia. Gdybym faktycznie była wskazać coś, czym różnią się te dwa produkty to zastanowiłabym się, jednak jak to mówią w reklamie: gdy nie widać różnicy to po co przepłacać? ;)

Zdecydowanym królem mojej micelowej gromadki jest jednak nawilżający płyn Tołpy (notabene często porównywany z micelem BeBeauty, jednak mają inne, choć podobne składy). 


Nie dość, że wszystko zmywa rewelacyjnie to jeszcze daje taki poślizg, dzięki któremu nie czuję się jakbym cokolwiek zmywała, raczej przemywała. Taka skuteczność przekłada się na jego wydajność, w tym momencie nie straszna jego cena. około 40zł za 400ml. Za każdym razem, gdy po niego sięgam jestem pod wielkim wrażeniem, że można tak od razu wszystko zmyć :D Szóstka z plusem w koronie gwarantowana :D





P.S.
Wiem, że z wszystkimi nowościami zawsze budzę się ostatnia, ale wczoraj podczas zakupów w rossmannie zdziwiłam się widząc płyn do higieny intymnej Facelle w musie. Nie tylko ja uprawiam kult produktów z pompką, więc dziele się (mam nadzieję ;P) newsem ;) Buteleczka jest obecnie w promocji i kosztuje 5zł.

środa, 9 października 2013

Wrześniowe zużycia

Trochę późno, ale przez wakacje mam ze wszystkim małe opóźnienie ;) Bez zbędnych wstępów zapraszam na przegląd produktów zużytych przeze mnie we wrześniu:

  • woda toaletowa Avon Celebre- mam sentyment do tego zapachu, miło było do niego wrócić po latach :)
  • antybakteryjny żel myjący o zapachu zielonej trawy The Body Shop- jak on niemiłosiernie śmierdział! Fuj fuj fuj!
  • lakier do paznokci Bel French Manicure- jeden ze starszych w moim zbiorze, bardzo go lubiłam :)
  • przeciwzmarszczkowy krem wzmacniający Tołpa- rozpisałam się na jego temat wczoraj, odsyłam do recenzji :)
  • krem pod oczy Pharmaceris Emoliacti- przez światłowstręt, który u mnie powodował nie wrócę do niego.
  • grecka pianka do mycia ciała Organique- dostałam ją na wrocławskim spotkaniu bloggerek i szczerze powiem, że nie wzbudziła we mnie większych emocji. Ot taki produkt do mycia o oryginalnym zapachu.
  • Lirene krem do rąk z allantoiną- planuję oddzielny wpis na temat kremów do rąk Lirene, proszę o chwilę cierpliwości ;)
  • biała glinka Stara Mydlarnia- zupełnie mi nie podeszła. Choć była lepiej zmielona niż jej zielony brat to nie dawała niestety żadnych efektów na buzi. Z pewnością do niej nie wrócę, bo i nie ma po co ;)
  • płyn micelarny Young 20+ Lirene- podobnie jak w przypadku kremów do rąk planuję napisać dłuższego posta na temat płynów micelarnych. Ten przypadł mi do gustu najmniej :(
  • antyperspirant Rexona Girl Tropical- wszystko byłoby fajnie gdyby nie zasłona dymna, którą rozprzestrzenia wokół siebie ten produkt...
  • odżywka do włosów Garnier Ultra Doux rozmaryn i liść oliwny- bardzo fajna odżywka w przystępnej cenie. Bardzo lubiłam jej zapach :)
  • mleczko do ciała Isana z olejkiem arganowym- fantastyczne mleczko do którego planuję wrócić jak tylko wykończę zapasy (o ile dalej będzie w sprzedaży;))

wtorek, 8 października 2013

Tołpa Dermo Face Rosacal Przeciwzmarszczkowy Krem Wzmacniający

Pora na coś pozytywniejszego po wczorajszym użalaniu się na krem pod oczy. Bohatera dzisiejszego wpisu, przeciwzmarszczkowy krem wzmacniający na dzień z SPF 15 z serii dermo face rosacal z Tołpy dostałam w czerwcu na wrocławskim spotkaniu blogerek. Jego regularna cena to około 40zł za 40ml produktu zamkniętego w przyjemnej dla oka aluminiowej tubce. Na kilku blogach czytałam, że dziewczyny nie były zadowolone z takiego opakowanie, bo trudno było wydobyć resztę. Widać, kto tu nie jadł mleka w tubce za młodu ;) Wyciskając wszystko od góry opakowania i powoli podwijając koniec mamy szansę wydobyć wszystko do ostatniej kropli ;)

To moje pierwsze spotkanie z produktem Tołpy. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze pomijałam tę firmę podczas zakupów. Jak się okazało podczas oględzin pudełka, siedziba Tołpy mieści się prawie po sąsiedzku, bo w Kątach Wrocławskich :) Wiem, że nie ma to wpływu na działanie produktu, ale cieszą mnie takie rzeczy ;) 

Sam krem spisał się jednak bardzo dobrze, co przy mojej skłonnej do zapychania cery jest nie lada wyczynem. Używałam go głównie w czasie upałów, kiedy praktycznie każdy krem się u mnie ważył i powodował, że skóra się dusiła. Produkt Tołpy pomimo swojej treściwej konsystencji wchłaniał się ekspresowo, zostawiając skórę nawilżoną na długie godziny. Świetnie trzymały się na nim podkłady, nawet mój najbardziej kłopotliwy przypadek jakim jest HM od Bourjois dawał na nim rady. 


Jego delikatny zapach przypadł mi do gustu. Choć nie zauważyłam żadnego wpływu na moje naczynka, to mogę przyznać, że czerwone krostki goiły się nieco szybciej.  Bardzo miło wspominam ten krem i cieszę się, że poznałam Tołpę nieco bliżej. Teraz z pewnością będę zwracać na nią uwagę w sklepie, a ten krem trafi do mojego koszyka przy najbliższych zakupach :)

poniedziałek, 7 października 2013

Krem pod oczy Pharmaceris Emoliacti Neoscope SPF 15

Najwyższa pora na recenzję jednego z bardziej zagadkowych kremów pod oczy jakie miałam. Wcześniej stosowałam zazwyczaj te tańsze produkty Ziai, Flos-Leku czy Lirene, ale przyszła pora na coś bardziej treściwego. Krem pod oczy Pharmaceris Emoilacti Neoscope z SPF 15 kupiłam, gdy byłam w trakcie kuracji TriAcnealem i potrzebowałam solidnego nawilżenia w tych okolicach. W drogerii Hebe zapłaciłam za niego 45zł, jego pojemność to 15ml


Początkowo wydawało mi się, że znalazłam ideał. Jego treściwa konsystencja sprawiała, że nadawał się zarówno na dzień jak i na noc. Pozostawiał skórę miękką, nawilżoną i napiętą. Choć był gęsty to wchłania się na tyle szybko, że nie było problemu z późniejszym makijażem. Niestety im dłużej go stosowałam tym częściej pojawiał się u mnie problem, którego nigdy wcześniej nie miałam, a mianowicie światłowstręt. 


Jestem świadoma jak dziwnie to brzmi, możecie mi wierzyć jednak, że to istna udręka. Bardzo szybko doszłam do tego, kto tu jest winny. Po odstawieniu kremu przy porannej pielęgnacji problem jak ręką odjął. Jest to dziwne tym bardziej, że z założenia krem mamy stosować na dzień, a nie na noc... Nie muszę chyba dodawać, że w takiej sytuacji jego właściwości pielęgnacyjne guzik mnie obchodzą. Znalazłam w internecie kilka podobnych opinii do mojej i z całego serca radzę Wam na niego uważać. Ten produkt pozostawił u mnie wielki niesmak, z pewnością nie sięgnę już po żaden krem pod oczy tej  marki. 

Skład: Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Dimethicone, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Isopropyl Isostearate, Cetyl Alcohol, Hydrogenated Olive Oil Decyl Esters, Potassium Cetyl Phosphate, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol, Polyacrylamide, Propylene Glycol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Tocopheryl Acetate, Tromethamine, Octocrylene, Ascorbyl Tetraisopalmitate, C13-14 Isoparaffin, Sorbitol, Laureth-7, BHA, Algae Extract, Silybum Marianum (Lady`s Thistle) Extract, Phenoxyethanol, Methylparaben, Chlorphenesin, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Potassium Sorbate.

sobota, 5 października 2013

I po urlopie

Tegoroczne wakacje zaczęły się u mnie wtedy, kiedy większość była już dawno po urlopach. Wczoraj późnym wieczorem wróciłam do domu po dwóch tygodniach zasłużonego odpoczynku. Zjeździliśmy całą zachodnią część Słowacji oraz Wiedeń, dawno nie byłam w tylu pięknych miejscach w tak krótkim odstępie czasu. Nie będę zasypywać Was zdjęciami z podróży, wystarczy sobie wpisać w google grafika hasła takie jak Wiedeń, Bratysława, Pieszczany czy Trenczyn, żeby zobaczyć jak niezwykłe to miejsca. Skupię się bardziej na tych aspektach mojego wyjazdu, które są bezpośrednio związane z kosmetykami ;)

Nie chce się wymądrzać na temat tego jak się spakować na wyjazd, żeby było idealnie. Wszystko zależy od tego na jak długą podróż się wybieramy (miniaturki dostępne w rossmannie spokojnie starczą na 5 dniowy wyjazd, 50ml żelu pod prysznic na dwa tygodnie może stanowić problem), gdzie jedziemy (jest różnica czy to tropiki czy zimna północ) czy jaką formę spędzania czasu wybieramy (smażing plażning czy cały dzień w ruchu).

Wersje mini faktycznie są świetne i jako pierwsze przychodzą na myśl w przypadku podróży. Sama posiłkowałam się kilkoma takimi produktami:


  • maska Pilomax do włosów farbowanych jasnych 75ml- a dokładnie połowa tej objętości, resztę zużyłam wcześniej. Fajny produkt, lecz trzeba stosować go co kilka dni, żeby nie obciążył włosów. 
  • puder bambusowy BU 20ml- przesypany do małego pojemniczka dostępnego w rossmannie. Przez 2 tygodnie i tak zużyłam może 1/15 tej pojemności, ale mniejszych słoiczków nie widziałam ;)
  • cytrynowe masło do ciała The Body Shop 50ml- masło samo w sobie jest przeciętne, śmierdzi domestosem, jedyną jego zaletą jest idealna w podróży pojemność. 
  • Style Pen Nail Polish Remover 32 płatki- moje odkrycie. Zajmują malutko miejsca, w ogóle nie śmierdzą acetonem, świetnie zmywają lakier i nic nam nie grozi rozlaniem w walizce.
  • miniaturka wody toaletowej L'Occitane Piwonia 15ml- ich trwałość pozostawia niestety wiele do życzenia...
  • płyn micelarny Bioderma Sensibio 100ml- starczył idealnie na cały wyjazd :)
  • tołpa peeling maska hydroenzymatyczna 2x6ml- rewelacyjna maseczka, w sam raz na wyjazd. Przynosi ukojenie po długim dniu.
  • odżywka Alterra Granat i Aloes 50ml- w połączeniu z maską to pojemność, która starczyła mi na 2 tygodnie. 

Oprócz wspomnianych już miniaturek mam swój sposób, który zawsze stosuje przed wyjazdami i dzięki któremu mogę wziąć teoretycznie więcej kosmetyków bez wyrzutów sumienia. Gdy widzę, że jakiś produkt mi się kończy, to nie zerują go tylko odkładam z myślą na podróż. Wtedy wiem, że w drodze powrotnej będę mieć więcej miejsca. Także, nie ma że urlop, denko trwa :D Oto produkty, które już nie wróciły ze mną z hotelu:


  • żel pod prysznic Lirene Stop Cellulit- fajnie pachniał grejpfrutem i hmmmm to tyle z jego zalet ;)
  • masło do ciała The Body Shop cytryna- śmierdziuszek
  • maska do włosów Pilomax
  • krem do rąk Lirene z masłem shea- będzie osobny wpis
  • płyn micelarny Bioderma- będzie osobny wpis
  • tołpa peeling maska hydroenzymatyczna- z pewnością kupię ponownie
  • woda toaletowa L'Occitane Piwonia- jestem na nie
  • antyperspirant Lady Speed Stick- mój ulubiony :)
  • odżywka Alterra Granat i Aloes- idealna na wyjazdy
  • oliwkowy krem do stóp z Grecji- pamiątka od mamy :)

Dzięki temu w dwie strony przejechały się ze mną tylko te kosmetyki pielęgnacyjne:


O każdym z nich chciałabym napisać nieco więcej, od razu powiem, że najbardziej spośród nich skradło moje serce masełko do ust Nivea ;)

Jeżeli chodzi o kosmetyki kolorowe to też nie pojechało ich ze mną zbyt wiele. Wybrałam najlepszych z najlepszych lub po prostu takie a nie inne z  braku laku i oto co wyszło:


Catrice rządzi ;) Najsłabszym ogniwem tego zestawu jest podkład, no nie mogę się z nim polubić mimo szczerych chęci :( Najbardziej pokochałam za to kredkę do brwi z Catrice właśnie oraz tusz do rzęs Maybelline. Napiszę o nich wkrótce :)

A wszystkie te zabiegi, że coś wezmę, żeby coś innego zostawić tylko po to, żeby zrobić miejsce temu:


Hihi ;)