czwartek, 10 kwietnia 2014

Lirene regenerująco-nawilżający krem odżywczy dla cery suchej

Jeden z moich ulubionych kremów do twarzy pochodził własnie od marki Lirene. Niestety ponad rok temu został wycofany :( Nie dość, że miał fajny skład, to jeszcze rewelacyjnie radził sobie z moją problematyczną cerą. Od tamtej pory zdarzyło mi się kupić kilka kremów Lirene i niestety każdy w mniejszym lub większym stopniu okazał się być niewypałem. Bohatera dzisiejszego wpisu, regenerująco-nawilżający krem odżywczy dla cery suchej otrzymałam w wielkiej paczce z produktami pochodzącymi z laboratorium Dr Ireny Eris. Nauczona doświadczeniem, nie liczyłam na wiele i cóż, mogę napisać, że krem sprostał moim oczekiwaniom ....


Od blisko pół roku moim głównym produktem do pielęgnacji twarzy jest olej kokosowy. Skóra, która przez lata walczyła z trądzikiem w końcu się uspokoiła. Niestety ma kilka mocno przesuszonych partii, które potrafią się nawet łuszczyć. I o ile olej kokosowy radzi sobie z nimi idealnie, to wiadomo, nie nadaje się pod makijaż (choć i z tym sobie czasem radzę ;)). W związku z tym muszę się posiłkować jakimś kremem.


Krem Lirene okazał się być niezwykle gęsty, trudno wchłaniający oraz jak to często w takich sytuacjach bywa zapychający. Po umyciu buzia prezentowała się ładnie, po nałożeniu kremu już wyglądała na zmęczoną! Ze względu na trudności z wchłanianiem makijaż prezentował się na tym kremie fatalnie. Miałam wrażenie, że mam na twarzy kilka warstw, które żyją każda sobie, a nie spajają się w całość...


Po kilku użyciach zobaczyłam, że pory zaczęły się zatykać, przesuszone partie wciąż były przesuszone (suche skórki przebijały często spod podkładu, zupełnie sobie z nimi nie radził) i stwierdziłam, że za dużo ze skórą przeszłam, żeby dalej się męczyć. Oddałam ten krem mamie, czyli pani po 50 roku życia z bardzo suchą choć nieproblematyczną skórą i jest nim zachwycona. Według niej nawilża świetnie, nadaje się na dzień i na noc... Mama nie używa podkładów więc w tej kwestii się nie wypowie. Przyznam, że się czuję nieco oszukana przez los :D


Myślę, że osoby, które podobnie jak ja mają problemy ze skórą (ale prawdziwe, nie wyimaginowane ;)) nie polubią się z tym kremem. Z moimi przesuszeniami sobie nie poradził, mama twierdzi, że jej w tym względzie pomógł. Z racji tego, że recenzję piszę ja, nie mama, to jestem na nie ;)

Obecnie przerzuciłam się na krem dla skóry wrażliwej Alterry i póki co jestem zadowolona :)

14 komentarzy:

  1. Nie miałam dawno kremu z Lirene teraz trochę mam przygody z Ziają i serum Verony :) Myślę że dla mnie mógłby być za tłusty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. miałam kilka kremów tej marki, z żadnym się nie polubiłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne co mi się pozytywnie kojarzy z tą marką to balsam brązujący. Jakoś nie przekonali mnie do tej pory niczym szczególnie. Planujesz posty dotyczące pozostałych kosmetyków z tej wielkiej paczki?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jak najbardziej planuję napisać o całej reszcie :) Już teraz mogę zdradzić, że bardzo przypasował mi micel under 20 :) Ich balsamy brązujące uwielbiam! :)

      Usuń
    2. ja z Lirene mam tylko peeling gruboziarnisty do twarzy i jest całkiem fajny :)

      Usuń
    3. Z Lirene jeden peeling czeka w mojej łazience w kolejce :)

      Usuń
  4. Może parafina cię tak zapycha?

    OdpowiedzUsuń
  5. Krem nawilżający Lirene był pierwszym 'markowym' kremem w mojej kosmetyczce lata temu. Uwielbiałam jego zapach i działanie nawilżające. Mam też do tej marki ogromny sentyment. Obecnie jednak mam tyle kremów, że raczej się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam takie kosmetyki, które darzę wielkim sentymentem :)

      Usuń
  6. Uła, parafina w składzie więc zdecydowanie nie dla mnie. Po kilku użyciach miałabym wysyp nieprzyjaciół. ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się staram unikać parafiny na co dzień. Jak widać ewidentnie mi nie służy :(

      Usuń