Mydełka z Mydlarni Tuli uważam za jedne z bardziej uroczych produktów. Dziś wykończyłam trzecie z kolei. O wcześniejszych, czyli owsianym i węglowym możecie poczytać tutaj i tutaj. Za każdym razem pisałam o mydełkach w mniejszej wersji, która waży około 35g i kosztuje 4zł. Są one dostępne również w większych kostkach, po 100g i kosztują wtedy 10zł. Do każdego zamówienia dostawałam jedno mydełko z tych mniejszych- sympatyczny gest :) Właśnie nad jednym z takich gratisów będę się dziś rozwodzić, a dokładnie mowa będzie o mydełku z czerwoną glinką.
Wybaczcie odbijający się aparat :( |
Pierwszy kontakt był jak najbardziej pozytywny, po otwarciu koperty urzekł mnie piękny, lekko korzenny, typowo świąteczny zapach- miód dla mojego nosa :) Mogłabym je wąchać godzinami. Do tej pory czuję go w szufladzie, w której mydełko czekało na swoją kolej.
Mydełko to, podobnie jak jego węglowy brat oczyszcza skórę, nie pozostawiając uczucia ściągnięcia. Niestety stopień oczyszczenia jest mniejszy niż w przypadku węglowego jednak i tak radzi sobie bardzo dobrze. Pomaga koić zaczerwienienia, nie podrażnia. Ogólnie nie mogę mu nic zarzucić, jednak to nie to samo co mydełko węglowe. Ono stało się moim hitem od pierwszego użycia i to do niego będę wracać- moja cera od dawna nie była w tak dobrym stanie jak w czasie, gdy właśnie po nie sięgałam. Teraz jest nieco gorzej, choć nie mówię, że źle. Chyba znalazłam swój ideał i teraz na wszystko będę kręcić nosem ;)
Z pewnością do tego narzekania przyczyni się fakt słabej wydajności czerwonej kostki. Kostkę mydła węglowego tej samej wielkości używałam przez prawie pięć tygodni, czerwona glinka starczyła mi zaledwie na dwa i pół tygodnia. Nie wiem w czym tkwi problem, wszystkie mydełka przechowuję tak samo- na ażurowej mydelniczce, dzięki czemu nie stoją w wodzie. Co gorsza, po pierwszym użyciu miałam wrażenie, że mydło "rozmiękło" jakby stało długo w wodzie, a przecież tylko je zamoczyłam na chwilę. Ewidentnie nie jesteśmy sobie pisani ;)
I jeszcze jedna ważna sprawa- przy tego typu mydełkach trzeba pilnować, aby nic nie dostało się do oka. W przeciwnym razie można się zapłakać na śmierć ;)
Pomijając małe minusy tego to ogólnie kusisz tymi mydełkami ;P
OdpowiedzUsuńteż lubię te mydełka- kupuje je głównie do mycia rąk, bo robią się niesamowicie wrażliwe jesienią i zimą. Buzię myję najpierw owsianką lub kawowym i dopiero węglowym, faktycznie, efekty używania węglowego są świetne! Kupuję te mydełka dla wszystkich kobiet w rodzinie ;)
OdpowiedzUsuńAle kusisz tymi mydłami. Szkoda, że to nie jest tak wydajne jak węglowe
OdpowiedzUsuńcoraz bardziej kuszą mnie mydełka Tuli:-)
OdpowiedzUsuńkusi mnie to mydełko, bo wszędzie czytam, że czerwona glinka jest dobra na naczynka :)
OdpowiedzUsuńZapach korzenny- tym mnie zawsze można skusić :))
OdpowiedzUsuńMam te mydełko,ale jeszcze go nie używałam.Nie mogę skończyć swojego węglowego mydełka.
OdpowiedzUsuńja pokochałam glinkę różową, jest cudowna! Nic tak dobrze nie nawilżyło mi twarzy :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się kwiatuszek :D
OdpowiedzUsuńCzerwona glinka ciągle czeka na swoją kolej, bo też dostałam ją w gratisie, a węglowym zachwycam się coraz bardziej. Mnie ono w oczy nie szczypie, nic a nic!
OdpowiedzUsuńja się przymierzam do kolejnego zamówienia więc tym bardziej - dzięki za recenzję :) to mydełko miałam w planach, ale skoro piszesz o słabym oczyszczaniu mogę sobie je odpuścić. wrócę chyba do mydełka szałwiowego do włosów - bardzo mi odpowiadało, a po powrocie do olejowania będzie w sam raz.
OdpowiedzUsuńMydełko - zamachowiec. ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie ominą mnie zakupy w mydlarni tuli albo lawendowej farmie.
nie miałam nigdy mydełek z tuli, jak skończą mi się moje zapasy:P na pewno coś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńUrocze to mydełko :)
OdpowiedzUsuńŚwietne mydełko .. :)
OdpowiedzUsuń