środa, 19 października 2011

Skarb Ateny? Chyba nie...

Ostatnio coś zbyt wiele marudzenia jest w moich recenzjach. Na szczęście człowiek uczy się na błędach i widzę, że dzięki blogowaniu coraz rzadziej wpada mi w ręce jakiś trafny towar. Jednak recenzje pomagają się rozeznać w kosmetycznym świecie :) Dziś kolejny wpis z cyklu ku przestrodze. Naturalny krem do ciała Athena's Treasures przywiozła mi z wakacji w Grecji mama. Dostałam go w zestawie z moimi ukochanymi mydełkami oliwkowymi (kilka dni temu napoczęłam drugie, jest równie boskie jak pierwsze) i niestety moje zdanie na jego temat nie będzie tak przychylne.

Tubka ma pojemność 150ml i kosztuje ok. 5-6 euro. W moim odczuciu to całkiem sporo, szczególnie biorąc pod uwagę to, co otrzymujemy w zamian. Zacznę od tego, że krem okropnie pachnie. Zapach jest bardzo sztuczny i nieprzyjemny. Na skórze nie utrzymuje się długo, ale mimo wszystko- nakładanie śmierdziucha to żadna przyjemność. Spodobało mi się to, że tubka była dodatkowo zaklejona (jak pasta do zębów ;))- miałam dzięki temu pewność, że nikt się do niej przede mną nie dobrał- dla mnie to bardzo ważne, właśnie z powodu słabego zabezpieczenia porzuciłam lubiane przeze mnie masełka Joanny.

Krem jest bardzo gęsty, a tubka twarda- miałam problem z wydostaniem produktu, więc przecięłam opakowanie i przełożyłam o pustego słoiczka po kremie do twarzy. Nawet wiele godzin po przeprowadzce dalej wyglądał on jak makaron ;) Niestety, ale gęstość ta znacznie utrudnia aplikację- krem ciężko rozsmarować, długo się wchłania, pozostawia na skórze lepki film


Wszystko to, byłabym w stanie wybaczyć, gdyby krem faktycznie pięknie nawilżał moją skórę- niestety nic takiego się nie dzieje. Nawet nie mam co porównywać jego działania z oliwkowym kremem Iasny (na korzyść tego drugiego). Żeby jeszcze pogrążyć ten produkt napisze, że jego skład wcale nie jest taki naturalny jak głosi producent. Czyli mówiąc krótko, skarb Ateny jest mocno przereklamowany...

13 komentarzy:

  1. Nie lubię takich tępych mazideł, w dodatku drogich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez nie lubie gestych a tym bardziej niedzialajacych balsamow i kremow. A te blogowe recenzje sa jaknajbardziej przydatne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. wiem o co chodzi z tym, że jest gęsty i nie zmienia konsystencji nawet po przeprowadzce wiele godzin. noo, to nie jest fajne jeśli szukasz czegoś funkcjonalnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. zoila: ja również :(

    LongHairGirl: dzięki nim uchroniłam się przez niejednym bublem ;)

    stri_linga: nie jest fajnie, jak widzę Twoje masełka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ale gęścidło, już sobie wyobrażam, że trzeba go wcierać godzinami

    OdpowiedzUsuń
  6. dokładnie, a teraz jak jest tak zimno to nie uśmiecha mi się stać w łazience i czekać aż się wchłonie ;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja akurat uwielbiam gęste i nawet lekko tępe kremy do ciała, ale są pewne granice. Do co samych zakupów z Grecji, to będąc w Grecji wiosną br. kupiłam sobie przede wszystkim właśnie naturalne mydła oliwkowe. Rewelacyjne. Warto sobie czasami przypomnieć, że jednak jest różnica pomiędzy kostką Luksji za 1,50 zł, a naturalnym, ręcznie robionym mydłem za 3 euro.

    OdpowiedzUsuń
  8. nabyłam sporo kosmetyków będąc na Krecie, same naturalne... tylko takie tam były :)
    z tym opakowaniem się nie spotkałam

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie lubię takich 'gęściochów', wolę, gdy krem do rąk jest lekki i szybko się wchłania.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze wiedzieć. No i cieszę się, bo moja mama również przywiozła mi z Grecji te mydełka! Dosłownie miesiąc temu, jeszcze nie zdążyłam żadnego otworzyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ja lubię takie bardziej balsamowate konsystencje albo musy - dużo łatwiej je rozprowadzić niż typowe masełka :) a ja jestem leniem.

    OdpowiedzUsuń